wtorek, 22 lipca 2014

RECENZJA: Eleventeen Eston - Delta Horizon




WYTWÓRNIA: Not Not Fun
WYDANE: 17 czerwca 2014

No proszę. W Not Not Fun trwa chyba jakiś lo-fi'owy festiwal, którego pokłosiem są wydawnictwa wręcz zadżumione soundem wczesnego Ducktails, wczesnego Ariela Pinka i Joe Knighta — kolesia ukrywającego się za aliasem Rangers. Właśnie, ten ostatni typ. Przez to, że wydał w 2010 powoli obracający się w klasyk (a może TO SIĘ JUŻ STAŁO?) w „pewnych środowiskach” album Suburban Tours, w NNF pojawili się goście czerpiący całymi garściami z aury i pomysłowości krążka. Ale chwila, chwila, przecież to Not Not Fun — tam ciągle rzucają takimi kwasami. Okej, przecież nic nie mówię, ale mam tu dwóch takich, którzy, zdaje się, że są zakochani w zapętlających się, spiralnych impresjach w low fidelity. Weźmy Torna Hawka. Kolo całkiem niedawno wypuścił longpleja Through Force Of Will, na którym dość udanie wybiera oraz miesza elementy, a następnie tworzy z nich swoje własne pocztówki, inspirując się trzema gośćmi z początku akapitu (z wyraźnym akcentem na Rangers). Ale chyba jeszcze bardziej sugestywną ewokację ulepił John Tanner aka Eleventeen Eston.

Od razu trzeba dodać, że EE proponuje trochę lżejsze, bardziej wychillowane, eteryczne nagrywki w porównaniu z Tornem Hawkiem i resztą. Jeśli Hawk maluje swoje dźwięki nasyconą farbą olejną ciemnej barwy, to Eston korzysta z powoli kończących się akwareli, którymi tworzy delikatne, nieco rozmyte ilustracje w ciepłych tonacjach. Delta Horizon to letnia podróż na małym stateczku przez niewielkie, instrumentalne jezioro. Dużo tu słońca, wody, zieleni, ale i psych-popu, soft-rocka czy nawet jakiegoś kwaśnego prog-rocka. Cały rejs rusza od „The Sling” i od razu do uszu dopływają znajome kształty. Te powtarzające się melodyczne wzorki skąpane w niewyraźnej, przybrudzonej psychodelii jednoznacznie wskazują na Suburban Tours. Króciutki „Broth II” gra w tej samej lidze, jak i niemal cały LP. W „Tonight (Sans Columns)” zaczynają rządzić klawisze, przy czym urocza melodyka zostaje główną atrakcją. Bo gdyby tak nie było, John Tanner byłby tylko kolejnym nieistotnym naśladowcą pionierów, o którym trzeba by szybko zapomnieć.

Jednak słuchając „It's All Again” i tego, w jaki sposób ziom układa akordy i wygrywa riffy, nie można go łatwo spławić. Cały lo-fi'owy śpiwór, którym okryto Delta Horizon byłby tylko efekciarską sztuczką, gdyby nie zmyślny songwriting. Jeśli „Shoelace Episode: Hugo's Theme (Prelude)” nagrać w sterylnych warunkach, zajawiałbym się dalej uroczymi melodyjkami okraszonymi małą orkiestrą. Jasne, ten cały lo-fi sound nadaje sznyt i fajowy klimat i to w pewnej mierze znacząca część całego dzieła, choć nadal bardziej interesują mnie rozwiązania, jakie zachodzą w obrębie kompozycji tych instrumentalnych, psych-popowych szkiców. Tak czy inaczej, John Tanner może przybić piątkę z Joe Knightem, Arielem, Mattem Mondanile'em, a ostatnio z Lukiem Wyattem (aka Torn Hawk). A my właśnie dostaliśmy spoko soundtrack do wakacyjnych, upalnych dni.

7.5

Tomasz Skowyra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.