poniedziałek, 20 czerwca 2011

Jedziemy na Festiwal: Coldplay (Heineken Open’er Festival)‎

Przedostatnim artystą, który wystąpi pierwszego dnia Heineken Open’er Festival, będzie Coldplay. Mało jest tak wyczekiwanych wykonawców w naszym kraju, a nazwa angielskiej formacji przewijała się corocznie w gdybaniach na temat Line-upu festiwalowego. Wreszcie, w 2011, błagania polskich fanów zostały wysłuchane. 



Opis Coldplay będzie tym razem nietypowy, jeśli chodzi o przedstawianie artystów na HOF. Tekst został zaczerpnięty z majowych Myśli Transmitowanych, które ukazują się w każdy (no prawie) poniedziałek na Mówią Na Mieście.

Fascynacja Chrisem Martinem i spółką jest po prostu niewiarygodna. Nie wiem czym ten zespół się zasłużył światu i chyba nigdy się już nie dowiem. Z roku na rok modliłem się o to, aby podczas wieczorów z Trójką Mikołaj Ziółkowski nie ogłosił Anglików na HOF. Niestety dla mnie, a ku radości wielu słuchaczy, w tym roku zespół zawita w Gdyni. 

A prawda jest taka, że co następna płyta Coldplay, to gorsza. Serio, ten band alternatywę ma tylko w łatce gatunkowej, jaką angielscy krytycy im przypisali. Bo kto za niezal uzna ostatni krążek, Viva la Vida or Death and All His Friend, który co więksi fani Briana Eno mogą uznać za jego plamę w życiorysie. I, gdyby przypatrzyć się twórczości grupy dowodzonej przez Martina, to tak na dobrą sprawę można wyróżnić tylko dwa dobre utwory. 

Jednak ich magia nie kryje się w bogatych aranżacjach, głębokich tekstach z przesłaniem. Istota „Don’t Panic” i „The Scientist” tkwiła w filmach, w których oba kawałki się ukazały. Dzięki Garden State i Wicker Park (już widzę skrzywione miny – że film słaby, że nudny i mało ambitny) kilkadziesiąt razy naskroblował mi się ten zespół na last.fm. Koncert na tegorocznym Open’er Festival może być udany tylko przez te dwie wyświechtane piosenki. I tak jak przy praktycznie wszystkich zespołach opisanych w pierwszej części artykułu, poprawna była tylko debiutancka płyta, Parachutes. Tę można polecać z czystym sercem.

Piotr Strzemieczny

2 komentarze:

  1. Żadnym wielkim fanem nie jestem. Jednak A Rush of Blood to the Head jest dużo lepsze od Parachutes, a piosenka 'Politik' to arcydzieło. Smutne że zespół ze wzrostem popularności również jest coraz bardziej nienawidzony, nagrali masę świetnych piosenek.

    OdpowiedzUsuń
  2. ze wzrostem popularności? hmmm... jakoś nigdy nie trawiłem ich muzyki. pierwsza płyta W MIARĘ ok, reszta zło. więc można utrzymywać zdanie od samego początku, tak mi się zdaje.

    Piotr

    OdpowiedzUsuń

Zostaw wiadomość.