czwartek, 24 listopada 2011

Sóley – "We Sink" (2011, Morr Music)

We Sink to krążek dla introwertyków i ludzi wrażliwych, jak sama Sóley Stefánsdótt.









Moja bezgraniczna miłość do skandynawskich, a zwłaszcza islandzkich brzmień, rozpoczęła się na dobre w 2007 roku, tuż po obejrzeniu filmu „Heima”, opowiadającego o początkach i pierwszych koncertach grupy Sigur Ros.  Doskonale połączono ze sobą zapierające dech w piersiach, malownicze krajobrazy Reykjaviku i prowincji wokół oraz cudowną, kojącą muzykę - od ambientu po synthpop. Po kilkunastokrotnym odtworzeniu tego filmu wpadłem na grupę Seabear, która akurat w tym samym czasie wydała swój debiutanckim album The Ghost That Carried Us Away. Indie folkowe brzmienia tej grupy niezwykle mnie oczarowały. Szczególną uwagę zwróciłem wówczas na jedną z członkiń tego zespołu…

Sóley Stefánsdóttir, bo to o niej mowa, po wydaniu dobrze przyjętego, sześcioutworowego mini-albumu
Theater Island w 2010 roku, powraca w wielkim stylu z drugim solowym materiałem - We Sink . Byłem ciekawy czy jej nowy album będzie bezpośrednią kontynuacją poczynań Seabear, czy też będzie starała się stworzyć coś nowego, zupełnie innego od wydawnictw matczynej formacji. Młodziutka artystka postawiła zdecydowanie na to drugie. Album otwiera „I`ll Drown” z miarowo wystukiwanym rytmem i akompaniamentem fortepianu. W tle pogrywa stłumiona perkusja w towarzystwie tamburynu, okraszona niezwykle czarującym wokalem młodziutkiej Sóley. Już pierwszy utwór porywa nas w podróż z wokalistką gdzieś na opuszczony strych, gdzie nie ma nic prócz starego kufra i tony kurzu. Zasiadamy na starej, drewnianej posadzce, opierając się o ścianę i wsłuchując się w jej niezwykle hipnotyzujący głos, uciekamy gdzieś myślami z dala od codziennych problemów. W następnym na trackliście „Smashed Birds” Sóley towarzyszą dźwięki akustycznej gitary. Z każdym kolejnym utworem robi się coraz bardziej niepokojąco, co budzi ciekawość wobec dalszej podróży w jej towarzystwie. Urzekające „Bad Dream” to kompozycja bardzo uboga w muzycznej aranżacji, gdzie tekst jest bardziej szeptany niż śpiewany. To podobne uczucie, gdy nasza ukochana szepczę nam do ucha ciepłe słówka przed spaniem.

Na płycie znajdują się też bajkowe „Blue leaves”, nieco mroczne „Kill The Clown, czy „Fight Them Soft”, które przypomina dźwięk pozytywki z tańczącą baletnicą. Ale We Sink to nie tylko smutne ballady, ale i utwory nieco różniące się od wcześniej wymienionych klimatem tj. mocniejszy i mieniący się barwami „The Sun is Going Down II” , taneczne i najbardziej melodyjne spośród 12 pozostałych utworów „Dance”, w którym wokalistka pragnie nas porwać do szalonego tańca jak w przedszkolu oraz moje ulubione „Pretty Face” z niesamowitymi harmoniami wokalnymi. Album zamyka romantyczne „Theater Island, które pozostawia całą tę opowieść niedopowiedzianą i zmusza do czekania na kolejny jej album.

We Sink to album wyjątkowy, ale… taka jest również sama Stefánsdótti. Jest on zbiorem niezwykle chwytliwych i poruszających utworów, gdzie przede wszystkim najważniejszy jest tekst , a zaraz potem tło muzyczne. Ono i tak jest na bardzo wysokim poziomie, mimo że sprawia wrażenie improwizowanego. To niesamowicie dopracowany i spójny projekt utrzymywany w kojących i spokojnych aranżacjach. To krążek dla introwertyków i ludzi wrażliwych, jak sama Sóley Stefánsdótti. Jeśli taki jesteś, dasz zabrać się w tę magiczną, blisko 50-minutową podróż wspomnieniami po najwspanialszych chwilach w swoim życiu. Ja się w nią wybrałem. I chciałbym zrobić to ponownie.

9/10

Kacper Ponichtera

2 komentarze:

  1. Sóley jest naprawdę genialna. Wiecie może gdzie można dostać jej płytę(we sink)?

    OdpowiedzUsuń
  2. http://www.fan.pl/katalog/p91756924_soley_we_sink.html

    tutaj

    pozdro

    redakcja

    OdpowiedzUsuń

Zostaw wiadomość.