Nieczęsto zdarza się, by artysta zjednywał subkultury, pokolenia i trafiał do tak szerokiego grona odbiorców. Jedni nazwą to komerchą, inni orientacją w gustach słuchaczy, jeszcze inni po prostu geniuszem. Koncert Jamie Woona w warszawskiej Proximie udowodnił, że jest to możliwe. Przy wypełnionym po brzegi klubie muzyk zaprezentował materiał ze swojej debiutanckiej płyty.
Jamie Woon gościł już w naszym kraju dwa razy. Po bardzo dobrym przyjęciu na Tauron Festival Nowa Muzyka i wcześniejszym gigu w 1500m artysta postanowił odwiedzić Polskę jeszcze raz. I chwała mu za to!
W pękającej w szwach (przy mnie sprzedano ostatni bilet!) Proximie już przed koncertem czuć było nutkę podniecenia i ekscytacji. Parę minut po 20, dwóch facetów nieco nieśmiało wyszło na scenę. Koncert rozpoczął się spokojnie, akustycznie. Z czasem ładunek elektroniki wzrastał. Kulminacją był chyba „Lady Luck”, który spotkał się z ogromnym entuzjazmem publiki. Woon wspierany był przez Royce'a Wooda, który to chwytał gitarę, to stawał za keyboardem, obsługiwał sampler – prawdziwy człowiek – orkiestra! Czasem wydawało się wręcz, że to on jest główną gwiazdą zespołu. Brytyjczycy zaprezentowali prawie cały materiał z płyty „Mirrorwriting” (i naprawdę szkoda, że nie można było kupić winyli...). Tym większe brawa, bo artyści korzystali z pożyczonego sprzętu - linie lotnicze zapomniały o ich przepastnym bagażu. Wiązało się to z kilkoma wpadkami, ale muzycy żartobliwie rozładowywali napięcie. Woon, którego kariera potoczyła się w naprawdę ekspresowym tempie, nie miał w sobie niczego z mentalności gwiazdora – raz po raz zagadywał publiczność, uśmiechał się. Polski tłum naprawdę przypadł do gustu Brytyjczykom. Royce Wood kilkukrotnie próbował zrobić zdjęcie publice, jednak za każdym razem skutecznie uniemożliwiali mu to oświetleniowcy (nieładnie, Panowie, nieładnie!).
Jeżeli dobry koncert poznaje się po tym, że nie zauważa się, kiedy mija, to ten właśnie taki był. Mimo że muzycy bisowali kilkukrotnie i tak pozostawili ogromny niedosyt. Można to było zauważyć, kiedy Wood wyszedł złożyć sprzęt a przywitały go okrzyki, jakby występ dopiero miał się zacząć. Panie Woon, zapraszamy więc ponownie!
Miłosz Karbowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.