niedziela, 10 lipca 2011

Junior Boys - It's All True (2011, Domino)


Dwa lata po dobrym, acz odbiegającym poziomem od reszty albumów Begone Dull Care, kanadyjski duet znowu daje o sobie znać. I to w jakim stylu!

 


Dla tych, którzy pochodzących z Ontario muzyków nie kojarzą albo znają słabo należy zaznaczyć, że energicznych fajerwerków, czy klubowych „bangerów”, na It’s All True – tak samo zresztą, jak na ich wcześniejszych produkcjach – nie powinno się spodziewać. Junior Boys to klasyczni przedstawiciele electro-popowych brzmień wymieszanych z retro indietronicą. Dziwnie? To dodajmy do tego jeszcze trochę synthpopu i naprawdę zaczyna robić się skomplikowanie. Ale to tylko pozory, gdyż twórczość Kanadyjczyków od lat opiera się na tych samych – co prawda z każdą płytą coraz bardziej modernizowanych – rozwiązaniach. Ma być spokojnie, ma być melancholijnie, należy dodać sporą dozę nostalgii za „cudownymi latami osiemdziesiątymi” (co obecnie jest mega popularne, a JB trzymają się obranego kierunku od 2003 roku i EP-ki Birthday/Last Exit), to wszystko oprószyć urokliwym wokalem Jeremy’ego Greenspana. Czasem – ale rzadko – wypada trochę podkręcić tempo, za co odpowiada Matt Didemus. Ot, mamy całą teorię i chwyty duetu wyłożone jak na tacy. It’s All True różni się jednak od poprzednich wydawnictw. Jest to płyta bardziej radosna, eklektyczna i odchodząca trochę od koncepcji grania i tworzenia muzyki z gatunku pościelowego electro-popu. Na czwartym długogrającym krążku słychać zainteresowanie muzyków fuzją minimalu z tech-house’em oraz orientalnymi instrumentami pochodzącymi z dalekich Chin.

It’s All True brzmi jak swoista podróż przez wszystkie albumy Kanadyjczyków, taki zgrabny mixtape zbudowany na znanych słuchaczom brzmieniach. Otwierającemu czwarty album duetu utworowi najbliżej do ostatniego krążka, Begone Dull Care. Energiczny, skoczny, podszyty disco-beatem, a jednocześnie wypełniony szeptanym i intymnym śpiewem „Itchy Fingers” jest idealnym przykładem fuzji romantycznego popu lat osiemdziesiątych z radosnym indi-e-lektronicznym podbiciem. No i w tym utworze utworze zauważyć można skutki podróży Greenspana na Wschód – użyto tu tak zwanej chińskiej harfy.
Inspiracji ze starych płyt doszukać się można również i na innych nagraniach. „Playtime” dla przykładu, to piękny powrót do debiutanckiego Last Exit. Zbudowany na powolnym, wręcz ślimaczącym się bicie i uroczych dźwiękach syntezatora utwór ukazuje wdzięk pierwszej płyty Junior Boys. Dodatkowo zwrócić uwagę należy na szeptany, późnowieczorny śpiew Jeremy’ego i mamy klasyczną synth-popową balladę. Kolejne dwie produkcje, czyli „You’ll Improve Me” oraz „A Truly Happy Ending” w sposób elegancki i dyskretny nawiązują do So This is Goodbye. Funkowy podkład produkcji Matta i melodyjny wokal Greenspana idealnie ze sobą współgrają przywołując w pamięci materiał z drugiego krążka duetu z Ontario. „The Reservoir” udowadnia, że można nagrać ciepły utwór z maksymalnie ograniczoną linią basu i czarującą harmonią, a dzwoneczki sprawiają, że można poczuć się jak w jakimś niesamowicie sympatycznym śnie.

Kontynuując funkowy wątek, warto również przysłuchać się „Second Chance”, które było niewątpliwie inspirowane elektronicznymi odłamami twórczości Prince’a. Uroku dodają przytłumione lekko gitary i…śpiew wokalisty Junior Boys. Cóż, to ciągłe wyróżnianie Jeremy’ego Greenspana może wydawać się naciągane i już po prostu nudne. Może, ale tylko na pierwszy rzut oka, bowiem założyciel zespołu udowadnia, że na czwartej płycie znacznie polepszył swoje skillsy. Do tej pory wokal zawsze był trochę tak jakby „przykryty” pod warstwą muzyczną Didemusa. Na It’s All True słuchacze wreszcie mogą przekonać się o wysokich umiejętnościach Greenspana.

W „Kick the Can” pierwszeństwo przejmuje Didemus i jego ciche pragnienia muzyczne. Utwór od początku do końca utrzymany jest w tym klimacie, jaki Matt serwuje swoim fanom gdy daje solowe sety – wcześniej wspomniany w tym tekście wymieszany tech-house z minimalem. Może wydawać się nudnawe i tak naprawdę jest. Blisko pięcioipółminutowy kawałek jest chyba najbardziej statycznym i monotonnym elementem krążka.
I na sam koniec – dwa ostatnie tracki zamykające płytę. „Ep” i „Banana Ripple”. Pierwszy to chyba najbardziej emocjonalny kawałek, jaki kiedykolwiek Greenspan napisał. Spokojny, soulowy rytm i mgliste, płynne syntezatory i kapitalny, romantyczny tekst porywają serca słuchaczy, gdzie Jeremy zwierza się ze swoich silnych uczuć: „I love you so bad, and I want to repeat it”. Drugi z wymienionych utworów i przy okazji pierwszy singiel promujący It’s All True to idealne zamknięcie albumu. Ponad dziewięciominutowa piosenka aż kipi od nadmiaru radości. Pozytywny, szybki bit zachęca do tańca i sprawia, że jest to bezwzględny numer jeden czwartej płyty Kanadyjczyków. I chyba nie tylko ja mam wrażenie, że tym krążkiem Junior Boys nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Z taką formą i po tak dobrym materiale należy wyczekiwać kolejnych płyt, a tę katować ile wlezie, bo jest to faworyt na longplay roku.
                                                                                                        

9.5/10

Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.