niedziela, 24 sierpnia 2014

RECENZJA: Fennesz - Bécs



WYTWÓRNIA: Editions Mego
WYDANE: 28 kwietnia 2014
KUP: sklep Gusstaff Records (CD)

Christiana Fennesza polskiej publiczności przedstawiać specjalnie nie trzeba. Ten gigant muzyki elektronicznej i przy tym prawdziwy tytan pracy ma na swoim koncie wiele występów w kraju nad Wisłą. Ostatni taki koncert miał miejsce 20 sierpnia w Warszawie; był on częścią trasy promującej siódmy solowy album Austriaka pt. Bécs. Płyty, jak na weterana sceny ambientowej, niezwykle brawurowej, zupełnie jakby artysta przeżywał swoją drugą młodość.

Już od samego początku wiadomo, że nie ma tu mowy o jakimkolwiek odcinaniu kuponów od wypracowanego wizerunku tudzież asekuracyjnym dryfowaniu wokół wyrobionego przez siebie stylu. Wraz z pierwszymi sekundami muzyki słuchacza atakują dźwięki instrumentów perkusyjnych, z których Fennesz do tej pory korzystał raczej rzadko. Akustyczne bębny pojawiają się jeszcze sporadycznie na płycie, dzięki czemu krążek nabiera w paru miejscach orkiestralnego charakteru. Jak na multiinstrumentalistę przystało, wkrótce Fennesz sięga po swój główny po laptopie oręż w sianiu hałasu – gitarę. Tym razem jednak wędruje ona nieco odważniej w rejony dreampopowe. Można odnieść wrażenie, że na najnowszym krążku artysta postanowił nieco śmielej zaprezentować wachlarz swych pozaelektronicznych inspiracji: brytyjską sceną rockową lat 80-tych i 90-tych, ale także sunshine popem epoki Beatlesów. W dość skomasowanym „The Liar” Fennesz odsłania industrialne oblicze swojej muzyki; tropy wiodą m.in. w kierunku legendarnej grupy Coil. Z kolei utwór „Pallas Athene” to dużo bardziej minimalistyczny ukłon w stronę kosmische Musik spod szyldu Tangerine Dream. Szczytowy punkt jednak płyta zalicza przy okazji „Liminality”. To tutaj twórca wspina się na wyżyny muzycznej egzaltacji, w dobrym tego słowa znaczeniu. Melancholijny ton całemu utworowi nadają subtelne dźwięki gitary elektrycznej. W drugiej połowie tego dziesięciominutowego kawałka wszystkie instrumenty zlewają się w jedną potężną ścianę dźwięku, tworząc podniosłe crescendo. Choć Fennesz nigdy nie stronił od nadawania swojej muzyce emocjonalnego ciężaru, czego dowodem są chociażby efekty kolaboracji z japońskim kompozytorem Ryuchim Sakamoto, to jednak odnoszę wrażenie, że na Bécs wyjątkowo zależało mu na stworzeniu niezwykle silnego klimatu nostalgii. Eklektyczne instrumentarium i równie szerokie spektrum muzycznych inspiracji tylko ten efekt pogłębiają. Zamykający krążek utwór „Paroles” to rzecz świetnie podsumowująca zarówno najnowsze dzieło, jak i cały dorobek artysty: idealnie zbalansowany koktajl składający się z popowej melodii oraz ambientowych pasaży, przepuszczanych przez katalizator noise'owych naleciałości - „plam dźwięku”, będących nieodłącznym elementem portfolio artysty.

Podsumowując, Bécs to kolejny złoty rozdział w karierze tego niezmordowanego popularyzatora „słodkiego hałasu”. Karierze równie imponującej, co lista jego dotychczasowych współpracowników, rozciągająca się od innych mistrzów ambientu, takich jak Tim Hecker, po kapele metalowe pokroju Isis. Każdy kolejny odsłuch tego krążka to nostalgiczna podróż w przeszłość, zwracanie się ku historii muzyki, ale też osobistej historii artystycznego rozwoju Christiana Fennesza. Dla miłośników ambientu jest to pozycja obowiązkowa. Osobiście uważam, że osoby niezaznajomione dotąd z tego typu muzyką również błyskawicznie ulegną czarowi tej płyty. Jest to wręcz doskonały start dla wszystkich, którzy chcą zagłębić się w niezwykle bogaty świat muzyki ambientowej.


8

Jakub Gąsiorowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.