Debiutowali dość dawno, bo w 1995 roku swoim self-titled albumem. Od tego czasu nowojorskie trio wydało osiem płyt. Porównywani do Sonic Youth, wytworzyli własny styl oparty na czarująco-marzycielskim głosie wokalistki, Kazu Makino.
Rozgłos wśród nie-fanów niezalu/alternatywy zapewniła płyta 23, a dokładniej tytułowy utwór, który był eksploatowany w telewizyjnych serialach (Skins, Grey’s Anatomy). Do dziś 23 uchodzi za jedną z lepszych w dorobku Blonde Redhead, chociaż przebija ją ostatni album wydany w Touch and Go Records (Melody of Certain Damaged Lemons) oraz pierwszy dla 4AD (Misery Is a Butterfly).
Wydane pod koniec roku Penny Sparkle znowu różni się od wcześniejszych dokonań międzynarodowej formacji (wokalistka pochodzi z Japonii, a Amedeo i Simone Pace, choć wychowywali się w Montrealu, mają włoskie korzenie) – muzyka BR nabrała ogłady, stała się bardziej popowa, mniej hałaśliwa i znikł ten shoegaze’owy brud. Utwory jak „My plants are dead”, „Will there be stars” czy “Not Getting There” pokazują właśnie tę inność między albumami. Zwłaszcza ostatni z wymienionych, który – na tle reszty kawałków – jawi się jako najbardziej dynamiczny i najżywszy utwór na Penny Sparkle.
Przeczytaj recenzję...Blonde Redhead - Penny Sparkle
Piotr Strzemieczny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.