WYTWÓRNIA: PIAS / Mystic
WYDANE: 3 czerwca 2014
KUP: sklep Mystic (CD / Vinyl + CD)
Die Antwoord niczego nie muszą. Nie
trzeba też być muzycznym prorokiem, by wiedzieć, że wszystko, co wyjdzie spod
ręki Yo-landi i Ninjy jednych doprowadzi do obłędu i dzikiego szału, a innych do
solidnego rzygu jeszcze przed dotarciem do kibla. Skoro emocje są skrajnie
różne, to i sam materiał musi mocno intrygować. I dziać zaczęło się już od
pierwszego singla „Cookie Thumper”, który w
dużej mierze został zdominowany przez klip, chociaż i sam sampel
przewijający się przez cały kawałek nuciłem często pod nosem w metrze. Jak się
okazało, utwór zapowiadający album Donker Mag był tylko przedsmakiem, a
prawdziwe otępianie i wysysanie wszystkich wnętrzności przez dziurki od nosa
zaczęło się dopiero w dniu premiery płyty.
Donker
Mag w języku afrikaans oznacza Ciemne Moce (a nie noce!
- taki żarcik – wszyscy wstają i głośno klaszczą!), co pasuje do stylu
południowoafrykańskiego projektu nie mniej niż równie ciemne okulary do
Pitbulla (pseudonim artystyczny tego pana pojawia się tu nieprzypadkowo!). Po
efekciarskim, ale nie tak dobrym jak debiut albumie Ten$ion, tu w
zasadzie można było spodziewać się wszystkiego. I trzeba przyznać, że
sympatyczna trójka (nie zapominajmy przecież o DJ Hi Teku!) jak zwykle
zaskoczyła. Utworów ściśle muzycznych jest na płycie może z siedem. Całkiem
niemała reszta to skity i inne mniej lub bardziej specyficzne twory. Są takie,
które chyba już z założenia mają wkurwiać do oporu, jak „Pompie”, ale znalazło
się też miejsce dla bardziej sensownych. Cały album wydaje się jednak nieco
bardziej stonowany od poprzednich (stonowany na mocno nadwyrężoną miarę Die
Antwoord). Zespół nie faszeruje już na taką skalę elektroniczno–klawiszową
kakofonią. Co bardziej stroskani nie muszą się jednak martwić - Antwoord nie zrezygnowało z tekstów i bitów
dewastujących każdego w miarę normalnego słuchacza. I raczej nic tego nie
wróży, bo weźmy takie „Pitbull Terrier”. Po jednym przesłuchaniu nic już nie
będzie takie samo. Klipu też trudno nie polecić, jednak tu decyzję podejmujemy
już na własne ryzyko. I w tym miejscu wypada wrócić do wspominanego wcześniej
Pitbulla, który na samym starcie zostaje nieco poturbowany przez mocno
przeobrażonego Ninję. Z resztek zdrowych zmysłów
po seansie zapewne zostanie nie więcej niż z naszego bohatera z okularach.
Die Antwoord jako
twórcy, a już na pewno jako najwięksi propagatorzy kultury zef zawsze będą
kojarzyć się z gigantycznymi skrętami odpalanymi od ogniska, wyścigami w
kradzionych wózkach marketowych i obscenicznymi gestami. I chyba popełniliby
bardzo duży błąd, gdyby próbowali z niej zrezygnować. I tak, jak nikt nie
krytykuje (w mocno idealistycznym wariancie) Timberlake'a za to, że brzmi jak
Timberlake, tak samo nie powinien tego robić względem Die Antwoord. I on, i oni
wypracowali brzmienie i wizerunek, przez które nikt nie musi porównywać ich do
innych muzycznych projektów.
Żyjąc na ulicach Kapsztadu, gdzie
raczej nie warto z nikim zadzierać, a średnia liczba strzelanin jest co
najmniej tak duża, jak liczba kradzieży niemieckich aut przez Polaków w
szczycie lat dziewięćdziesiątych, raczej nie trudno o brutalne muzyczne inspiracje. I właśnie
taki jest Donker Mag. Czego by się nie powiedziało o Die Antwoord, oni i
tak zrobią swoje. Niedociągnięcia studyjne nadrabiają cholernie mocnymi
koncertami. Yo-landi i Ninja chyba są już marką nie do zdarcia. A tych, którzy
do tej pory się nimi brzydzą, nie przekonałby pewnie nawet wysmakowany musical,
gdyby na taki się zdecydowali. A sam album ogólnie na plus.
6
Miłosz Karbowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.