Ruszamy z naszym corocznym cyklem Jedziemy na festiwal: OFF Festival. W pierwszej części skupiamy się na... zobaczcie zresztą sami!
Rok
temu, w kąciku klasycznego albumu rodem z Polski, mogliśmy słuchać
Skandalu Molesty. Tym razem posłuchamy czegoś bardziej
gitarowego, ale myślę, że równie KULTOWEGO. Bo debiutancki
longlpej grupy Grzegorza Nawrockiego z miejsca wpisał się do
polskiego kanonu najważniejszych niezalowych wydawnictw. Naprawdę,
Kobiety to nie tylko mityczny już dziś singiel „Marcelo”
— to cała garść intrygujących, wyrafinowanych kompozycji w
poetyckim sztafażu. Nie ma nawet sensu wymieniać i akcentować
poszczególnych fragmentów płyty, bo zwyczajnie tego debiutu trzeba
słuchać od deski do deski. Tym bardziej cieszę się, że właśnie
na OFF Festivalu będzie możliwość uczestniczenia w takiej sesji.
A kto wie, może zespół skusi się i na bis poleci coś z
pozostałych krążków? Ja bym się nie obraził.
Noon,
a nie Mikołaj Bugajak. Czyli w sumie powinno być wiadomo, czego
możemy się spodziewać, ale... nadal nie wiemy. Wiadomo, że to
raczej będzie elektronika, ale w którą stronę producent
poprowadzi swój koncert? Może to będzie jakiś IDM-owy kocioł
podlany hip-hopowym beatem? A może bardziej dubowy oldskul albo
jakiś glitch-ambient? A kto wie, może Noon zaserwuje porcję
bezdusznego techno czy rozregulowanego footwoorku? A może skupi się
na muzyce ze swoich płyt, choćby ze świetnego Bleak Output?
Te pytanie pozostaną bez odpowiedzi aż do dnia, w którym Noon
uruchomi grające sprzęty, a z głośników popłynął pierwsze
dźwięki. A po raz pierwszy stanie się to właśnie w Katowicach,
właśnie na OFF Festivalu.
Niedawno
miałem okazję widzieć na żywo całą orkiestrę (małą, bo małą,
ale jednak orkiestrę) Jerza Igora, i przyznaję, że moja sympatia
do duetu wzrosła jeszcze bardziej, mimo że panowie byli nieco
onieśmieleni. Gdybym miał się pokusić o jakiś konstrukt
przybliżający ich muzykę, postawiłbym na Kings Of Convenience
zasłuchanych w debiucie Zbigniewa Wodeckiego. No bo jasne, to
faktycznie są pięknie kołysanki, ale przecież wiadomo, że ci
dwaj pod tym płaszczykiem „prostych piosenek dla dzieci”
przemycają wykwintne, sophisti-jazz-popowe kompozycje, dzięki
którym mogą spokojnie stanąć obok Newest Zealand czy ostatnio Die
Flöte (wiem, trochę naciągane, ale w PL trudno o tego rodzaju
bandy). Kto nie daje wiary, niech sięga czym prędzej po ich Małą
płytę, kto wie o co chodzi, niech wpada na ich występ w
Katowicach, bo to będzie zdecydowanie niezwykły koncert.
Ten
projekt też jest mi dobrze
znany, dlatego wiem, że jeśli ktoś zdecyduje się uderzyć pod
scenę właśnie wtedy, gdy muzycy będą odgrywać swój hołd dla
Jerzego Miliana, na pewno się nie rozczaruje. To będzie kilkanaście
minut odprężającej i przyjaznej muzyki, coś w sam raz dla fanów
easy-listeningowego jazzu, o ile takowy w ogóle istnieje. A poza tym
warto będzie posłuchać Bernarda Maselego, który z pewnością
wprowadzi publiczność w cały koncert z dystyngowanym humorem. A
tak właściwie to zobaczymy prawdziwych mistrzów wibrafonu w akcji,
którzy wytworzą nie tylko aurę upamiętniającą wybitną postać
Jerzego Miliana, ale jeszcze sprawią, że publiczność znajdzie
ukojenie i spokój. Czego chcieć więcej?
Red.
Strzemieczny pisał
o porównaniach Erica do Pavement czy Modest Mouse, i rzeczywiście
COŚ W TYM JEST. Faktycznie gdzieś przewija się duch indie 90s,
sprowadzony jednak do naszych czasów. Przyznać trzeba, że
mieszanka to ciekawa, a na żywo musi być chyba jeszcze lepiej.
Szczerze mówiąc — nic nie wiem na ten temat, bo band Eric Shoves
Them In His Pockets znam głównie dzięki płycie Walk
It Off, więc jeśli
wszystko pójdzie dobrze, postaram się wpaść i zobaczyć
chłopaków. Pewnie to będą jeszcze dość wczesne godziny, dlatego
mały apel: jeśli możecie, wbijajcie trochę wcześniej na
festiwal, bo pierwsze koncerty też są ciekawe. Eric to jeden z tych
zespołów, który to potwierdza. Przynajmniej wszystko na to
wskazuje.
przygotował Tomasz Skowyra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.