Łona i Webber to duet nietuzinkowy – jak flip i flap, jak wódka i śledzik, jak Jakubiak i Kluzik-Rostkowska za złotych lat . Nierozerwalni i w przeciwieństwie do niektórych nierozerwalnych rzeczy z poprzedniego zdania – niezawodni i (wbrew tym oponującym za tym, że obaj „skończyli się na Kill'em All”) trzymający bardzo, bardzo wysoki poziom. Jak trzymali, tak trzymają, poprzeczki nie opuścili.
Mam wrażenie, że Cztery i pół jest próbą znalezienia złotego środka pomiędzy swego rodzaju zatroskaniem, zahaczającymi o publicystykę tekstami i muzycznym eklektyzmem Absurdu i Nonsensu, a bezpretensjonalnością, optymizmem (który, zgodnie z tym, co nawija Łona w pierwszym tracki – można od biedy zostawić) i energią pierwszych dwóch płyt. Przy tym Webber dosyć konkretnie rozszalał się w kombinacjach z wszelakimi instrumentami klawiszowymi, przez co dostrzegalne jest wyraźne odejście od sampli – pojawiają się za to soczyste cuty (wjazd z „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?” w „Kończ tę rozmowę” to najbardziej absurdalna rzecz od czasów „Do Ciebie Aniu, szłem”). Są też goście z The Pimps wspierający Łonę na koncertach – Maciej Kałka (bas) i Daniel Popiałkiewicz (gitara). Umówmy się – nie jest to rewolucja, ale lekka, ciekawa przebudowa brzmienia, czemu nie? Zdarza się Webberowi ukręcać rzeczy bardzo nowoczesne, jak „Nie pytaj nas”, „Jesteśmy w kontakcie” i „10”, pierwszym z nich jarał się nawet Pezet na swoim facebooku, jako „bardzo angielskim”, jednak z reguły celuje w sprawdzone (mimo nowego brzmienia zbliżonych klimatem do rzeczy z Niczego Dziwnego, czy nawet Końca Żartów) klimaty, przepięknie wychodzą mu bardziej wyciszone, refleksyjne tracki, jak „Nocny ekspres” i „Kaloryfer” przypominające cymesy, które sprezentował Eldoce na Eterni. Czym starszy, tym lepszy.
Umówmy się – beaciki to głównie problem tych, co się wsłuchują, większość rapowych tracków (szczególnie jeśli bawimy się w rodzimym języku) żyje głównie tekstem i flow. Lirycznie na Łonę nie ma u nas mocnych (oprócz Mesa, który z powodzeniem uprawia jednak trochę inne pomidory), a flow ma na tyle charakterystyczny, że wiadomo kogo słuchamy od pierwszego chrząknięcia. „Szkoda zachodu” to inteligentna obrona tzw. „cywilizacji śmierci”, mamy też ostrą satyrę na „młodych wykształconych z wielkich ośrodków” (kapitalne „Nie pytaj nas” i „10”), zmęczenie tempem życia (Jjesteśmy w kontakcie”) i czasami „Końca kultury” („To nic nie znaczy”), opis jesiennej chandry („Kaloryfer”), czy jak zawsze frapujące storytellingi („Nocny ekspres”, „Kończ tę rozmowę”, „Bez mapy”). Jasne, że pojawiają się tematy poruszane wcześniej, jak tolerancji wobec „Innego”, czy apeli o „Patrzenie szerzej” - chociażby w „Miej wątpliwość” i w „Różnicach” (z Vieniem i Fokusem), ale jak to zawsze w przypadku Łony bywa – wszystko prawidłowo i ze smakiem. Co odróżnia Cztery i pół od płyt wcześniejszych to jeszcze więcej „gorzkości” (mimo humorystycznego zabarwienia większości numerów), rozczarowania i jakiejś tłumionej frustry. „A, że jeszcze nie dziś, to jeszcze nic nie znaczy”, brzmi raczej jak szukanie światełka w tunelu, którym przejeżdża pociąg, niż przekonanie o tym, że to w czym tkwimy jest tylko momentem przejściowym.
No i jestem rozstrzelony, bo z jednej strony jest to jedna z istotniejszych rodzimych płyt hip-hopowych ostatnich lat (Łona do specjalnie często odzywających się artystów nie należy), ale wymaga zdecydowanie więcej wysiłku, niż wchodzące od razu Nic dziwnego, a jego eklektyczna natura (zarówno pod względem lirycznym, jak i muzycznym) obrazu płyty nie rozjaśnia. Mimo charakterystycznych patentów potrzeba czasu, żeby płyta walnęła z należytą siłą, a nawet jak uderza to ma się życzenie, żeby walnęła jeszcze mocniej. Jest jakiś brakujący element, który chciałbym tutaj jeszcze usłyszeć. Może chodzi o niedosyt pod względem czasu trwania tego LP (tylko 45 minut)? A może o to, że chyba nawet Łona traci nadzieję? Chociaż z drugiej strony zatapianie się w „kaloryferowej” melancholii jest jednym z najbardziej satysfakcjonujących momentów całości. Jesteśmy już całkiem starzy, co nie Łona?
Jesteśmy już trochę smutni, trochę wkurwieni, ale mamy jeszcze na tyle poczucia humoru, żeby pośmiać się z ludzi, którzy nie wiedzą, czy wolą zachłysnąć się prawicowym radykalizmem, czy bezrefleksyjnością? Tak, czy siak – dobrze się tego słucha. I „dobrzewiesz”, że wypadałoby, żebyś wydawał płyty troszkę częściej.
8/10
Mam wrażenie, że Cztery i pół jest próbą znalezienia złotego środka pomiędzy swego rodzaju zatroskaniem, zahaczającymi o publicystykę tekstami i muzycznym eklektyzmem Absurdu i Nonsensu, a bezpretensjonalnością, optymizmem (który, zgodnie z tym, co nawija Łona w pierwszym tracki – można od biedy zostawić) i energią pierwszych dwóch płyt. Przy tym Webber dosyć konkretnie rozszalał się w kombinacjach z wszelakimi instrumentami klawiszowymi, przez co dostrzegalne jest wyraźne odejście od sampli – pojawiają się za to soczyste cuty (wjazd z „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?” w „Kończ tę rozmowę” to najbardziej absurdalna rzecz od czasów „Do Ciebie Aniu, szłem”). Są też goście z The Pimps wspierający Łonę na koncertach – Maciej Kałka (bas) i Daniel Popiałkiewicz (gitara). Umówmy się – nie jest to rewolucja, ale lekka, ciekawa przebudowa brzmienia, czemu nie? Zdarza się Webberowi ukręcać rzeczy bardzo nowoczesne, jak „Nie pytaj nas”, „Jesteśmy w kontakcie” i „10”, pierwszym z nich jarał się nawet Pezet na swoim facebooku, jako „bardzo angielskim”, jednak z reguły celuje w sprawdzone (mimo nowego brzmienia zbliżonych klimatem do rzeczy z Niczego Dziwnego, czy nawet Końca Żartów) klimaty, przepięknie wychodzą mu bardziej wyciszone, refleksyjne tracki, jak „Nocny ekspres” i „Kaloryfer” przypominające cymesy, które sprezentował Eldoce na Eterni. Czym starszy, tym lepszy.
Umówmy się – beaciki to głównie problem tych, co się wsłuchują, większość rapowych tracków (szczególnie jeśli bawimy się w rodzimym języku) żyje głównie tekstem i flow. Lirycznie na Łonę nie ma u nas mocnych (oprócz Mesa, który z powodzeniem uprawia jednak trochę inne pomidory), a flow ma na tyle charakterystyczny, że wiadomo kogo słuchamy od pierwszego chrząknięcia. „Szkoda zachodu” to inteligentna obrona tzw. „cywilizacji śmierci”, mamy też ostrą satyrę na „młodych wykształconych z wielkich ośrodków” (kapitalne „Nie pytaj nas” i „10”), zmęczenie tempem życia (Jjesteśmy w kontakcie”) i czasami „Końca kultury” („To nic nie znaczy”), opis jesiennej chandry („Kaloryfer”), czy jak zawsze frapujące storytellingi („Nocny ekspres”, „Kończ tę rozmowę”, „Bez mapy”). Jasne, że pojawiają się tematy poruszane wcześniej, jak tolerancji wobec „Innego”, czy apeli o „Patrzenie szerzej” - chociażby w „Miej wątpliwość” i w „Różnicach” (z Vieniem i Fokusem), ale jak to zawsze w przypadku Łony bywa – wszystko prawidłowo i ze smakiem. Co odróżnia Cztery i pół od płyt wcześniejszych to jeszcze więcej „gorzkości” (mimo humorystycznego zabarwienia większości numerów), rozczarowania i jakiejś tłumionej frustry. „A, że jeszcze nie dziś, to jeszcze nic nie znaczy”, brzmi raczej jak szukanie światełka w tunelu, którym przejeżdża pociąg, niż przekonanie o tym, że to w czym tkwimy jest tylko momentem przejściowym.
No i jestem rozstrzelony, bo z jednej strony jest to jedna z istotniejszych rodzimych płyt hip-hopowych ostatnich lat (Łona do specjalnie często odzywających się artystów nie należy), ale wymaga zdecydowanie więcej wysiłku, niż wchodzące od razu Nic dziwnego, a jego eklektyczna natura (zarówno pod względem lirycznym, jak i muzycznym) obrazu płyty nie rozjaśnia. Mimo charakterystycznych patentów potrzeba czasu, żeby płyta walnęła z należytą siłą, a nawet jak uderza to ma się życzenie, żeby walnęła jeszcze mocniej. Jest jakiś brakujący element, który chciałbym tutaj jeszcze usłyszeć. Może chodzi o niedosyt pod względem czasu trwania tego LP (tylko 45 minut)? A może o to, że chyba nawet Łona traci nadzieję? Chociaż z drugiej strony zatapianie się w „kaloryferowej” melancholii jest jednym z najbardziej satysfakcjonujących momentów całości. Jesteśmy już całkiem starzy, co nie Łona?
Jesteśmy już trochę smutni, trochę wkurwieni, ale mamy jeszcze na tyle poczucia humoru, żeby pośmiać się z ludzi, którzy nie wiedzą, czy wolą zachłysnąć się prawicowym radykalizmem, czy bezrefleksyjnością? Tak, czy siak – dobrze się tego słucha. I „dobrzewiesz”, że wypadałoby, żebyś wydawał płyty troszkę częściej.
8/10
Mateusz Romanoski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.