Nieważne,
czy U2 wyda swój album w iTunesie, czy Thom Yorke wyda swój w
BitTorrencie, i tak najgłośniejszą premierą roku będzie
kompletnie zaskakujący powrót największego ambasadora IDM-u,
najjaśniejszej gwiazdy wytwórni Warp, czy po prostu jednej z
najwybitniejszych i najbardziej wpływowych postaci, która
kiedykolwiek tworzyła muzykę elektroniczną, czyli powrót do gry
Richarda D. Jamesa. W zasadzie ten rok należy do niego, bo jeszcze
kilka tygodni temu media szeroko rozpisywały się o zagubionym w
czasie, świetnym krążku Caustic
Window,
nagranym przez pana Ryszarda jeszcze w latach dziewięćdziesiątych.
Ale tym, co naprawdę zelektryzowało fanów i wszystkich wszystkich
(tak, x2), była wytworzona przez Aphex Twina enigmatyczna aura, w
której literalnie wszystkie znaki na niebie
i ziemi mówiły, że już niedługo będzie można cieszyć się z
nowiutkiego, szóstego w oficjalnej dyskografii, albumu mistrza. Tak
też się stało, ale o tym za chwilę, bo zostało jeszcze parę
kwestii.
Na
przykład: w międzyczasie wytworzył się ogromny hajp na Syro,
podbity jeszcze ekskluzywnymi
listening parties w różnych częściach świata
(podczas odbywającej się w ramach Sacrum Profanum krakowskiej
imprezy Warp25 również była okazja, aby posłuchać
płyty jeszcze przed wydaniem).
Wcześniej ujawniono pierwszy fragment wyczekiwanego od trzynastu lat
follow-upa Drukqs.
Muszę przyznać, że otwierający cały zestaw „minipops 67
[120.2][source field mix]” (pewnie wiecie, czemu track nazywa
się właśnie tak, jak się nazywa, więc oszczędzę sobie
wymądrzania się) jakoś specjalnie mnie nie powalił — jasne,
słychać, kto stoi za sprzętem, wszystkie te poskręcane kłącza,
harcujące jakby w środku jakiegoś elektronicznego urządzenia
budzą uznanie, ale mam wrażenie, że cała ta wiązka kręci się
trochę bez celu. Mimo wszystko spokojnie czekałem na cały krążek,
nadal licząc na kapitalną dawkę Aphexowego rzemiosła. I jak się
okazało, dostałem to, czego chciałem.
„XMAS_EVET10
[120][thanaton3 mix]” — numer dwa na Syro - to taki RDJ,
jakiego uwielbiam. Rozległy, zimny, a jednocześnie tak piękny
pejzaż skupia w sobie praktycznie wszystkie charakterystyczne cechy
dla poetyki angielskiego producenta — króciutki zarodek
przywołujący oniryzm Fennesza przeistacza się w zaopatrzoną w
acidowe pląsy, zrytmizowaną, wielowątkową odyseję przez polarne
tereny Boards Of Canada. Bo właśnie w lawirowaniu między
ekstremalnie dziwnymi, trudnymi, kompletnie bezkompromisowymi
działaniami a przyswajalną, właściwie popową lekkością, kryje
się geniusz AT. Biorąc po kolei usłany przeszywającymi akordami „produk 29 [101]”, czy rozbiegany we wszystkie strony „4
bit 9d api+e+6 [126.26]”, zawsze możemy odnaleźć tę świetnie
wyważoną zależność. Co więcej, możemy przebierać i wciąż
zmieniać ulubiony fragment krążka (obok indeksu nr dwa, o którym
już zdążyłem się ZWIERZYĆ, stawiam na pękający
drill'n'bassowy „CIRCLONT6A [141.98][syrobonkus mix]”,
giętki, przełożony ciepłymi synthowymi pasmami, jungle'owy
łamaniec „PAPAT4 [155][pineal mix]” i ten sci-fi'owy
passus na 2:05 w „syro u473t8+e [141.98][piezoluminescence
mix]”). Wszystko fajnie, ale jednak jest mały problem.
Spoglądając
na Syro z lotu ptaka, wyraźnie widać, że nic przełomowego
czy wizjonerskiego się tu nie wydarzyło. Wybaczcie zapatrzeni jak w
obrazek w pana Rysia recenzenci, ale ten ziom rozpierdalał cały ten
elektroniczny burdel w latach dziewięćdziesiątych, a nawet i
wcześniej. Serio, sprawdźcie sobie na Wiki, kiedy wyszły Selected
Ambient Works 85-92 i Richard D James Album. Ten powrót
jest oczywiście znakomity, trudno go zignorować etc. etc., RDJ ma
wszystko i wszystkich głęboko w dupie, ale dziś już nie wymiata
tak, jak wymiatał dwadzieścia lat temu. W 2014 na podobnym poletku
rządzą Sophie, dziwaki z PC Music czy Arca. Handlujcie z tym. Poza
tym, momentami twórcę trochę ponosi, jak choćby przy
niespecjalnie zajmującym, parzącym monotonnością loopie „180db_
[130]” czy kompletnie niepotrzebnym, mającym być pewnie
symbolicznym wyciszeniem po godzinnej orgii „aisatsana [102]” — takie pretensjonalne zagrywki nie są Aphexowi obce (check
Drukqs). Pamiętam, że podobny pomysł wdrożył Matthew
Herbert na Scale, co też wyszło kiepsko, ale to była
zupełnie inna sytuacja i zupełnie inny kontekst, więc zostawmy to
i przejdźmy do finału recki.
Co
mogę dodać — cieszę się, że Syro zostało wydane, bo
raz, że lubię tego gościa i to, jak dokręca i przekręca dźwięki,
a dwa, że podobno w planach są kolejne wydawnictwa pod aliasem
Aphex Twin, ponoć zdecydowanie dziwniejsze od najświeższego
materiału. I spoko, czekam zatem, bo kto wie, co się na nich
znajdzie. Natomiast nie potrafię dołączyć do całego łańcuszka
krytyków, którzy uznali Syro za dzieło nowatorskie(!?)
oraz za kamień milowy elektroniki (może jeszcze nowej, co?). Także
konstatując: jest grubo, ale bez szału.
7.5
Tomasz Skowyra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.