wtorek, 27 maja 2014

RECENZJA: Kitty - Impatiens




WYDAWNICTWO: własne
WYDANE: 13 maja 2014

No i co, jak wam leci 2014 pod względem muzyki? Słabo? Nie da się ukryć, ale już w styczniu spodziewałem się takiego układu. Dlatego tym bardziej cieszę się z takich prezentów jak Impatiens. Zresztą pewnie nie tylko ja, bo wraz z red. Strzemiecznym bacznie śledzimy facebookowy profil małolaty parającej się cloud-rapem i z ZAPARTYM TCHEM czekamy na news o premierze debiutu. No właśnie, bo jeśli chodzi o Kitty, to teraz wszystko kręci się wokół FlowerViolence — w końcu tytuł epki to taki sam znak jak „Soon” MBV — tak jest, to cztery tracki dla tych, którzy już nie mogą się doczekać długograja Kathryn Beckwith. Ale na longpleja trzeba cały czas czekać, a paliatyw w postaci drobnej epki można zaaplikować już teraz. To co?

Zaczyna się od gwiazdkowego „emob0unce” i tu od razu pewna obserwacja: choć praktycznie każdy kolejny track lepi inny producent, to jednak zawsze sound natychmiast oddaje stylistykę zielonowłosej raperki. I nie chodzi mi o rzeczy typu charyzma czy flow. Nie, po prostu Kitty wkracza na beat i dokonuje aneksji do swojego terytorium — jak ktoś zapoda „Unfollowed”, „♥ ♥ 285 ♥ ♥” czy „emob0unce”, po chwili wiem, że za majkiem stoi fanka Skrillexa. To chyba niezłe osiągnięcie, jak na ten etap kariery, c'nie? A co się tyczy openera Impatiens — to wciąż jest ten rodzaj jointa, który choć rozmarzony i zatopiony w oparach, nie uznaje sprzeciwu i prowadzi wprost na parkiet. Nie ma odmowy.

Drugi w programie „m0rgan stop” to z kolei typowy dla Kitty stream of consciousness, do jakiego zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Jest jeszcze bardziej wychillowany i podszyty jakimś dubowym feelingiem (gratki dla Branduna Deshay za ten podkład), gdzie każde kolejne powtórzenie pętli rozpyla coraz bardziej odurzające substancje, które nieświadomie wdycham. Im dłużej tego słucham, tym czuję się lepiej i nawet nie muszę zażywać witaminy D. A przecież jest jeszcze mój ulubiony na Impatiens „BRB”. Do tego kawałka chyba najbardziej pasuje nadany przez Kitty tag „cutewave” — choć to rzeczywiście słodziutka jak landrynka pioseneczka, oparta na dziewczęcych klawiszach, to niesamowicie miecie, gdy wchodzi w fazę refrenu. Puśćcie to na jakiejś imprezie, a wtedy zobaczycie o co chodzi. A jak macie pod ręką słuchawki, to też polecam, bo strukturę kawałka też można sobie uważniej pośledzić — jest co.

Najmniej przekonuje mnie „retr0grade” (pozdro James B.), choć zgromadzony tu ładunek jakiegoś niepokojącego uroku też kupuję bez specjalnego zastanowienia. Zresztą jak i całą epkę kończącą się w tym miejscu. Ale w ramach bonusu dostajemy od Kitty jeszcze dwa dobrze znane numery: splątany w drum and bassowych pętlach, marzycielski „Second Life”, z kapitalnym wyczuciem i stopniowaniem napięcia (ponoć ten track ma znaleźć się na FlowerViolence) oraz „Barbie J33p”, który zakodował mi się jako organiczna wersja „Brand New Car” Uffie (pamiętacie ją jeszcze? Ponoć szykuje coś nowego pod zupełnie inną nazwą, ale to tylko spekulacje). I tak to w skrócie wygląda. Pozostaje mi tylko namawiać Was do słuchania Kitty, bo dziewczyna zdecydowanie jest jednym z najciekawszych obecnie zjawisk w popie. Może ten rok jeszcze nie jest stracony, w końcu debiut tej małolaty może wprowadzić dużo ożywienia. Czekamy.

7.5

Tomasz Skowyra


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.