piątek, 13 czerwca 2014

RECENZJA: Lykke Li - I Never Learn




WYTWÓRNIA: Parlophone/Warner Music Poland
WYDANE: 5 maja 2014

I Never Learn jest najsmutniejszą płytą ostatnich miesięcy, żeby nie napisać po prostu, że ten album jest obrazem rozpaczy, bezradności, kompletnego dramatu. Te piosenki ewidentnie napisało złamane serce, ból i samotność. Oczywiście, można taki materiał „stworzyć”. Wyznania miłości, opisy poczucia straty, wmawianie sobie, że to nie był odpowiedni czas czy naiwne przekonywanie siebie o tym, że jeśli to było TO uczucie, to wróci - to typowe motywy wielu utworów (rzadziej całych krążków), ale żeby uzyskać TAKI wydźwięk, trzeba to wszystko przetrawić, TAKICH emocji nie można po prostu „wykreować”.

Ujmujące teksty, ciężkie, czasem wręcz dołujące aranżacje i niejako zmęczony, jakby bezsilny głos Lykke, który zwieńcza wszystko - I Never Learn to perfekcyjnie przekazane emocje i stany. Wspomnienia, cierpienie, samotność i rozliczanie samego siebie, gdzieś w środku, po cichu. Bez przesady, bez pretensji, bez bezsensownych pytań (pozostawionych oczywiście bez odpowiedzi) w stylu „dlaczego ja?!”, bez miotania się, bez manifestowania.

Artystka postawiła na minimalizm zarówno w słowie, jak i w muzyce. Utwory są oparte głównie na gitarach i perkusji, którym daleko do ckliwo-chwytliwych melodii. Teksty z kolei zbudowane zostały w znakomitej większości z serii krótkich linijek. Proste słowa, nieskomplikowanie poskładane zdania. I oto sedno tej płyty - jest po brzegi naładowana wszystkim tym, z czym trudno jest sobie poradzić człowiekowi, który traci miłość swojego życia, co zostało przedstawione dobitnie, ale przy tym bardzo subtelnie. I Never Learn nie jest albumem wyłącznie do słuchania, to album do przeżywania.


9

Katarzyna Janik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.