Fantastyczna mieszanka basu, rytmu oraz przeróżnych sampli, która powali każdego. Rustie swoim debiutanckim albumem , pokazuje nam jak powinna brzmieć współczesna basowa muzyka.
Jeśli jesteście fanami „tagowania” i jeśli waszym ulubionym portalem jest Last.fm, to muzyki którą tworzy ten dwudziestoparolatek z Glasgow, nie wystarczy określić mianem dubstepu. Jeśli miałbym się zabawić w wymyślanie nowych nazw to jego twórczość określiłbym jako „future-dubstep” lub „experimental-dubstep”. Jednak od paru lat funkcjonuje termin „Wonky” zamiennie z „Aquacrunk”, z tym, że drugie określenie zostało żartobliwie wymyślone przez użytkowników „lasta”. Choć z drugiej strony… czemu miałoby się nie przyjąć. Wonky jest połączeniem dubstepu, grime’u, glitch-hopu, breaków, techno oraz muzyki inspirowanej 8 i 16-bitowymi dźwiękami z klasycznych gier wideo, określanej jako chiptune.
Płyta nosi tytuł Glass Swords i powstawała przez ostatnie dwa lata, kiedy to Rustie, oprócz weekendowych imprez, nie wyściubiał nosa ze swojego mieszkania, dopracowując wszystkie kawałki do perfekcji. Album jest jego pierwszym tak dużym przedsięwzięciem, jednak Szkot ma już na swoim koncie parę Epek w tym jedną, z kolegą po fachu Jokerem, którego debiutancki LP ukaże się w listopadzie.
Z grubsza, Glass Swords nie różni się wiele od wcześniejszych produkcji Rustiego. Na pewno są one bardziej dopracowane i zaawansowane pod względem technicznym ale to szczególnie nie dziwi, gdyż wszystkie jego wydawnictwa z roku na rok są coraz lepsze. Ukoronowaniem jego wcześniejszych dokonań było podpisanie kontraktu z legendarną wytwórnią Warp, nakładem której ukazała się jego ostatnia Epka – Sunburst oraz opisywana dziś przeze mnie płyta, na którą składa się trzynaście utworów, wypełnionych po brzegi energią i niesamowitym klimatem. Słychać na niej nawet wpływ, jaki wywarła na tym młodym producencie rockowa muzyka lat 80, w której za młodu się zasłuchiwał. Zauważyć to można szczególnie w pierwszym, otwierającym utworze. Wszystkie, są mieszanką, psychodelicznych prog-rockowych klimatów, muzyki rave lat 90 oraz rozwijającego się na przełomie wieków dubstepu.
Kawałki zebrane na Glass Swords są niesamowite. Rustie, dzięki swojej muzyce pokazuje, że muzyka elektroniczne może w dalszym ciągu być oryginalną, będąc przy tym łatwą i przyjemną do słuchania oraz w pewnym sensie „przebojową”, bo niektóre z nich mogą stanowić genialny materiał na imprezę. Za przykład wystarczy podać utwór „After Light”, który rozpoczyna się prostą partią klawiszową aby przejść do mocno basowej części, co nie jest specjalnie skomplikowanym zabiegiem ale za to mogącym przyprawić przeciętnego zjadacza chleba o zawał serca (wyobraźcie sobie, usłyszeć ten kawałek w klubie, przy genialnym nagłośnieniu i setce ludzi wyczekujących tak jak Wy na moment wybuchu energii jaki płynie z tego utworu!). Podobnych, znajdziemy na płycie jeszcze kilka, w tym: „Hover Traps” (tu też, dużą role odgrywają partie klawiszowe), „City Star” (który zawdzięcza wszystko fantastycznemu hip-hopowemu rytmowi), jak również „Deatch Moultain”, „Ultra Thizz” czy „Cry Flames”. Ale nie tylko te, monumentalne produkcje budują klimat płyty. Są również utwory bardziej melodyjne, spokojne i pozwalające słuchaczowi odsapnąć pomiędzy wymienionymi powyżej, jednak nie są nudne ani leniwe. Wystarczy posłuchać drugiej i trzeciej pozycji z albumu aby się o tym przekonać!
Jeśli szukacie czegoś nowego do posłuchania albo uważacie, że muzyka dubstepowa nie ma dla Was nic do zaoferowania, to koniecznie musicie przynajmniej spróbować tego co przygotował dla Was Rustie. Naprawdę warto, ponieważ w muzyce, którą tworzą Rustie, Hudson Mohawke czy nawet Flying Lotus zakochali się nie tylko fani dubstepu ale również hip-hopu czy electro. Polecam.
(9/10)
wojtek irzyk
Fajne, ale aż 9/10 bym nie dał. Jak dla mnie coś koło 7/10
OdpowiedzUsuń