wtorek, 15 lipca 2014

RECENZJA: Perfect Pussy - Say Yes to Love




WYTWÓRNIA: Captured Tracks
WYDANE: 18 marca 2014

Z Perfect Pussy jest taka całkiem interesująca sprawa. Zespół wypuszczał pierwsze single już pod auspicjami Captured Tracks (pomijam wcześniejszą epkę, totalnie zlekceważoną) - u nas wybrzmiewała cisza. Zespół wrzucał na youtube premierowe klipy, u nas (nie, nie u nas w sensie FYH!) panowała podjarka teledyskami Artura Rojka czy też innej Bokki. Zespół ogłoszono na OFF Festivalu, Perfect Pussy stali się jednym z CIEKAWSZYCH noise'owych bandów w ostatnim czasie. Z jednej strony słabe, z drugiej - zwłaszcza w tym drugim członie - w pełni zasłużone.

Dlaczego słabe? Ano dlatego, że PP, już pomijając samą nazwę, od początku prezentowali ten gówniarski wygrzew, który charakteryzował pierwsze Placebo czy Japandroids, czyli płyty, które w pewnym sensie wpisały się do kanony niegrzecznego noise rocka. Dlaczego słabe? Bo częściej wychwalane pod niebiosa są zespoły, nie oszukujmy się, miałkie, przereklamowane czy takie, które jadą na opinii z czasów pierwszej płyty. Dodajmy do tego jeszcze argument kiepskiej (gównianej) muzyki, nazywanej przez randomowców niezalem, a będącej po prostu parodią, nazwijmy to, indie czy garażowego rocka. Niedawno, podczas jazdy autobusem z UWM na dworzec w Olsztynie, odbywałem rozmowę z Pawłem Kowalewiczem, perkusistą Karate Free Stylers, na temat odbioru zespołów gitarowych w Polsce przez publiczność i dziennikarzy (oraz dziennikarzy). I cieszę się, że także inne osoby popierają moje zdanie, że wrzucenie gitary nie oznacza, że dany zespół czy artysta powinien być klasyfikowany jako niezależny, a najczęściej są to przypadki mainstreamu (choć na naszym gruncie takie The National, Arctic Monkeys, Editors, Jack White czy inne Arcade Fire nadal są postrzegani jako muzyka alternatywna, gdy na zachodzie to po prostu właśnie mainstream). I po tym długim wywodzie, warto postawić drugie pytanie.

Dlaczego w pełni zasłużone? Ano dlatego, że poza wspomnianym wyżej nastrojem gówniarskiego post-punku (a taki jest zawsze w cenie), Perfect Pussy swoim nieugiętym brzmieniem i niemal agonistyczną energią nawiązują do prawdziwych klasyków - Jawbreaker i - dla przykładu - Sunny Day Real Estate (i tutaj podwójne brawa za znakomite inspiracje). I w końcu sama postać wokalistki Perfect Pussy, charyzmatycznej Meredith Graves. Frontmanka reprezentanta Captured Tracks nieco przypomina swoją agresywną postawą Alice Glass z czasów singli poprzedzających Crystal Castles, jak i samej pierwszej płyty, a jeśli dodamy tę historię z krwią menstruacyjną dodaną do masy winylowej, skąd właśnie różowy kolor płyt, Meredith jawi się jako całkiem klawa osoba. Czyli tak, jak prezentują się Perfect Pussy.

No dobrze, ale nie postać Graves jest tu najważniejsza, a samo Say Yes to Love, debiutancki długograj, który niby zanim się rozkręci na dobre, już wybrzmiewają ostatnie sekundy „VII”. Czy to wada? Nie, wręcz przeciwnie. W tych ośmiu kawałkach, trwających jakieś dwadzieścia trzy (cztery?) minuty, Perfect Pussy zawarli wszystkie emocje i cały ten przekaz, który chcieli zaprezentować. Jest głośno, agresywnie i bardzo chaotycznie. Czasem („Interference Fits”) przebija się stosunkowo delikatna melodia, jednak w głównej mierze płytą rządzą przeróżnej maści przestery. Chciałoby się napisać, że Say Yes to Love przypomina sinusoidę nastrojów, że te energiczne kawałki mieszają się z tymi spokojniejszymi, ale tak nie jest. Jak Amerykanie rozpoczynają swoją szaleńczą gonitwę, nie zwalniają aż do „Advance Upon the Real”, by na sam koniec dorzucić do pieca rozimprowizowanym i mocno kakofonicznym „VII” - czystym zgiełkiem, w którym muzycy prześcigają się, kto bardziej dowali hałasem. 

Laurki odzwierciedlającej klimat Say Yes to Love nie da się wyszczególnić. Tutaj od pierwszego na liście „Drive” rządzi chaos, który rządzi całym wydawnictwem. Mocne momenty? Praktycznie tylko takie. Słabe strony płyty? Chyba długość jej trwania, choć nie wiem, czy dłuższy materiał wciągałby z taką samą siłą, jak teraz. Noise'owa perełka w morzu miałkich garażowych bandów. Tak chyba można opisać długogrający debiut Perfect Pussy. 


7.5

Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.