niedziela, 19 czerwca 2011

Battles - Gloss Drop (2011, Warp)

Czy Battles zwyciężyli w bitwie z samymi sobą? 







Jednoznacznie tak, chociaż trzeba zaznaczyć, że styl zespołu nie uległ rewolucji mimo odejścia Tyondai Braxtona. Cały czas mamy do czynienia z bardzo charakterystycznym, barwnym math-rockiem. Styl gry zespołu polega na nakładaniu na siebie kolejnych "warstw" rytmicznej gmatwaniny. W ten sposób powstają bardzo złożone, piętrowe konstrukcje, pozwalające wyłapywać masę szczegółów dopiero po kilku przesłuchaniach. Moją ulubioną cechą tego albumu jest jego radosny nastrój i wylewająca się z głośników pozytywna energia. Nieczęsto bowiem się zdarza, żeby matematyczny chaos brzmiał tak beztrosko i optymistycznie.

Kolejnym atutem jest zadziwiająca zwiewność z jaką wybrzmiewają kolejne połamane synkopy - dużo w tym graniu inspiracji etnicznymi, afrykańskimi rytmami. Wielkim plusem są też bardzo udane featuringi (dla mnie wygrywają Matias Aguayo oraz Kazu Makino). Singlowe "Ice Cream" to absolutnie porywający numer z perfekcyjnym teledyskiem (ej, nakręcił ktoś w tym roku coś lepszego?). Poza "Ice Cream" moim ulubionym utworem jest bajkowe i abstrakcyjne "Inchworm". 

Gloss Drop to bardzo udany album, który udowadnia, że przed muzyką gitarową stoi jeszcze mnóstwo możliwości. 
Materiał zawarty na płycie jest niezwykle złożony i poplątany - jednak nie ma w tej muzyce silenia się na bycie dziwakiem. Oni naprawdę tak czują dźwięki, nie słyszę w ich graniu chłodnej kalkulacji, a raczej spontaniczną radość. 

Zdecydowanie polecam, poniżej teledysk do "Ice Cream". 



8.5/10

Jakub Lemiszewski

1 komentarz:

  1. > Singlowe "Ice Cream" to absolutnie porywający numer z perfekcyjnym teledyskiem (ej, nakręcił ktoś w tym roku coś lepszego?).

    Cóż, nie mówię, że teledysk jest zły (bo w rzeczy samej jest bardzo dobry!), ale Canada musi znaleźć jakiś nowy sposób na robienie teledysków, bo to już przynajmniej ich trzeci teledysk nakręcony w tym samym stylu.

    OdpowiedzUsuń

Zostaw wiadomość.