wtorek, 19 kwietnia 2011

Die! Die! Die! @ Klub Puzzle (relacja)

Nasza czytelniczka Marysia wygrała na na FYH! podwójną wejściówkę i postanowiła - razem z kolegą - podzielić się swoimi spostrzeżeniami na temat niedzielnego koncertu Die! Die! Die! we Wrocławiu. Zapraszamy do przeczytania tekstu.


Marysia:
  Koncert generalnie genialny. Dzięki jeszcze raz za wejściówkę!

Jej kolega Kuba:
  Do Puzzli wybierałem się z niemałym podnieceniem świadom tego, co trio z Die! Die! Die! może nam zaserwować swoim ostrym, noise'owo-punkowym graniem. I tak rzeczywiście było. Chociaż koncert trwał dość krótko, bo zaledwie 50 minut, panowie dawali z siebie wszystko. Mikrofony latały między sceną a przestrzenią pod nią. Głośne perkusje i hałaśliwe gitary dawały co chwilę znać moim bębenkom, a strumienie potu spadające z muzyków podtapiały podłogę. Hałas w pięknej postaci. Aż szkoda, że Puzzle świeciły pustkami,  bo atmosfera byłaby zagęszczona do granic wytrzymałości i energia dana przez zespół zwróciłaby się po stokroć, a tak wystarczyła tylko do rozjuszenia tej garstki do dzikiego tańca.
  Zaś co do supportu zwanego Washing The Lions, to widać było, że grali swój debiutancki występ. Szczególnie po tym, że na ich występie było pełno ich znajomych, do tego zgromadzili więcej osób pod scenę, niż gwiazda wieczoru. Mimo to zagubienie i strach w oczach wpłynął na niekorzyść grupy. Muzykę mieli znośną, bo kopia zachodniego indie zawsze dobrze się sprzeda, ale powtarzalną, gdyż w kółko słyszeliśmy podobne do siebie motywy, a gitarzysta bezlitośnie używał tych samych pogłosów do wszystkich utworów tworząc imitację Editors. Szkoda, bo mogło być ciekawiej, a przez to mieliśmy support, którego równie dobrze mogłoby nie być, a wieczór z Die! Die! Die! byłby tak samo cudowny.

Kuba Serafin

4 komentarze:

  1. ech, ech, ech. wiedziałem, że tak będzie. W Warszawie z powodu spóźnienia grali tylko pół godziny. Ale i tak było lepiej niż na No Age. No i spodziewałem się, że we Wro frekwencja nie dopisze.

    OdpowiedzUsuń
  2. we Wro coś frekfencja dopisuje tylko na happysad, kaziku i strachach na lachy. Żal, wstyd i hańba...

    OdpowiedzUsuń
  3. ouuu, "hepised" "strachy na (pata)łachy". współczujemy. ale i tak nic nie przebije hariasen!

    OdpowiedzUsuń
  4. Frekwencja we Wrocławiu dopisuje tylko wtedy, gdy zespół jest dość znany lub ma sporo znajomych w tym mieście. Jak grało Pogodno w Puzzlach, to cały klub był pięknie zapełniony. To samo było we wtorek na God Is An Astronaut w Firleju.
    Wczoraj na koncercie Bajzla było natomiast 20 osób. Tak to już jest z tą niszą.

    OdpowiedzUsuń

Zostaw wiadomość.