Rok się kończy, czas przypomnieć sobie o płytach, które ukazały się podczas mijających 12 miesięcy, a które nie zostały wcześniej opisane. Dziś Bok Bok, Doss i St. Vincent, która wystąpi w lipcu 2015 roku w Gdyni.
St. Vincent - St. Vincent
24 lutego, Loma Vista
No co
mogę powiedzieć — nie dam się nabrać na te ociężałe klocki zaserwowane przez
panią Annie. To, że siedzi na piaskowym tronie na pąsowym tle nic nie znaczy.
Wszystkie songwriterskie ubytki, niepowodzenia i braki tuszuje całkiem spoko
produkcja, ale to w zasadzie podkreśla co drugi recenzent, więc daruję sobie
dalsze "wchodzenie" w ten temat. Bardziej podkreślę, że zamiast
wyjebanego hiper-digi-chart-popu, St.
Vincent jest wizytówką dość nieudolnych klisz (jakieś Radiohead, Kate Bush,
Talking Heads — widać ten album nagany z Byrnem mocno na nią wpłynął). A
zaśpiew w "Prince Johnny" to plagiat jakiegoś kawałka, który w tej
chwili wyleciał mi z głowy (jak mi się przypomni, to uzupełnię). No szkoda, bo
to w sumie mogła być dobra płyta, tyle tylko, że chyba Annie Clark nie potrafi
udźwignąć ciężaru i wykłada się na kompozycyjnym aspekcie. I swoją drogą ten
self-titled to trochę znak czasów — produkcja bezczelnie zastępuje muzykę, a
masy się nabierają. Annie wciąż ma szansę wyszarpać się z tego
"trendu", bo potencjał ma, co kilka numerów zdradza. Niestety, na
razie o wszystkich pozytywnych stronach krążka decyduje kostium producenta.
Może na następnej płycie to się zmieni i Amerykanka ułoży wreszcie świetne
piosenki. Kibicuję i tego jej życzę, ale na razie nie daję się nabrać. [5.5]
Doss - Doss EP
30 kwietnia, Acéphale
Znowu
epka. Czyżby w 2014 format albumu zdechł? No cóż, nie rozstrzygnę tego, żebym
nawet chciał. Wszystko rozstrzygnie życie, które przecież jest tak krótkie jak
epka Doss. "The secret powerpuff girl", jak nazywa ją (skoro to
atomówka) Ryan Hemsworth. Chyba dobre skojarzenie, bo to projekt zanurzony w
latach 90. Wiecie — zeitgeist, hauntologia, post-internetowa era — takie
etykietki od razu wyskakują przy małej płycie z różową okładką. Te cztery
indeksy emanują czarującą mgiełkę, spowitą dance-popem sprzed dwóch dekad. To
trochę jak słuchanie nocnych, radiowych pasm z relaksującą muzyką, przy prawie
kompletnym zanurzeniu się w objęcia Morfeusza. Tylko jakaś niewielka wiązka
świadomości pozwala na przyswojenie i wchłonięcie dźwięków, o których lada
moment będziemy śnić. Chyba wiecie, co mam na myśli. A najpełniej ten stan
dźwiękowo obrazuje "Here Tonight" — cieplutka kołysanka, która
mogłaby służyć jako podkład do audycji z nocnymi rozmowami. A mimo całego tego
stylistycznego ułożenia, track brzmi jak coś, co rzeczywiście odzwierciedla
nową muzykę w 2014 roku. Opener "The Way I Feel" też się
w to wpisuje. Tym razem bardziej żwawe, dance'iaste struktury kierują kawałek w
stronę ułagodzonych i wygłaszczonych hitów w rodzaju "King Of My
Castle" Wamdue Project. "Softpretty" tłumaczy się już tytułem —
i znowu wyczuwalna, marzycielska powłoka snuje się niespiesznie, a na jej tle
pływa edeńskie pianinko. Trochę jakby Air France przenieśli się z Balearów do
cyberprzestrzeni. I wreszcie w finale "The Extend Mix" pędzi na
perłowych jungle-łańcuchach, jednocząc i cementując całą świetną epkę
tajemniczej atomówki. Dalsze wieści, zwłaszcza te muzyczne, mile widziane. [7]
Bok
Bok - Your
Charizmatic Self EP
26 maja, Night
Slugs
Dwa
pierwsze tracki zwiastują rzeczy wielkie. Oba po prostu zabijają swoim
chimerycznym, maksymalistycznym wymiarem. "Melba's Call" z Kelelą i
"Howard" to jak wyciąg-esencja z Last
Exit, Stealth Of Days, Toeachizown, Champagne Sounds, Cut 4 Me
czy Galaxy Garden, zlany do probówki,
a następnie szczelnie zamknięty i wysłany w kosmos. Alex Sushon dekonstruuje tu
wszystkie najfajniejsze triki future r&b i podaje w swojej autorskiej
wizji. Gdyby wszystkie numery stały na takim poziomie, Your Charizmatic Self powędrowałoby natychmiast na szczyt
najlepszych wydawnictw dekady. Tak się akurat składa, że kolejne wałki choć też
świetne — wciąż słychać ten przerywany pauzami, symptomatyczny tok Bok Boka,
inkrustowany dźwięcznymi hi-hatami i podciętymi beatami ("Funkiest (Be
Yourself)" czy "Greenhouse (Night)"), czy bardziej sycący, pełny
pokręconych, wijących się popowych melodii i asymetrycznych motywów vibe
("Da Foxtrot") — jednak dwóch pierwszych indeksów nie udało się
przebić. Ale nie ma co rozpaczać, bo szef Night Slugs wysmażył tu kapitalny
muzyczny zestaw, plasujący się spokojnie w czołówce roku. A jeszcze bardziej
cieszy, że Suchon pokazał, że ma niesamowity potencjał i kto wie, czy Your Charizmatic Self to nie jego Pure Wet? Jeśli tak, to przyszłość dla
zdekonstruowanego modern-funku czy future r&b rysuje się kurewsko dobrze.
Już zapisuję sobie LP Bok Boka na mojej liście muzycznych marzeń. Ciekawe, czy
się spełni. [7.5]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.