WYTWÓRNIA: Captured Tracks
WYDANE: 18 marca 2014
KUP: sklep Tschak.pl
Z Perfect Pussy jest taka całkiem interesująca sprawa.
Zespół wypuszczał pierwsze single już pod auspicjami Captured Tracks (pomijam
wcześniejszą epkę, totalnie zlekceważoną) - u nas wybrzmiewała cisza. Zespół
wrzucał na youtube premierowe klipy, u nas (nie, nie u nas w sensie FYH!)
panowała podjarka teledyskami Artura Rojka czy też innej Bokki. Zespół
ogłoszono na OFF Festivalu, Perfect Pussy stali się jednym z CIEKAWSZYCH
noise'owych bandów w ostatnim czasie. Z jednej strony słabe, z drugiej -
zwłaszcza w tym drugim członie - w pełni zasłużone.
Dlaczego słabe? Ano dlatego, że PP, już pomijając samą
nazwę, od początku prezentowali ten gówniarski wygrzew, który charakteryzował
pierwsze Placebo czy Japandroids, czyli płyty, które w pewnym sensie wpisały
się do kanony niegrzecznego noise rocka. Dlaczego słabe? Bo częściej wychwalane
pod niebiosa są zespoły, nie oszukujmy się, miałkie, przereklamowane czy takie,
które jadą na opinii z czasów pierwszej płyty. Dodajmy do tego jeszcze argument
kiepskiej (gównianej) muzyki, nazywanej przez randomowców niezalem, a będącej
po prostu parodią, nazwijmy to, indie czy garażowego rocka. Niedawno, podczas
jazdy autobusem z UWM na dworzec w Olsztynie, odbywałem rozmowę z Pawłem
Kowalewiczem, perkusistą Karate Free Stylers, na temat odbioru zespołów gitarowych w Polsce przez publiczność i
dziennikarzy (oraz dziennikarzy). I
cieszę się, że także inne osoby popierają moje zdanie, że wrzucenie gitary nie
oznacza, że dany zespół czy artysta powinien być klasyfikowany jako niezależny, a najczęściej są to
przypadki mainstreamu (choć na naszym gruncie takie The National, Arctic
Monkeys, Editors, Jack White czy inne Arcade Fire nadal są postrzegani jako
muzyka alternatywna, gdy na zachodzie
to po prostu właśnie mainstream). I po tym długim wywodzie, warto postawić
drugie pytanie.
Dlaczego w pełni zasłużone? Ano dlatego, że poza wspomnianym
wyżej nastrojem gówniarskiego post-punku (a taki jest zawsze w cenie), Perfect
Pussy swoim nieugiętym brzmieniem i niemal agonistyczną energią nawiązują do
prawdziwych klasyków - Jawbreaker i - dla przykładu - Sunny Day Real Estate (i
tutaj podwójne brawa za znakomite inspiracje). I w końcu sama postać wokalistki
Perfect Pussy, charyzmatycznej Meredith Graves. Frontmanka reprezentanta Captured
Tracks nieco przypomina swoją agresywną postawą Alice Glass z czasów singli
poprzedzających Crystal Castles, jak
i samej pierwszej płyty, a jeśli dodamy tę historię z krwią menstruacyjną
dodaną do masy winylowej, skąd właśnie różowy kolor płyt, Meredith jawi
się jako całkiem klawa osoba. Czyli tak, jak prezentują się Perfect Pussy.
No dobrze, ale nie postać Graves jest tu najważniejsza, a
samo Say Yes to Love, debiutancki
długograj, który niby zanim się rozkręci na dobre, już wybrzmiewają ostatnie sekundy „VII”. Czy to wada? Nie, wręcz przeciwnie. W tych ośmiu kawałkach, trwających jakieś dwadzieścia trzy (cztery?) minuty, Perfect Pussy zawarli wszystkie emocje i cały ten przekaz, który chcieli zaprezentować. Jest głośno, agresywnie i bardzo chaotycznie. Czasem („Interference Fits”) przebija się stosunkowo delikatna melodia, jednak w głównej mierze płytą rządzą przeróżnej maści przestery. Chciałoby się napisać, że Say Yes to Love przypomina sinusoidę nastrojów, że te energiczne kawałki mieszają się z tymi spokojniejszymi, ale tak nie jest. Jak Amerykanie rozpoczynają swoją szaleńczą gonitwę, nie zwalniają aż do „Advance Upon the Real”, by na sam koniec dorzucić do pieca rozimprowizowanym i mocno kakofonicznym „VII” - czystym zgiełkiem, w którym muzycy prześcigają się, kto bardziej dowali hałasem.
Laurki odzwierciedlającej klimat Say Yes to Love nie da się wyszczególnić. Tutaj od pierwszego na liście „Drive” rządzi chaos, który rządzi całym wydawnictwem. Mocne momenty? Praktycznie tylko takie. Słabe strony płyty? Chyba długość jej trwania, choć nie wiem, czy dłuższy materiał wciągałby z taką samą siłą, jak teraz. Noise'owa perełka w morzu miałkich garażowych bandów. Tak chyba można opisać długogrający debiut Perfect Pussy.
Laurki odzwierciedlającej klimat Say Yes to Love nie da się wyszczególnić. Tutaj od pierwszego na liście „Drive” rządzi chaos, który rządzi całym wydawnictwem. Mocne momenty? Praktycznie tylko takie. Słabe strony płyty? Chyba długość jej trwania, choć nie wiem, czy dłuższy materiał wciągałby z taką samą siłą, jak teraz. Noise'owa perełka w morzu miałkich garażowych bandów. Tak chyba można opisać długogrający debiut Perfect Pussy.
7.5
Piotr Strzemieczny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.