Chcielibyście pozwiedzać Stany Zjednoczone ale myślicie, że nie macie z kim? Boicie się, że zgubicie drogę, tudzież dany widok was nie zachwyci? Nie obawiajcie się! Jest ktoś, kto z wami z chęcią pojedzie. Ba, on was na tę podróż zaprasza. Zachęca, byście poczuli, może nie całe USA, ale na pewno jeden stan. Jaki? To za chwilę, bo wpierw przygotujcie się na siedemdziesięcioczterominutową podróż. Podróż po Illinois. Podróż z Sufjanem Stevensem!
W 2003 roku ten multiinstrumentalista wyznaczył nową trasę folko-indie- rockowopodobnej - ambitnej muzyki eksperymentalnej*. Prowadzić miała ona przez wszystkie stany, rozpoczynając się na Michigan. Drugim przystankiem tej podrózy miało być własnie Illinois. I w 2005 roku Sufjan nawoływał wszystkich, by już szykowali plecaki. Kompas niepotrzebny, Stevens robił za GPS – mapę po najciekawszych miejscach i ludziach.
*(Co prawda pomysł porzucił, uznał go za żart i chyba nikt serio nie uważał, że On nagra serię pięćdziesięciu płyt – to by było przecież chore i nudne)
Nakłaniał słuchaczy swoją już piątą w dorobku płytą zatytułowaną po prostu Illinois. Krążkiem, który zawierał aż 22 kawałki – kawałki subtelne, bardzo emocjonalne. Takie, w których zakochujemy się od razu. Nawet jeśli jesteśmy ateistami (Sufjan jest gorliwym chrześcijaninem), nawet jeśli nie interesują nas życiowe sprawy innych (Sufjan dzieli się z nami swoimi myślami i historiami), aż wreszcie – nawet jeśli lubimy tylko stonera, fidgety czy crunk rap, to i tak lubimy posłuchać sobie czasem spokojnych melodii – żeby się wyciszyć, żeby odpocząć, żeby złapać nastrój na wieczorne rozmyślanie. A Stevens jest mistrzem w budowaniu odpowiedniego klimatu. I tak jest także na Illinois – poszczególne piosenki wprowadzają nas w świat radości, smutku, zamyślenia. A ich tytuły wspomagają koncentrację i mogą pomóc w polepszaniu pamięci – zapamiętajcie pełne nazwy tych kawałków – „Come On! Feel the Illinoise! (Part I: The World's Columbian Exposition – Part II: Carl Sandburg Visits Me in a Dream)”. Za krótki? Więc co powiecie na ten? “The Black Hawk War, or, How to Demolish an Entire Civilization and Still Feel Good About Yourself in the Morning, or, We Apologize for the Inconvenience but You're Going to Have to Leave Now, or, 'I Have Fought the Big Knives and Will Continue to Fight Them Until They Are Off Our Lands!” – a to tylko niespełna trzy minuty piosenki!
Sufjana ciężko zaszufladkować. Nazwanie go multiinstrumentalistą to jednak nie wszystko (gra na przynajmniej 25 instrumentach). Nazwanie jego muzyki folkiem też nie wystarcza. Indie? Na pewno też nie. Rock? Też pudło. „Przychodzący z mieczem” (bo to właśnie oznacza to brzmiące orientalnie imię) tworzy rzeczy szalenie ambitne, trudne do określenia, eksperymentalne. I chwała mu za to, gdyż kto wymieni kogoś, kto może pochwalić się choć trochę podobnym repertuarem? OK., można przyznać, że na pierwszy odsłuch Illinois jest mega podobne do Michigan. Ale to będzie tylko odczucie po tym „dziewiczym” zapuszczeniu krążka. Z każdym kolejnym odkrywamy nowe rzeczy, nowe, barwne i ciekawe historie, a nasze uczucia i stan emocjonalny ulega ciągłym przemianom.
(Prawie) honorowy obywatel Detroit (mam nadzieję, że już wkrótce) na ten album zaprosił kilku gości (m.in. perkusistę Jamesa McAllistera, kwartet smyczkowy i chór Illinoismaker), co sprawia, że album ten różni się od bardzo osobistego i samodzielnego Seven Swans (posłuchajcie „To Be Alone With You”).
Piotr Strzemieczny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.