sobota, 14 marca 2015

RECENZJA: 19 Wiosen - Cinema Natura




WYTWÓRNIA: Antena Krzyku
WYDANE: 4 grudnia 2014

Mało jest zespołów tak zakorzenionych w solidnym post-punku i do tego stale nagrywających równe płyty. 19 Wiosen to legenda, formacja, o której można mówić godzinami, podkreślając jej dokonania dla polskiej sceny niezależnej. Duża w tym rola Marcina Pryta, siły napędowej zespołu, wokalisty i tekściarza. Bo w tekstach właśnie niejednokrotnie spoczywała siła 19 Wiosen - mądrych, celnych, niemal poetyckich. Tak, w tekstach i w samym głosie.

Kto choć raz spotkał lub zobaczył Marcina Pryta na żywo, z pewnością mógł się przestraszyć. Groźnie wyglądający, wysoki i postawny mężczyzna idealnie wpasowuje się w muzyczną kanwę 19 Wiosen. Post-punk, agresywne gitary, silne i chwytliwe melodie, melancholijne i starodawne częstokroć klawisze. Łodzianie od ponad dwudziestu pięciu lat toczą to koło, z lepszymi lub słabszymi skutkami, ale zawsze solidnie. Cinema Natura ten stan podtrzymuje. Podtrzymuje, ale jednocześnie odkrywa swoiste nowe pod postacią jeszcze większego natężenia rockandrollowego hałasu. Garażowe klimaty, dla przykładu, w rytmie starego Jacka White'a i jego White Stripes, wyskakują do nas w „National Geographic” - to te skumulowane brzmienia wszystkich instrumentów, wyzbyte z zahamowań. To też jeden z tych utworów, które w sposób adekwatny oddają sam klimat Łodzi (przemoc, porachunki, agresja, no, Łódź znana z telewizji pełną gębą; plus Komisarz Aleks, prawda?). „Cudowna maszyna” ma kapitalnie apokaliptyczne tempo, w tym kawałku można poczuć siłę dwóch gitar. Nawet więcej niż odrobinę retro melodii dostarcza prawdziwy hit albumu, „Lakrymafaktura”, niesamowicie nawiązujący do klasyków polskiego rock and rolla.

Tutaj ukłony należą się nowym nabytkom 19 Wiosen. Łukasz Klaus wniósł perkusyjną świeżość, a bębny wybrzmiewają na Cinema Natura o niebo lepiej niż przy nagraniach niesłusznie wychwalanego Cool Kids of Death (nojzy dla gimnazjalistek ktoś pamięta?), natomiast Piotr Andrzejewski, czyli druga gitara w 19W, nadaje muzyce naprawdę solidnej mocy. Brzmi to wszystko po prostu powalająco, przebojowo. A przebojowo jest już od pierwszego utworu na nowej płycie łódzkiej formacji. „Nihil Sub” godnie otwiera album i niejako pokazuje, co znajdziemy dalej. Szorstkie riffy, trochę solówek, dużo abstrakcyjnych i surrealistycznych (choć zawsze mających jeden wspólny mianownik: odwołania do otaczającej nas rzeczywistości) tekstów Marcina Pryta ubarwionych charakterystycznym, ciężkim wokalem,

Na tym chaotycznym (w dobrym znaczeniu) tle jak pierwsze promienie słońca na wiosnę wybrzmiewają organy Fajngolda. Z jednej strony nawiązujące gdzieś do tych staromodnych, ejtisowych brzmień, przez co można mówić o jakimś tam nostalgicznym klimacie (końcówka w „Model i wykres” chociażby), a z drugiej jeszcze pobrzmiewają te klawisze z nutką horrorowej groteski („Pulsacje i pompowanie”, „Wyzwolone myśli”), czytaj: złowieszczo, czytaj: najlepiej. I  w sumie idealnie na nadchodzącą, ostatnio obecną, teraz nieco wycofaną, ale podobno nadciągającą wiosnę. 


7

Kacper Puchalski

POLECAMY LEKTURĘ:
CZYNNIKI PIERWSZE: 19 Wiosen - Cinema Natura

2 komentarze:

  1. nojzy dla gimnazjalistek? chłopaku, ogarnij się

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, indipindi dla gimnazjalistek
      KP

      Usuń

Zostaw wiadomość.