poniedziałek, 24 października 2011

Julia Marcell – „June” (2011, Haldern Pop/Mystic)

Drugie wydawnictwo Julii Marcel wśród fanów wywołuje zdziwienie, dla nowych słuchaczy będzie czymś świeżym i rzadko spotykanym w polskiej muzyce. Nad June warto przysiąść na kilka(dzieści) minut.
 






Fanom freak folku spod znaku Glasser czy chociażby Chelsea Wolfe najnowszy album Julii Marcell powinien przypaść do gustu. Jedenaście nowych utworów artystka utrzymała w zupełnie innej stylistyce niż miało to miejsce na It Might Like You. Chaotyczna perkusja, łamany wokal i lekko tropikalne brzmienie to czynniki, na których oparto June.

Album wciąga. Są, jak wyraża się redakcyjny kolega Mateusz, „kosiory”, a to dobry znak. Już otwierający krążek tytułowy utwór ukazuje Marcell w zupełnie innym świetle. Nie ma fortepianu, nie ma smutku. Są za to plemienne bębny, chórki, zabawy z głosem Julii,  dzwoneczki i ogólna żywiołowość bijąca z tracku numer jeden.

Singlowa „Matrioszka” również nie zawodzi. To właśnie tek kawałek zapowiadał największe zmiany, odejście od wcześniej obranego kierunku „ja i akompaniament fortepianu” i podążanie ścieżką zwaną eksperyment. Bo
June to płyta wypełniona od początku do końca improwizatorskimi brzmieniami, dowód na rozwój artystyczny Julii Marcell. „Matrioszka” to smyczki (kto ich nie lubi?), flety i perkusja, która przecież na debiutanckim albumie długogrającym występowała , po pierwsze rzadko, a gdy już była, to w bardzo okrojonej formie.

„Since” łudząco przypomina Bat For Lashes, głównie przez tylko teoretycznie spokojny podkład melodyjny, w którym jednak tkwi wyczuwalny niepokój (sprawka perkusji) kontrastujący z kojącym wokalem Julii. Swoją „robotę” wykonują również umieszczone w tle smyczki nadając kompozycji łagodny i błogi charakter. Przeciwieństwem tego utworu jest „CTRL” z dynamicznymi bębnami, wpadającą w ucho linią basu i sympatyczna elektroniką. Skojarzenie? Brooklyn wczesnych lat dziewięćdziesiątych i grające na ulicy w gumę dziewczyny.

Uderzeniami w stronę freak popu/folku są jeszcze „Gamelan”, gdzie Julia Marcell zgrabnie łączy chaotyczny podkład z przed-refrenowymi wyciszeniami, wielce smyczkowe i fortepianowe ‘Echo”, w którym dosłyszeć się możemy refrenu z polskim tekstem (chórek), „Crows” z iście tribalową perkusją i „Aye Aye”. Ukłonem w kierunku
It Might Like You będą: spokojna i klasyczna ballada „Shores” z pięknymi, acz smutnymi „muzycznymi landscape’ami” i zahaczające o triphopową głębię dźwięku „I Wanna Get on Fire”, które, zaraz po „Shhh”, najmniej mi podchodzi.

Całościowo June prezentuje się bardzo korzystnie. Może nie byłem wielkim fanem Julii Marcell po jej pierwszym długogrającym krążku, gdyż podczas słuchania po prostu się wyłączałem, ale najnowsze wydawnictwo pochodzącej z Olsztyna piosenkarki i kompozytorki wciąga i urzeka. Coś dla fanów Bjork, miłośników Bat For Lashes i hipsterów lansujących się na Cameron Mesirow (Glasser). Można i warto często puszczać od początku do końca.

7.5/10

Piotr Strzemieczny




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.