poniedziałek, 19 maja 2014

RECENZJA: Mark E - Product of Industry




WYTWÓRNIA: Ghostly International
WYDANE: 28 kwietnia 2014


Po trzech latach od bardzo dobrego Stone Breaker Mark E serwuje swoje drugie długogrające wydawnictwo. I udowadnia, że nie bez powodu uważany jest za jednego z czołowych reprezentantów brytyjskiego space house'u. Dziewięć wciągających nagrań przenosi słuchacza w świat robotniczego Midlands, rejonu, w którym Mark Evetts się wychował, dorastań i pracował. Z którego pochodzi cała jego rodzina. I który stanowi jeden z ważniejszych rejonów nowożytnej historii Wielkiej Brytanii. Wiecie, rewolucja przemysłowa, a co za tym idzie - społeczna.

Zamykane kopalnie, radość Margaret Tatcher z podjętych decyzji, bezrobocie, bunt mieszkańców, rozróby. Nic wesołego.

Zachwiane poczucie humoru musiał mieć też i sam Mark, gdy stracił swoją pracę. Receptą na bezrobocie i próbą zabicia wolnego czasu była muzyka. To wtedy Evetts zdecydował się na granie. I wyszło mu to na dobre, bo na Stone Breaker Brytyjczyk bawił się space house'em w najlepsze, a swoim drugim długogrającym albumem potwierdza, że jest niezmiernie kreatywnym gościem.

Nie jest to stricte robotnicza płyta, jak sugerowałyby materiały prasowe, różne promo teksty czy opinie dziennikarzy. Nie ma tu nic z przemysłowego industrialu - nie ma chłodu fabryk, klaustrofobicznego feelingu kopalń czy powiewu historycznie zoranego Midlands. Nie ma też w pełni kosmicznych odchyłów, jakie Mark E serwował na debiutanckim długograju. Nie ma tego nu-disco-space-house'owego ciepła, mniej jest ukłonów w stronę "klubowej" Anglii. Z czego zatem składa się Product of Industry? Ano z ciągłych repetycji, z melodii i dźwięków, które narzucają skojarzenia z liniami produkcyjnymi, z bardzo technicznego wydźwięku nagrań. I ucieczek w stronę ambient, a to za sprawą używanych analogowych syntezatorów.

Mark E bawi się melodiami. Kombinuje i miesza. Przez to samo Product of Industry jest wydawnictwem baardzo zróżnicowanym i, co tu dużo mówić, trudnym. Z jednej strony mamy "Kutra Kafe" - nagranie, które leży bardzo blisko tego, co Evetts zrobił na Black Country Roots, epce, która ukazała się nakładem Running Back, a w szczególności w "Midland Nights". Syntezatorowa odyseja, bardzo delikatna w swojej budowie i mocno hipnotyzująca, stanowiąca pierwszy objaw zainteresowania Brytyjczyka niekończącymi się repetycjami. Ciągnącym się, niemal monotonnym brzmieniem charakteryzuje się też "Persia", prawdziwy "powtarzalny" sztos, a przy tym perła samego albumu. "Smoke" uwodzi swoją aurą spokoju i intymności, a "Myth of Tomorrow" to chillwave wycięty ze starych nagrań Toro Y Moi. 

Z drugiej strony mamy tę techniczną, zrobotyzowaną stronę Evettsa. Tę własnie industrialną odsłonę, nawiązującą do fabrycznych korzeni Wolverhampton i Birmingham, do Midlands z krwi i kości. Są powiewy fabryk, metaliczne pogłosy, zabawa z tempem. I tak "praca wre" w "Bog Dance", ukazującym prawdziwą monotonię zakładu pracy "Eganix" czy działającym na prawdziwie wysokich obrotach "Image, Monitor Learn". Niemal linia montażowa albo miejsce pracy pakowacza - szybki i bardzo połamany rytm kojarzyć się może z przelatującymi na taśmie produktami. 

Mark E odszedł od zabawowej, bardzo tanecznej i klubowej struktury na rzecz technicznych brzmień. Product of Industry można nazywać albumem konceptualnym i nie będzie tu żadnych nieścisłości, natomiast nie można tych nagrań traktować w pełni dosłownie. To melodyjny hołd, coś jak ukłon w stronę korzeni Brytyjczyka - miejsc, z których się wywodzi, rejonów, z których pochodzi. Lokalny objaw patriotyzmu zaprezentowany na swój sposób. Ale bardzo ciekawy sposób. 

7.5

Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.