wtorek, 9 sierpnia 2011

Jesteśmy sentymentalni: Calvin Harris - I Created Disco (2007, Columbia / Almost Gold)


I Created Disco pokazało, że nie warto wierzyć w zagraniczne recenzje. Zjechany praktycznie zewsząd debiutancki album Calvina Harrisa wychodził wysoko ponad dramatycznie słabe noty krytyków muzycznych.




A zaczęło się to wszystko dzięki MySpace. Piwniczano-sypialniany domowy producent z Dumfries tworzył w swoim pokoju muzykę. Wrzucał ją w latach 2006-2007 na ten znany portal. Już słyszę głosy –„ MajSzajs znany i dobry? Pffffff”. Teraz tak może się wydawać, ale w tamtych czasach to właśnie MS był jednym z lepszych sposobów na zaistnienie w branży. Utwory, które znalazły się w sieci wyłapali spece z EMI i Sony BMG. Adam Wiles podpisał umowę i tak właśnie to ruszyło.

Pierwszy singiel wyszedł już 29. Stycznia 2007 roku, czyli na pięć miesięcy przed ukazaniem się debiutu. „Vegas”  zapowiadał konkurencję dla tego, co wówczas tworzył James Murphy. Następnie, w marcu, ukazało się „Acceptable In the 80s”, które z miejsca zrobiło z Harrisa objawieniem 2007 i kandydatem na debiutanta roku. Tak się jednak nie stało, ale utwór zajął wysokie dziesiąte miejsce w podsumowaniu rocznym singli na Wyspach Brytyjskich. Wypełniony kolorami teledysk, pluszowe zwierzątka, Calvin w tych swoich okularach, na które z miejsca zrobiła się ogromna moda i przede wszystkim chwytliwa melodia były czynnikami przeważającymi za drugim singlem Szkota. Jeśli do tego dodamy jeszcze motyw utworu, czyli cały ten kicz, który otaczał nas w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, to Wiles jawił się nam jako fantastyczny producent o wysokim poczuciu humoru. „The Girls” ukazało zuchwałą stronę natury muzyka. Tekst nasycony ogromną pewnością siebie i – jak wyznał w jednym z wywiadów Adam – autoironią potrafił rozbawić większość słuchaczy. Do tego miła w odbiorze melodia i wciągający bit rozpaliły oczekiwania. Przedostatni singiel, a zarazem otwierający album  „Merrymaking At My Place” nadal uważany jest za jeden z lepszych kawałków tamtego lata. Radosna i chwytliwa melodia, uroczy i gościnny Calvin zapraszał na płycie wszystkich „do swojego domu”, a na koncertach wprawiał w dobry humor uczestników.

Wypełniony kilkoma tanecznymi petardami debiutancki krążek Szkota mógł być wypełniaczem wielu domówek i klubowych imprez. Mógł i był, bo album, chociaż nie w stu procentach dobry, to prezentował poziom około siedemdziesięcioprocentowy. Jedni uznają, że to za dużo, drudzy – za mało. Ale popatrzmy na to racjonalnie. I Created Disco zawierało prawdziwe „bangery”, które wymieniłem wyżej. „Colours” posiadało miły tekst, który pokazywał w jaką stronę producent chce zmierzać – ma być kolorowo, musi być radośnie. Melodeklamacja w „Vegas” kontrastowała z mocnym, elektronicznym bitem i łagodnymi syntezatorami. „Disco Heat” również nie zawiodło, w przeciwieństwie do np. „Neon Rocks” czy „This Is The Industry”, które nie powinny się na trackliście w ogóle znaleźć.

Calvin pokazał, że jest zuchwałym producentem. Nadając płycie taki właśnie tytuł sprowadził na swoją głowę ogromną krytykę. Pewność siebie, jaka biła z tekstów jego utworów zadziwiała i wciągała. „Ready For The Weekend” było jednak wielkim krokiem w tył, chociaż i tam znalazły się ciekaw kawałki, jak chociażby „Flashback”, singlowy „I’m Not Alone”, które momentami podchodziło pod twórczość Tiesto, przez co nagranie wymagało czasu na „złapanie”, czy w końcu „You Used To Hold Me”. Harris przeszedł metamorfozę – z twórcy elektroniczno/synth-popowych Indie kawałków do producenta, w którym mniej było akcentów popowo-rockowych i nu-disco. Pokazały to też koncerty – ten na Selector Festival w 2010 roku, mimo słabego nagłośnienia, wgniatał w ziemię, przytłaczał ciężarem basu. Wcześniejszy, podczas warszawskiego OWF był lżejszy gatunkowo.
Obecnie? Obecnie szkocki muzyk /kompozytor/didżej zmienia się ponownie. Kelis na featuringu, „Awooga” czy przeprowadzka do Las Vegas pokazują, że Adam Richard Wiles ewoluuje, ale nie do końca wiadomo, czy w dobrą stronę. A fakt, że udzielił się na jednym z utworów LMFAO sugeruje, że w złą.

Piotr Strzemieczny

1 komentarz:

  1. zgadzam się z autorem! chociaż ja zacząłem swoją przygodę z Calvinem od drugiej płyty, która też była dobra. szkoda, że teraz Calvin przez chwile poszedł w stronę Tiesto, ale po ostatnim kawałku "Feel so close" jakoś odzyskuje wiarę w niego( no i śpiewa sam)

    OdpowiedzUsuń

Zostaw wiadomość.