piątek, 26 grudnia 2014

RECENZJA: Malcolm Middleton and David Shrigley - Music And Words




WYTWÓRNIA: Melodic Records
WYDANE: 15 grudnia 2014
KUP: sklep Melodic Records (CD)


Malcolm Middleton i David Shrigley. Pierwszy to uznany szkocki muzyk, współzałożyciel legendarnego Arab Strap. Drugi to utalentowany plastyk: rysownik, rzeźbiarz, scenarzysta, twórca teledysków, ilustrator i tekściarz.  Malcolm po zakończeniu działalności swojej macierzystej formacji zajął się karierą solową. David miał już na koncie muzyczne wydawnictwa, razem postanowili nagrać płytę, na którą muzykę skomponuje Middleton, tekstami zajmie się Shrigley. Do pomocy zaprosili przyjaciół: brytyjskiego komika Gavina Mitchella oraz Scotta Vermeire'a i Bridget McCann. Ta ostatnia udzieliła się tylko raz, ale w najlepszym, wybranym zresztą na singiel kawałku. 

Music and Words to, tak w skrócie, niezła wypadkowa twórczości obu gości. Malcolm od zawsze lubił kombinować, a solowa kariera to potwierdziła. Shrigley natomiast znany jest ze swoich zabawnych i prześmiewczych ilustracji, a warto dodać, że wyreżyserował też kilka klipów Blur, chociażby. Razem stworzyli materiał ciekawy i zabawny. Jego mocną stroną jest też różnorodność. Bo Middleton postarał się kompozytorsko.


Misz-masz, tak można określić Music and Words od strony melodyjnej. Malcolm Middleton przygotował kawałki przeróżnej maści. Z jednej strony mamy osadzone w elektronice nagrania, z drugiej post-punkowe utwory, w których to gitara wiedzie prym. Oba bieguny wyważają delikatne kompozycje, takie balladki niemalże. Nie zabrakło też klasycznych indierockowych hitów. Tak, hity, bo z nich składa się ta płyta. Kawałków dość dziwnych, na pewno specyficznych. Niekiedy stanowiących swoistą formę słuchowiska, bo o opowieści tutaj głównie chodzi, ale będących jednocześnie pewnego rodzaju skeczami, bo historie przygotowane przez Davida Shrigleya po prostu bawią.


Choć częstokroć mają słodko-gorzki smak.


Greetings, and good fucking wishes to you and your fuckhead, arsehole family - takim zdaniem album otwiera głos Gavina Mitchella w „A Toast”, gdy w tle słowa otaczają melodyjne syntezatory (skojarzenia z Massive Attack przez ten lounge'owy wydźwięk nie są bezzasadne). Ten delikatny spokój zaburza agresywny i dynamiczny „Houseguest”, z zaczepną gitarą, szybką perkusją i krzykami Scotta Vermmeire jako lektora. W „Walkerze” Middleton wyeksponował perkusję, do której tylko chwilowo - pod koniec - dołożył syntezatory, ale tylko wtedy, gdy i sam lektor kończy swoją wypowiedź. 

Całkiem zabawnie prezentuje się „Dear Brain”, modlitwa do mózgu, prośba o... działanie i myślenie (stop making me say things that I don’t mean, and you stop making me do things that I don’t want to do - znamy to z życia, co nie?). Patos podkreśla subtelne i melancholijne jednocześnie pianino w tle i głęboki głos Gavina Mitchella. 

Mocy Music and Words dodaje z pewnością „Caveman”. Chociaż zaczyna się a capella śpiewem wyjętym z jakiejś sztuki/opery/performensu/sam wybierz czego, chociaż wstęp kończy się wybuchem śmiechu lektora, to druga część utworu powala swoim niemal prymitywną i szamańską melodią. 

W wielu przypadkach muzyka stanowi po prostu tło do opowieści Shrigleya. W „Monkey” czy „Story Time” to treść tekstowa, wzbogacona wciągającą narracją, jest najważniejsza, choć i muzyka podkręca, czy to napięcie, czy samą historię. To samo we wspomnianym wyżej „Dear Brain”. Najlepszym jednak kawałkiem na Music and Words jest ten pierwszy singiel, „Story Time”. Nie wiem, czy to zasługa Middletona i jego powolnej gitary, głosu Bridget McCann, uroczego, uspokajającego i posiadającego w sobie coś przyciągającego (ta intonacja przy podziale ról powala!), czy opowiastki Shrigleya (jest wiewiórka, jest zając, które sobie żyją spokojnie i w radości i byłoby wszystko w porządku, a historia mogłaby być przygotowana dla dzieci, gdyby nie następujący zaraz ból świata, zarazy, wulgaryzmy - to standard na tej płycie, jednak nie rażą zbytnio - czy śmierć i We fucking hate the world! We hate life!). 

Music and Words to cholernie dobra płyta. Znakomite melodie mieszają się z zabawnymi tekstami, z których jednak wypływa ogromna ilość żalu i smutku. Fuck this shit!, jak recytuje McCann, ale często właśnie takie myśli przechodzą przez ludzki umysł. Shrigley wdziera się swoimi historiami w obecną rzeczywistość z niesamowitą precyzją. 


8


Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.