środa, 30 listopada 2011

Tokyo Police Club - 10x10x10 (2011, Mom + Pop)

Dziesięć piosenek z dziesięciu ostatnich lat w dziesięć dni? Pomysł dość (chyba) innowacyjny, a na pewno ryzykowny. I, nie bójmy się tego słowa, eklektyczny.








Indie rockowa kapela z Kanady gra utwór Queens of the Stone Age? Przegięcie? Profanacja? Patologia? Teoretycznie tak. Kojarzący się z letnim hitem 2007 roku muzycy coverują jedną z najgorszych pomyłek muzyczno-filmowego mainstreamu? To przecież jak cios sprężynowcem w nozdrza – niestrawne i mocno krzywdzące. Ale Tokyo Police Club, zespół o którym już w sumie można było zapomnieć i tylko od wielkiego święta/podczas wakacyjnej nudy, podjął się całkiem zgrabnej inicjatywy nagrania dziesięciu piosenek znanych(?) i popularnych(?) na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat.

Przeglądając tracklistę z 10x10x10, przyznam, poczułem się lekko upośledzony. Powód? Po prostu znalazły się tam tytuły, których za grosz nie kojarzyłem i przypomnieć sobie nie mogłem. No bo kto mógł nagrać takie „Since U Been Gone” czy „Party In the U.S.A”? Wertując skrupulatnie youtube mój światopogląd połamał się na miliardy małych cząstek. Kto to Kelly Clarkson i dlaczego wygrała amerykańskiego Idola? Hannah Montana naprawdę śpiewa (nie wiedziałem, że jest piosenkarką) na tle flagi Stanów Zjednoczonych takie cuda:

„Too much pressure and I'm nervous
That's when the taxi man turned on the radio
And the Jay-Z song was on
And the Jay-Z song was on
And the Jay-Z song was on
So I put my hands up, they're playin' my song
The butterflies fly away, I'm noddin' my head like "Yeah!"
Movin' my hips like "Yeah!"”

Większych gniotów dawno nie słyszałem. Na szczęście są Tokyo Police Club, Polaroid (ładne zdjęcia dodali), fajni goście na featuringach i masa innych kawałków, które znalazły się na 10x10x10. Ile się można nauczyć o muzyce łohohoho <śmiech>.
Ale temat jest prosty – Kanadyjczycy zdecydowali się nagrać dziesięć „klubowych hitów ostatnich dziesięciu lat” przy czym na tapetę wzięli, idąc według kolejności, Moby’ego (i Gwen Stefani), Jimmy Eat World, The Strokes, Kelly Clarkson, QOTSA, Phoenix, LCD Soundsystem, M83, Harlem Shakes i…wymienioną przed chwilą Miley Cyrus. Otrzymujemy materiał całkiem przyjemny, momentami irytujący. Ogólnie taki…typowy dla TPC.

Wiadomo, drugiego takiego kawałka jak „Your English Is Good” Tokyo Police Club nie nagra.
Champ szybciej się zapominało niż „ściągnęło płytę”. Jednak mimo wszystko czasem warto wrócić do tych słodkich i naiwnych dźwięków. 10x10x10 to dobra okazja, bo ten melanż klimatyczny sprawdza się, w indierockowych aranżacjach, całkiem schludnie. Czuć to szczególnie w „Since U Been Gone” – klubowym hicie 2004 roku autorstwa zwyciężczyni amerykańskiego Idola. Utwór naprawdę wpada w ucho, pieści je i pozostaje na długo. Cóż, nie znałem oryginalnej wersji wcześniej - nie wiem czy to wstyd, czy też nie – ale po oporządzeniu tematu można stwierdzić, że cover wypada tysiąc razy lepiej. Że utrzymane w stylistyce indie? Wierzcie, tutaj to naprawdę pozytyw.

W superlatywach należy wypowiadać się przede wszystkim o otwierającym krążek „South Side”. Fanem twórczości Moby’ego nigdy nie byłem i nie będę, chociaż oryginalna wersja jeszcze dawała radę. Cover jednak to zupełnie inny świat i trzeba przyznać, że ogromna w tym zasługa Morgan Kibby. Niski w zwrotkach głos Monksa i eteryczny śpiew założycielki White Sea komponują się wręcz perfekcyjnie, przyćmiewając tym samym featuring z Gwen Stefani.

Blado wypadają „Sweetness”, „Under Control”, “Long Distance Call” I “Little Sister”, chociaż na tle oryginalnych tracków pierwszy, chociaż niemiłosiernie męczy uszy, i tak błyszczy. Nie łapię się za fana Jimmy Eat World, znam ich twórczość wybiórczo, co należy rozumieć raczej jako styczność z anglojęzycznymi serialami, jednak i tak przypominający w „Sweetness” obdzieranie kota głos Dave’a jest znacznie lepszy od emo-płaczu wokala JEW. Ale nawet obecność Michaela Angelakosa z Passion Pit tutaj nie pomoże. Cover The Strokes Tokyo Police Club niepotrzebnie wydłużyli, przez co ma się wrażenie, kawałek ciągnie się i ciągnie w nieskończoność, co może irytować. Casablancas również nie radował, ale chyba jednak wypada lepiej. Tego nie można powiedzieć jednak o przeróbce utworu Phoenix. Oryginał bije wersję Kanadyjczyków na łeb, na szyję, co słychać od samego początku. Monks to nie Thomas Mars, a TPC to nie Phoenix. Proste.
Queens
of the Stone Age nie tak łatwo zcoverować - traci zatem „Little Sister”. W nagraniu Tokyo Police Club nie poczuje się tego wytłumienia brzmieniowego, brak pustynnego piasku. Może to dlatego, że utwór jest wolniejszy, a może z powodu mniejszej energii. To jednak można było przewidzieć.
Pozytywnie wypada również „Kim & Jessie”, chociaż i tutaj można mieć „ale” do wykonania w stosunku do pierwowzoru. Wiadomo, sytuacja taka sama jak w przypadku QOTSA – tego zespołu nie da się podrobić, nie da się w sposób idealny stworzyć cover, który porwie serca i nie odda z powrotem. Jest eterycznie, jest też sennie. I marzycielsko, nie jak na Saturdays=Youth, ale również urzeka.

I na samo zakończenie słów kilka o zamykającym 10x10x10 „Party In the U.S.A”. Nigdy by mi nie przyszło do głowy, że Miley Cyrus naprawdę śpiewa (oczywiście poza swoją serialową wersją Hannah Montana). Za żadne skarby nie podejrzewałem, skoro już powstał taki kawałek, że może mieć aż tak srogi i płytki tekst (o teledysku lepiej nie wspominać). W coverze brzmi to jednak naprawdę przystępnie i – co mnie przeraża – zachęcająco. Oczywiście czy to będzie pop z gatunku „mainstream dla dojrzewających trzynastolatek z farmy w Kentucky”, czy z przedrostkiem indie, to zostanie to jednak popem.

W tym przypadku to dobry pop.

7/10

Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.