czwartek, 12 czerwca 2014

RECENZJA: Ten Typ Mes - Trzeba było zostać dresiarzem



WYTWÓRNIA: Alkopoligamia
WYDANE: 18 kwietnia 2014

Okej, zanim zaczniecie czytać, zapodajcie tę nutę, bo moment jest szczególny.




Trzeba było zostać dresiarzem. No pewnie, trze'a było. Teraz widzę, że popełniłem błąd i już nie ma odwrotu. A oświecił mnie Piotr Szmidt, niedoszły człowiek-ortalion. Powiecie może, że tematyka błaha, przestarzała i zwyczajnie nudna. Ale Mes wykroił tu swoją najbardziej dojrzałą płytę, próbując objąć niemal wszystkie istotne kulturowe zjawiska naszego kraju. Zresztą nie tylko.

Widać od razu, że składników na nową płytę była cała masa. Tylko jakieś grubsze tematy, bo całości nie ogarnę — dresiarski folklor, zbity z celebrytów, ludzka chciwość i głupota, zazdrość, tęsknota za przeszłością, natchnienie, czekanie, życiowy pęd, brak czasu, brak miłości, itd. Jest tego tak dużo, że nie ma szans na wyliczenie nawet 1/4. Proszę posłuchać samemu. To jest ten sam teren, który znalazł się na Czarno widzę Afro Kolektywu. Wydaje się, że Ten Typ Mes jest wręcz predestynowany do nagrania takiej płyty. Jasne, zawsze pojawiały się takie zakusy, czy to na debiucie, na Zamachu na przeciętność czy wreszcie na Kandydatach na szaleńców. Ale dopiero Trzeba było zostać dresiarzem stało się tym najpełniejszym, najbardziej dosadnym komentarzem współczesnej, otaczającej rapera Polski. Posłuchamy?


Nie będę leciał po kolei z numerami, bo jest tego dużo. Serio, żeby wycisnąć maksimum z tej płyty, potrzebna jest jakaś magisterka, a przynajmniej obszerny licencjat. Ile tu jest elementów do zbadania. Choćby angielskie wstawki Mesa, których jest jakby więcej w porównaniu do poprzednich długograjów. Albo metaforyczne ujęcie kobiety — tu jest „Ikarusałka”, a na Kandydatach była „Biała laska w kusej sukni z folii”. A to tylko dwa przykłady, i to pierwsze z brzegu, więc zwyczajnie zostawiam wszystkie niuanse, bo może ktoś wkrótce lepiej to opracuje. Czekam, jakby co, pomysł był mój.

Zaczyna się od „Trze'a było”. Mes podnosi status dresa do jednostki wolnej, która pierdoli wszystkie konwencje i konwenanse, jest sobą i ma w dupie wszystkie problemy szarych ludzi. Tyle tylko, że już jest za późno, aby przejść na dresiarską stronę mocy — „Trze'a było zostać cwaniakiem, z prawem na bakier / Lecz za słaby łeb mam” — widać los chciał inaczej (jeśli wiecie o co chodzi).

Podobnie jak dresa, Schmidt koronuje typowego polskiego Janusza — wąsatego sobiepana znającego wszystkie prawdy świata. Ale „Janusz Andrzej Nowak” to grubsza rozkmina o całej masie zagadnień, więc polecam wsłuchać się w tekst, a od siebie dodam, że ten kawałek przebiegł gruby czarny kot (czuesz ten BASS!?). Dalej jest „Nuuuu-da Nuu-da Nuu-da Nuu-da Nu-da Nu-da” — spoko, fajna narracja, poziom artykulacji zawrotny, nieszablonowy podkład L.A. i Głośnego, ale... jakby górę wzięły popisy, a zwyczajna nośność gdzieś się ulotniła. Tak czy inaczej wiadomo, Mes to obecnie najlepszy MC w Polsce, „lecz to odkrywcze — NnIiEeSsZzCcZzEeGgÓóLlNnIiEe”.

Od „Nie skumasz jak to jest” zaczyna się blok highlightów Trzeba było. Bezapelacyjnie najlepszy numer — każdy wers łączy się z podkładem Bonny'ego Larmensa jak ying i yang (a pointa „Mnogość stylów życia relacji raczej nie spaja / pracujmy chociaż nad tym by nas nie oddalała” zabija). A właśnie, słówko o podkładzie — dostrzegam tu jakieś zabarwienie stylem Najebawszy Smarkiego — jazzowy anturaż, wibrafony w tle, stanowcza stopa + historie o tyrających i uwięzionych w spiralach problemów ziomkach Mesa — dla mnie to tribute dla kultowej epki. A WY też to słyszycie? Później skaczemy do „Głupiej, spiętej, dresiary”. Tu polecam Mesa w roli tytułowej — na 0:55 raper zapodaje linijkę „kogo nazywasz KURWĄ?” i zgarnia pulę. Zresztą takich zamian ról na Trzeba było jest więcej — szukajcie a znajdziecie. Konstatacja? Dresiarom musi być ciężko, ale pamiętajmy też, że it's hard out here for a bitch. A, czy ten refren tylko mi przywodzi na myśl ten klasyczny numer? Trzeba poczekać na znawców hip-hop, co mierzą w procentach, żeby poznać odpowiedź.

Dalej „As” przynosi nieco musicalowy klimat, a to za sprawą śpiewanych partii Andrzeja Dąbrowskiego. W dodatku bas kładzie na łopatki, a Mes powraca jakby do przeszłości, gdzie razem z Flexxipem wkraczał do rap-gry. Dorzucam do worka highlightów, nie ma wyjścia. A co jest potem? Ja bym to nazwał Eugeniusz Oniegin goes g-funk. Gdyby robili taką operę, to Mes ma gotowy główny temat, reszta nie może podjąć rękawiczki. A propos rękawiczki — propsy za sampel z Alibabek, który całości „Będę na działce” nadał oldskulowy posmak. I jeszcze zatrzymam się na chwytliwości Trzeba było — pierwsze odsłuchy sprawiały wrażenie ciężkiego materiału, przeładowanego eksperymentami w stylu „Nudy”, „Co u Żuka” czy „Tul peterdę” (gdzie Olaf Deriglasoff kradnie szoł). A przecież kto sprzeciwiał się narzekaniom, że „rap podupadł, że jak refren to dupa”? Ale po kolejnych seansach z albumem wydobyłem te popowe właściwości: podśpiewywanie w „Będę na działce” czy chórki w „Ponagla mnie” to ten momenty, które krążą w mózgu przez wiele dni. Ale wracając...

„LOVEYOURLIFE” to historia o koleżce spod Lichenia, który chciał rżnąć Edytę Herbuś oraz opowieść o Anecie (Mes znowu wczuł się w rolę na 2:40) i biznesmenie o imieniu Bruno. Zajebisty feel-good track z PRZEKAZEM. Zwracam też uwagę na moment po hooku na 2:02, który można zobrazować mniej więcej tak. Ponadto w programie mamy pieśń „Esc”, ze wspomagającym Mesa Zbigniewem Jakubkiem. Ogólny wydźwięk piosenki to słynna myśl „wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”, zwłaszcza jeśli rzadko zagląda się do swoich czterech ścian. Najbardziej autobiograficzna karta to „W autobusie z cmentarza” — oprócz rozprawy Mesa wybija się mistrzowski podkład Qcieka, z potężnym werblem i zwiewnymi, melodycznymi warkoczami. Drugi najlepszy kawałek na płycie, proste. Co do „Ochroniarza Patryka” — skipuję, nie jestem w stanie przejść tego country, choć historyjka daje rade. Tak jak ta o taksówkarzu w „Wyjdźcie z czołgów”. A na deser Rychu Peja się kłania. Ogólna konkluzja — Mes to As, a ma więcej słabych punktów, więcej lęków niż wielu z nas. Tylko ilu chciałoby mieć takie słabe punkty? Raper dalej wygrywa, nagrywając swoją jeśli nie najlepszą, to jedną z najlepszych (wybrnąłem!) płyt. I z roku na rok nie widać oznak nudy w jego demolkach z majkiem. B R A W O.

I jeszcze top ten panczy:

10. „Parę lat później krzyczę: "Polaku, Polko! / Dresiarze i Janusze to nasz piękny folklor!"”.
09. „Wierzę w słuchacza, że zbędny tu morał / Choć bajka bez morału — to jakaś chujnia”.
08. „Ty opowiesz mi o żonie, ja o stadzie dziw / Ja nawinę, że mnie kusi love, ciebie zryw”.
07. „Bez wskazówek nie pojedzie nawet Hołowczyc / Ale ty masz być tym stanowczym, łowczym”.
06. „Wyjaśniono mi, że chodzi o przesyłkę do aresztu / Ja — słuchałem wtedy Tribów, Calledów, Questów”.
05. „Daleko dzieci miały Atari / Ja marzyłem by pobawić się orderem dziadka — Virtuti Militari”.
04. „Idylla, tu się życie opłaca, opylla / Trzy zylla, i na bro daję dylla”.
03. „Automaciarze o owocowych oczach / Ładne dziewczyny w beżowych rajstopach / Odwiedzi was miś wypchany pluszem / Specjalny miś saper, odminuje dusze”.
02. „Czy płaci rachunki, czy jara blanty do TV Trwam / Wszystko co robi, robi absolutnie sam”.
01. „To jeden z tych dni w liturgii / Gdy mnie nie pokochasz, ani mnie nie wkurwisz”.

7.5

Tomasz Skowyra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.