sobota, 9 lipca 2011

Jedziemy na festiwal: The Car Is On Fire (OFF Festival)

Naszego eksportowego zespołu nie trzeba nikomu przedstawiać. Jeździli po Anglii, grali na Primaverze, a w 2009 roku wywiało ich aż do dalekiej Japonii. My mamy szczęście, bo w sierpniu zobaczymy The Car Is On Fire w Katowicach!

A zaczęło się to wszystko tak…


W 2002 roku do Borysa Dejnarowicza napisał Kuba Czubak, obecny basista TCIOF. Wyszedł pomysł zespołu. W tym samym czasie swój kolejny band próbował założyć Jacek Szabrański, który nawet w tym celu udał się z napisanym ogłoszeniem do jednego ze sklepów muzycznych. Na miejscu zastał…inną notkę, napisaną wcześniej przez Borysa, na którą składało się kilka znaczących informacji – tekst „szukamy gitarzysty” oraz lista około 50 wykonawców, których potencjalny kandydat powinien znać, wśród których można było zobaczyć Pixiex i Sonic Youth. Obecny wokalista przyprowadził ze sobą Krzyśka Halicza, perkusistę. Tym sposobem powstał jeden z ważniejszych polskich zespołów. 


                                  
Debiutancki album ukształtował muzycznie wiele osób. Dziwne? Niekoniecznie. Na „płycie z czerwoną okładką” zamieszczono to, co najlepsze w Les Savy Fav, Gang Of Four czy Dismemberment Plan. Jednak wymienienie tych wykonawców nie świadczy o masowym zrzynaniu z gry największych (no ok., tych dużych i wielkich), lecz o dobrej selekcji i gustach członków TCIOF. Self-titled różnił się jednak znacząco od następnych krążków warszawskiego zespołu. To na nim znalazł się hałas i garażowy brud. Ot, „dzieci postpunku” chciałoby się powiedzieć. Druga płyta, Lake & Flames, diametralnie jednak odeszła od rozwiązań zaczerpniętych na The Car Is On Fire (nazwa zespołu pochodzi od pierwszych słów „The Dead Flag Blues", utworu Goodspeed You! Black Emperor) i podążyła w stronę bardziej stonowanych, łagodnych brzmień. Takie przeboje jak Can’t Cook (Who Cares?)”, „Such A Lovely” czy wreszcie „Oh, Joe” na zawsze weszły do kanonu najlepszych alternatywnych polskich utworów. Trójka wybrała ten album płytą roku. Nastąpiły ważne koncerty – główna scena na Heineken Open’er Festival (to był przykry widok, gdy zespół próbował rozbujać publiczność, której była garstka. Ja tam się bawiłem nieźle, aczkolwiek lepiej było w namiocie w 2006r.), występ na festiwalu Malta w Poznaniu. I gdy wszyscy myśleli, że przed The Car Is On Fire świat stoi otworem… Borys Dejnarowicz odszedł. Zajął się swoimi innymi projektami: solowy album Divertimento, za które dostał ostre „zjebki”, utworzył duet Cnc z Piotrem Maciejewskim (ex-Muchy, Drivealone i ostatnio koncertowo z Twilite, którym produkował drugi album), a w ubiegłym roku wydał płytę pod nazwą Newest Zealand.



Następnie przyszedł czas na trzeci i ostatni (jak do tej pory) krążek TCIOF, Ombarrops! Album, do którego mam najwięcej zastrzeżeń i który najmniej mi się podobał na początku, lecz ze stanu 4/10 podbił do 6, a sam materiał na nim zawarty był już wielce popowy. Warto nadmienić, że przy produkcji udzielał się sam John McEntire, jednak jeśli wierzyć legendom, to tak naprawdę w ogóle ponoć zespołowi nie pomagał. Jak było, wiedzą sami członkowie.

A z rzeczy nowszych – na dniach band wydał kolejny singiel „Lazy Boy”, który zapowiada kolejną, czwartą już płytę The Car Is On Fire. I właśnie podczas OFF Festivalu będziemy mogli zapoznać się z materiałem albumu.



Piotr Strzemieczny

(tak, ten tekst pisał fan)

2 komentarze:

Zostaw wiadomość.