czwartek, 29 października 2015

WYWIAD: „Nazwa była najtrudniejsza” - Astro Buhloone

Astro Buhloone, fot. mat. prasowe
Mieliśmy gotowy materiał, ale brakowało nam nazwy projektu. Jej wymyślenie to była chyba najcięższa rzecz w tym całym procesie - opowiadają w wywiadzie z FYH! członkowie Astro Buhloone. O debiutanckiej epce, planach koncertowych i o tym, jak powstał projekt, tego dowiecie się z poniższej rozmowy.

Słyszałem, że w związku z odkryciem wody myślicie nad przeprowadzką na Marsa… Prawda to?

Maciek: W 2023 roku ma powstać tam pierwsze miasto. Apartamenty z widokiem na zbiornik podobno jeszcze są dostępne.
Michał: Jeśli na Marsie mają dobre sklepy z płytami, to bardzo chętnie.

Kosmiczny ten opis, który można znaleźć na Waszej stronie. Macie jakieś wsparcie z odległych galaktyk?

Maciek: Chyba najbliżej z astralnych jest Sun Ra. Jego duch gdzieś w naszej muzyce na pewno jest obecny.

Astralna jest też Wasza nazwa. Powiedzcie, skąd w ogóle wzięło się Astro Buhloone?

Maciek: Pomysł przyszedł zaraz po dokładnym odsłuchaniu skończonego materiału. Większość rzeczy, które stworzyliśmy, kojarzyła nam się z kosmosem, miała jakiś astralny charakter. Nieprzypadkowe są też tytuły utworów na epce. Zależało nam także na podkreśleniu naszych hip-hopowych korzeni, obaj z Michałem zaczynaliśmy od klejenia rapowych bitów na empecetkach. Drugi człon nazwy to nawiązanie do jednej z naszej ulubionych płyt De La Soul. 
Michał: Dokładnie - mieliśmy gotowy materiał, ale brakowało nam nazwy projektu. Jej wymyślenie to była chyba najcięższa rzecz w tym całym procesie (śmiech). Buhloone Mindstate De La Soul to jedna z naszych ulubionych hip-hopowych płyt, zdarzało nam się jej słuchać, jeżdżąc samochodem Maćka. Tak oto wyszedł astralny balon - latamy w kosmos, ale w oldskulowym stylu.

Tajemnicą nie jest, że obaj świetnie radzicie sobie w innych projektach - Michał w Hush Hush Pony, a Boryn w Fly or Die. Kiedy i jak wpadliście na wspólną orbitę (trzymając się astralnych metafor) i postanowiliście skręcić coś razem?

Maciek: Szczerze mówiąc, znamy się od czasów szkolnych. Spotykaliśmy się kilka razy w roku, by na luzie popuszczać sobie bity, nad którymi w danym czasie pracowaliśmy. Cementem była jedna z imprez w starym Das Lokalu. Michał organizował tam imprezę Hush Hush Pony, gdzie headlinerem był Daniel Drumz.
Michał: Tak, wtedy wszystko bardzo fajnie zagrało i jakoś naturalnie spróbowaliśmy robić muzykę razem. Odpowiednie zgranie się zajęło nam jednak trochę czasu - wspomniana impreza była pod koniec 2012 roku, a pierwszy utwór Astro zamieściliśmy w sieci ponad 2 lata później.

Jako muzycy, artyści i ludzie związani jesteście z Wrocławiem. Ja, nad czym bardzo mocno ubolewam, byłem we Wrocławiu tylko raz. Czy to miasto sprzyja rozwojowi kultury? Jest gdzie się rozerwać? 

Michał: Wrocław ma ciekawą i różnorodną ofertę kulturalna, ale należy zwrócić uwagę na fakt, iż dzieje się to dzięki działaniom wielu zaangażowanych w to osób. Miejskie władze często rzucają kłody pod nogi ciekawym projektom, przez co kilka fajnych przestrzeni zostało zamkniętych, a nad kilkoma innymi wisi taka groźba. Na szczęście wciąż jest wiele miejsc, do których warto się wybrać. Od ponad roku mieszkam w Londynie, więc nie do końca jestem ze na bieżąco, ale odwiedzam Wrocław kilka razy w roku i na razie nie odczułem, żeby przez ten czas wiele zmieniło się na gorsze czy lepsze.
Maciek: Zdecydowanie nie możemy narzekać na brak inicjatyw. Kreatywni ludzie prężnie działają w bardzo różnych obszarach kultury, prawie codziennie dzieje się coś godnego uwagi. Jeśli chodzi o kluby muzyczne, miasto przeżywa delikatny regres. Dysponujemy za to fajnymi miejscówkami, gdzie powstają  konkretne eventy, żeby wspomnieć chociażby Pralnię czy Krakowską 180, na której we wrześniu gościliśmy Claptone’a.

Wasza debiutancka epka Forever zostanie wydana tylko na winylu. Poza tym jest dostępna przez streamingi, chociażby na Soundcloud. Myślicie, że taki właśnie będzie kierunek całego rynku muzycznego? Winyle dla prawdziwych kolekcjonerów, którzy zawsze będą kupować muzykę, a materiał w sieci dla wszystkich tych, którzy płyt co prawda nie kupują, ale z chęcią po przesłuchaniu przyjdą, żeby zobaczyć Was na żywo?

Michał: Tak - sądzę, że taka może być przyszłość, ale raczej nie całego rynku fonograficznego, tylko jakiegoś jej wycinka, który związany jest ze zdecydowanie mniej mainstreamową muzyką. Lubię kupować płyty, które zostały wydane wyłącznie na winylu, często w limitowanych edycjach. Dzięki temu, że jest to fizyczny nośnik w ograniczonym nakładzie, gra go też ograniczona ilość osób i przez to takie sety nie brzmią jak milion podobnych, gdy gra się utwory wydane w digitalu. Oczywiście można się doszukiwać wielu luk w moim toku myślenia, jak np. fakt, że można grać winylowe ripy ściągnięte z sieci, zresztą ja sam przez wiele lat grałem głównie z digitali, ale obecnie kierunek na płyty winylowe jak najbardziej mi odpowiada. Ma to też swoje efekty uboczne - w Wielkiej Brytanii w związku z obecną modą na płyty winylowe, można je było kupić np. w Tesco, a duże wytwórnie „zawalają” tłocznie zamówieniami na winylowe reedycje albumów w stylu soundtracku z Top Guna, przez co cierpią daty wydania płyt w mniejszych labelach.
Maciek: W dzisiejszych czasach trudno przewidzieć przyszłość rynku. Moim zdaniem, fizyczna forma zawsze będzie miała przewagę nad komputerowym plikiem, bez względu na jego jakość. Winyl jest moim ulubionym, jednocześnie najtrwalszym i najbardziej ekskluzywnym nośnikiem. Hołduje też całej kulturze fonograficznej, która ma przecież swoją niekrótką historię. Jestem w stanie powiedzieć kilka słów o każdej płycie, którą mam w kolekcji, czuję wręcz obowiązek znajomości czegoś więcej poza nazwą. Z wersjami digitalowymi nie zawsze tak jest, nie przywiązuje się tak bardzo do każdego pojedynczego tytułu.
Nie jesteśmy totalnymi purystami, korzystamy też z plików, samplując utwory, natomiast podczas gigów zdecydowana większość naszej selekcji to rzeczy wydane na wosku.

Do współpracy nad płytą zaprosiliście kilka ciekawych osób. Nie będę więc odbierał Wam tej przyjemności - sami powiedzcie coś o 4004 i Tanzlife, których remixy znajdziemy na epce oraz o kulisach współpracy z tymi artystami.

Michał: 4004 pochodzi z Meksyku, jest połową duetu Soul Of Hex, który wystąpił m. in. w meksykańskiej edycji Boiler Room. Mówiąc szczerze, pierwszy raz usłyszałem o nim, gdy Marcin, odpowiadający za Astropical Tapes, oznajmił nam, że będzie on robił remix na naszą epkę. Był to jednak strzał w dziesiątkę - remix 4004 jest moim zdaniem po prostu... kosmiczny (śmiech). Tanzlife natomiast to dobry znajomy z Zielonej Góry, moim zdaniem jeden z czołowych house'owych producentów w Polsce. Wydawał on m.in. w takich wytwórniach jak amerykańskie Let's Play House, szwedzki Local Talk czy angielska Moda Black. Znam i cenię twórczość Tomka już od wielu lat, dlatego bardzo się ucieszyłem, gdy dowiedziałem się, że on również pojawi się na naszym debiutanckim wydawnictwie. Uważam, że razem wyszło to bardzo dobrze - każdy z utworów na Forever EP może sprawdzić się w innym momencie imprezy, a jednocześnie wszystkie tracki tworzą spójną całość.

Podobno od początku wspiera Was też Daniel Szlajnda - niemalże ikona polskiej elektroniki. Znacie się z Danielem? Wymienialiście uwagi i spostrzeżenia w trakcie nagrywania, czy pokazaliście mu już gotowy efekt?

Maciek: Daniel zawsze był dla mnie inspiracją, chodziłem na jego gigi już w wieku 15 lat (śmiech). Pamiętam, jak podpisywał mi płyty we wrocławskiej Kamforze na jednej z niewielu imprez, na którą w tamtym okresie udało mi się wejść (z tego miejsca pozdrawiam braci Rusieckich). Lepiej poznaliśmy się podczas jego debiutanckiego live’a w Das Lokalu, o czym już wspomnieliśmy. Bardzo szanuję jego zdanie i muzyczny gust, toteż podesłałem mu gotowy materiał. Jak się okazało, spodobała mu się nasza muzyka i podczas swoich radiowych audycji zagrał chyba cały materiał.

Wielu artystów nie lubi tego pytania, ale jak określilibyście to, co gracie?

Maciek: Wszystko, co najlepsze w 4x4. Disco we wszelakiej formie, od obskurnych 7”, klubowych dwunastek z lat 80’, po współczesne, co bardziej wymyślne edity. Brudny, jazzujący synkopowany house z funkowym basem i bębnami ze starych samplerów. Czasem wkradnie się też jakieś techno, które dopełni dzieła zniszczenia.
Michał: To głównie ja jestem tym złym od techno (śmiech). Gramy bardzo różne rzeczy, które Maciek dobrze podsumował. Ja ostatnio bardzo lubię grać też różne dziwne edity, natomiast jeśli chodzi o produkcję, to robimy brudny, bazujący na samplach house z kosmosu. 

Epka Forever to pierwsze wydawnictwo wytwórni Astropical Tapes. Label będzie zajmował się brudną elektroniką. Powiedzcie jak to się stało, że Wasz debiut zbiegł się z debiutem Astropical? Wiecie jakie są dalsze plany wytwórni?

Michał: Szukaliśmy domu dla naszego materiału i Marcin Krupa, który jest szefem labelu, był pierwszą osobą, która poważnie podeszła do wydania tych tracków. Istotny był też fakt, że epka miała być wydana na winylu. Miałem duży wkład w nazwę wytwórni, dlatego liczę na długą i owocną współpracę (śmiech). Co do kolejnych planów, to coś tam wiemy, ale nie wiem, czy możemy to zdradzać (śmiech). W tym celu najlepiej chyba śledzić internetowe kanały wytwórni.

W materiałach prasowych wspominacie, że w kolejnych Waszych wydawnictwach pojawią się inni ciekawi goście - mi.in. Freerange i Toy Tronics. Czy to oznacza, że macie już zarejestrowany nowy materiał, który w każdej chwili może się ukazać? 

Michał: Małe sprostowanie - ci goście pojawią się na kolejnych wydawnictwach Astropical Tapes, a nie na naszych płytach. My natomiast kończymy kolejny materiał, jednak póki co, nie mamy określonych konkretnych planów odnośnie niego.

Z okazji premiery epki ruszyliście też w Polskę. Waszej reprezentacji w osobie Boryna można było posłuchać chociażby na Warsaw Music Week. Kiedy kolejne miasta?

Maciek: To odrobinę problematyczne. Z racji tego, że Michał mieszka na co dzień w Londynie, musimy bookować daty z odpowiednim wyprzedzeniem. Możliwe, że w najbliższych miesiącach pojawimy sie w Poznaniu, Czestochowie i naszym rodzinnym Wrocławiu. Chętnie wrócilibyśmy też do Warszawy, najlepiej już w pełnym składzie. Żeby być na bieżąco, polecam śledzić nasz fanpage na Facebooku.

I na koniec teorie spiskowe. Myślicie, że to Burial zagrał ostatnio na Unsoundzie? 

Maciek: Nawet moi znajomi, którzy są wielkimi fanami Buriala i przetańczyli całego seta w Wieliczce, nie są do końca pewni, czy to był on. Pozostanie to chyba zagadką, legendarnym występem owianym dozgonną tajemnicą. 
Michał: Z tego co ja słyszałem, to chyba był to Kode9, który grał tracki Buriala. Tak czy inaczej, zrobiło to dobrą marketingową robotę, a o festiwalu zrobiło się jeszcze głośniej na całym świecie. Ogólnie podobała mi się cała koncepcja Unsoundu w tym roku i bardzo żałuję, że nie mogłem w nim uczestniczyć. Brałem udział w tym festiwalu 3 razy w latach 2011 - 2013 i zawsze były to fantastyczne doświadczenia oraz odkrywanie masy wartościowej i świeżej muzyki.


***

rozmawiał Miłosz Karbowski




POLECAMY LEKTURĘ:
RECENZJA: Astro Buhloone - Forever

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.