czwartek, 25 września 2014

RECENZJA: Die Antwoord – Donker Mag




WYTWÓRNIA: PIAS / Mystic
WYDANE: 3 czerwca 2014
KUP: sklep Mystic (CD / Vinyl + CD)

Die Antwoord niczego nie muszą. Nie trzeba też być muzycznym prorokiem, by wiedzieć, że wszystko, co wyjdzie spod ręki Yo-landi i Ninjy jednych doprowadzi do obłędu i dzikiego szału, a innych do solidnego rzygu jeszcze przed dotarciem do kibla. Skoro emocje są skrajnie różne, to i sam materiał musi mocno intrygować. I dziać zaczęło się już od pierwszego singla „Cookie Thumper”, który w  dużej mierze został zdominowany przez klip, chociaż i sam sampel przewijający się przez cały kawałek nuciłem często pod nosem w metrze. Jak się okazało, utwór zapowiadający album Donker Mag był tylko przedsmakiem, a prawdziwe otępianie i wysysanie wszystkich wnętrzności przez dziurki od nosa zaczęło się dopiero w dniu premiery płyty.

Donker Mag w języku afrikaans oznacza Ciemne Moce (a nie noce! - taki żarcik – wszyscy wstają i głośno klaszczą!), co pasuje do stylu południowoafrykańskiego projektu nie mniej niż równie ciemne okulary do Pitbulla (pseudonim artystyczny tego pana pojawia się tu nieprzypadkowo!). Po efekciarskim, ale nie tak dobrym jak debiut albumie Ten$ion, tu w zasadzie można było spodziewać się wszystkiego. I trzeba przyznać, że sympatyczna trójka (nie zapominajmy przecież o DJ Hi Teku!) jak zwykle zaskoczyła. Utworów ściśle muzycznych jest na płycie może z siedem. Całkiem niemała reszta to skity i inne mniej lub bardziej specyficzne twory. Są takie, które chyba już z założenia mają wkurwiać do oporu, jak „Pompie”, ale znalazło się też miejsce dla bardziej sensownych. Cały album wydaje się jednak nieco bardziej stonowany od poprzednich (stonowany na mocno nadwyrężoną miarę Die Antwoord). Zespół nie faszeruje już na taką skalę elektroniczno–klawiszową kakofonią. Co bardziej stroskani nie muszą się jednak martwić -  Antwoord nie zrezygnowało z tekstów i bitów dewastujących każdego w miarę normalnego słuchacza. I raczej nic tego nie wróży, bo weźmy takie „Pitbull Terrier”. Po jednym przesłuchaniu nic już nie będzie takie samo. Klipu też trudno nie polecić, jednak tu decyzję podejmujemy już na własne ryzyko. I w tym miejscu wypada wrócić do wspominanego wcześniej Pitbulla, który na samym starcie zostaje nieco poturbowany przez mocno przeobrażonego Ninję. Z resztek zdrowych zmysłów po seansie zapewne zostanie nie więcej niż z naszego bohatera z okularach.

Die Antwoord jako twórcy, a już na pewno jako najwięksi propagatorzy kultury zef zawsze będą kojarzyć się z gigantycznymi skrętami odpalanymi od ogniska, wyścigami w kradzionych wózkach marketowych i obscenicznymi gestami. I chyba popełniliby bardzo duży błąd, gdyby próbowali z niej zrezygnować. I tak, jak nikt nie krytykuje (w mocno idealistycznym wariancie) Timberlake'a za to, że brzmi jak Timberlake, tak samo nie powinien tego robić względem Die Antwoord. I on, i oni wypracowali brzmienie i wizerunek, przez które nikt nie musi porównywać ich do innych muzycznych projektów.


Żyjąc na ulicach Kapsztadu, gdzie raczej nie warto z nikim zadzierać, a średnia liczba strzelanin jest co najmniej tak duża, jak liczba kradzieży niemieckich aut przez Polaków w szczycie lat dziewięćdziesiątych, raczej nie trudno o brutalne muzyczne inspiracje. I właśnie taki jest Donker Mag. Czego by się nie powiedziało o Die Antwoord, oni i tak zrobią swoje. Niedociągnięcia studyjne nadrabiają cholernie mocnymi koncertami. Yo-landi i Ninja chyba są już marką nie do zdarcia. A tych, którzy do tej pory się nimi brzydzą, nie przekonałby pewnie nawet wysmakowany musical, gdyby na taki się zdecydowali. A sam album ogólnie na plus.

6

Miłosz Karbowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.