Jak co sobotę, Mateusz Romanoski bierze "pod lupę" wydawnictwa znane i te mniej znane. W trzeciej części "Popłacz razem z nami" opisuje... A zresztą, zobaczcie sami!
Nai
Harvest – Hold Open My Hand
Chłopaki wrzucili te nagrania już w grudniu ubiegłego roku, ale zostali wydani
dopiero w tym, więc to z naszej perspektywy dalej świeżynka. Zebrane na
ostatniej epce utwory zawdzięczają równie dużo melancholii starej emo szkoły
spod znaku American Football, jak chłopackiej bezpretensjonalności Japandroids.
To duet, czyli coś, co ma to do siebie, że jak coś się tam nie zgadza, to jest
kicha. Tutaj wszystko gra. Wysoka piątka należy się szczególnie bardzo groove'iastemu
perkusiście, bo jego partie sprawiają, że chociaż przez chwilę mniej zatęskniłem
za Crash Of Rhinos. 26 maja grają w Poznaniu. Szedłbym.
Potężny
wczesny grunge z Maryland. Poza tym, co jest na bandcampie, nic o tym składzie
nie wiadomo. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że są to rzeczy z okolic
wczesnych Melvinsów ze skromnym dodatkiem Mudhoney. Od wyżej wymienionych różni
się krzykaczem, który mimo dzikości (nie powstydziłby się jej Matt Korvette z
Pissed Jeans), zdradza upodobania do bardziej hardcore’owych partii.
Phooey
– Hello, Doubt
W momencie, kiedy z Ukrainy głównie przychodzą do nas złe wiadomości, odpalając
Phooey, aż nie chce się wierzyć, że ten zespół nie jest z innego kraju. Hello, Doubt to potężna dawka
gówniarskiej energii spod znaku The Wrens przed smutkiem The Meadowlands. Chociaż zdarzają się lo-fi / shoegaze/noise’owe
podbarwienia, pałętające się gdzieś po dalszych ścieżkach, liczą się tutaj
przede wszystkim opowieści wkurwionych dzieciaków. Jedynymi momentami
wytchnienia są brzmiący jak pastisz Beirut „Cheetah” i będące czymś w rodzaju
bejowskiej pół-akustycznej kody „The Elevator Song”.
Mateusz Romanoski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.