Mało ludzi, dobra muzyka i „Purple Rain” – tak wyglądał sobotni koncert Karate Free Stylers i Kiev Office w olsztyńskim klubie Nowy Andergrant.
Rozpocznę od tego, że to nie był mój pierwszy raz w Olsztynie. Znam to miasto dobrze, znam Carpenter (chociaż nie wiedziałem, że tak się nazywa), znam herbaciarnię ZEN, znam nawet (niestety) NOVO i Grawitację (ble). Ale Nowego Andergrantu jakoś nigdy wcześniej nie odwiedziłem.
Zanim jednak wyruszyliśmy do stolicy Warmii i Mazur musieliśmy znaleźć nocleg. Wybór nie był trudny: albo schronisko na Kościuszki, albo hostel na Kołobrzeskiej. Wypadło na drugą miejscówkę. I chociaż był to hostel kategorii „F” (łóżko na kółkach, które odjeżdżało, gdy się na nim usiadło, o braku papieru toaletowego nie wspomnę) położony w nieciekawej i lekko patologicznej okolicy, to jednak znajdował się blisko klubu. A że w Olsztynie z Kołobrzeskiej blisko na starówkę (w sumie to wszędzie praktycznie jest blisko), to problemu nie było.
Nowy Andergrant jakimś oszałamiająco wielkim klubem nie jest – dwie sale, z czego druga to koncertówka, z całkiem sporą sceną. Schodzi się do niego po schodkach, na dworze sympatyczny ogródek piwny. Mylić może położenie, bo znajduje się w podziemiach Społem, co – wśród ekipy FYH! i reszty przyjezdnych – wywołało zdziwienie. O 20.00 powinien rozpocząć się pierwszy gig.
Rozpocznę od tego, że to nie był mój pierwszy raz w Olsztynie. Znam to miasto dobrze, znam Carpenter (chociaż nie wiedziałem, że tak się nazywa), znam herbaciarnię ZEN, znam nawet (niestety) NOVO i Grawitację (ble). Ale Nowego Andergrantu jakoś nigdy wcześniej nie odwiedziłem.
Zanim jednak wyruszyliśmy do stolicy Warmii i Mazur musieliśmy znaleźć nocleg. Wybór nie był trudny: albo schronisko na Kościuszki, albo hostel na Kołobrzeskiej. Wypadło na drugą miejscówkę. I chociaż był to hostel kategorii „F” (łóżko na kółkach, które odjeżdżało, gdy się na nim usiadło, o braku papieru toaletowego nie wspomnę) położony w nieciekawej i lekko patologicznej okolicy, to jednak znajdował się blisko klubu. A że w Olsztynie z Kołobrzeskiej blisko na starówkę (w sumie to wszędzie praktycznie jest blisko), to problemu nie było.
Nowy Andergrant jakimś oszałamiająco wielkim klubem nie jest – dwie sale, z czego druga to koncertówka, z całkiem sporą sceną. Schodzi się do niego po schodkach, na dworze sympatyczny ogródek piwny. Mylić może położenie, bo znajduje się w podziemiach Społem, co – wśród ekipy FYH! i reszty przyjezdnych – wywołało zdziwienie. O 20.00 powinien rozpocząć się pierwszy gig.
Zaczął się z opóźnieniem, bo czekano na ludzi. Publiki zbytnio się nie doczekano, więc przy, uwaga, maksymalnie piętnastu osobach Karate Free Stylers rozpoczęli swój występ. Trochę to przykre, bo promocja na mieście była (plakaty), jak i w necie – napracowaliśmy się sporo promując wydarzenie głównie na facebooku Olsztyna oraz Radia UWM FM (studenckie radio – coś jak Radio Aktywne czy Radio Kampus w Warszawie), którego w sumie od 2008 roku już nie słucham.
Więc KFS zaczęli i zrobili to z tak zwaną pompą. Leciały kawałki nowe i stare, tj z ostatniej EP-ki At Least We Are Able To Breathe oraz z nadchodzącego wydawnictwa. I słuchając, chyba po raz pierwszy, tych nowych utworów jestem w stanie stwierdzić, że złe zespoły pochodzące z Olsztyna wyszły w tzw. świat. Z całym szacunkiem dla Lollipops, których niezbyt znam i lubię, z pogardą dla cudawianek typu Enej i Afromental, to właśnie zespół Piotrka Siwickiego oraz Pawłów: Kowalewicza i Porzycha powinien świecić popularnością w polskim niezalowym światku. Jest inaczej, trochę to przykre (po raz drugi).
Jeśli frekwencja nie dopisała Karate Free Stylers, to nie wiem jak nazwać to, co wydarzyło się podczas występu gwiazdy wieczoru, Kiev Office. Formacja Michała Miegonia zagrała naprawdę nieźle i długo. I…dla dosłownie pięciu osób. Zespół z Gdyni zagrał głównie utwory z Anton Globba. I nawet jeśli nie znałem tej płyty dobrze (albo znałem kilka, z czego kilka mi się podobało, kilka raziło, a niektóre były neutralne), to wyszło fajnie. Niech żałują ci, którzy olali gig, bo można było przy okazji nauczyć się trochę historii Babich Dołów (Miegoń opowiedział historię dzielnicy).
Podsumowując – wielki minus dla frekwencji. Po Olsztynie spodziewałem się jednak większego „udziału”. Być może usprawiedliwieniem może być fakt, że jest to, co tu ukrywać, studenckie miasto, a sam gig odbył się jeszcze nie w roku akademickim. Jednak to teoria lekko naciągana. I Kiev Office, i Karate Free Stylers wypadli dobrze. Mam nadzieję, że chłopaki z Olsztyna (obecnie rezydujący w Warszawie) znajdą wytwórnię, bo trochę to przykre (raz enty), że sami muszą bujać się z wydawaniem materiału, gdy inne gwiazdeczki niezalowego grania już własną stajnię posiadają. Jak się nie uda, cóż, zawsze jest FYH! Records, nespa?
Z Olsztyna Piotr Strzemieczny
Więc KFS zaczęli i zrobili to z tak zwaną pompą. Leciały kawałki nowe i stare, tj z ostatniej EP-ki At Least We Are Able To Breathe oraz z nadchodzącego wydawnictwa. I słuchając, chyba po raz pierwszy, tych nowych utworów jestem w stanie stwierdzić, że złe zespoły pochodzące z Olsztyna wyszły w tzw. świat. Z całym szacunkiem dla Lollipops, których niezbyt znam i lubię, z pogardą dla cudawianek typu Enej i Afromental, to właśnie zespół Piotrka Siwickiego oraz Pawłów: Kowalewicza i Porzycha powinien świecić popularnością w polskim niezalowym światku. Jest inaczej, trochę to przykre (po raz drugi).
Jeśli frekwencja nie dopisała Karate Free Stylers, to nie wiem jak nazwać to, co wydarzyło się podczas występu gwiazdy wieczoru, Kiev Office. Formacja Michała Miegonia zagrała naprawdę nieźle i długo. I…dla dosłownie pięciu osób. Zespół z Gdyni zagrał głównie utwory z Anton Globba. I nawet jeśli nie znałem tej płyty dobrze (albo znałem kilka, z czego kilka mi się podobało, kilka raziło, a niektóre były neutralne), to wyszło fajnie. Niech żałują ci, którzy olali gig, bo można było przy okazji nauczyć się trochę historii Babich Dołów (Miegoń opowiedział historię dzielnicy).
Podsumowując – wielki minus dla frekwencji. Po Olsztynie spodziewałem się jednak większego „udziału”. Być może usprawiedliwieniem może być fakt, że jest to, co tu ukrywać, studenckie miasto, a sam gig odbył się jeszcze nie w roku akademickim. Jednak to teoria lekko naciągana. I Kiev Office, i Karate Free Stylers wypadli dobrze. Mam nadzieję, że chłopaki z Olsztyna (obecnie rezydujący w Warszawie) znajdą wytwórnię, bo trochę to przykre (raz enty), że sami muszą bujać się z wydawaniem materiału, gdy inne gwiazdeczki niezalowego grania już własną stajnię posiadają. Jak się nie uda, cóż, zawsze jest FYH! Records, nespa?
Z Olsztyna Piotr Strzemieczny
Zero ludzi, gówniana muzyka i stek bzdur zamiast recenzji. Byłam i niestety słuchałam. Pozdrawiam, piotrze strzemieczny.
OdpowiedzUsuńchyba kogoś boli, że poleciały cierpkie słowa na lollipops. niech zgadnę - brunetka dziwnie wygolona czy niska blondynka? :>
OdpowiedzUsuń