niedziela, 27 kwietnia 2014

RELACJA: Amenra, Treha Sektori, Oathbreaker i Hessian w Proximie


Relacja z koncertów Amenra, Treha Sektori, Oathbreaker i Hessian w warszawskiej Proximie.


Dużą część tego uroczego popołudnia spędziłem wylegując się na trawie nieopodal Centrum Sztuki Współczesnej. Towarzystwo bliskiej mi osoby i słoneczna pogoda wprowadziły mnie w sielankowy nastrój. Pomimo nazwy Church of Ra, żaden ze składów grających raczej nie kwapił się do przekazywania solarnej energii. Szczerze powiedziawszy, to na piedestale stawiają raczej egipskie ciemności. Wkraczając do Proximy, spodziewałem się, że "oświecony" mogę zostać jedynie koncepcją mroku, cierpienia, żalu i innych negatywów związanych z egzystencją. Nie jestem fanem życia samą radością, bo bez doświadczania mroku nigdy nie doznamy oświecenia. Niczego nie nauczymy się też, gdy po upadku nie podniesiemy się z kolan. Sety wszystkich zespołów tego wieczoru ukazywały mozół powstawania z kolan. Kolan przetrąconych przez monoteistyczną wizję opisywania świata siłą narzuconą naszym przodkom. To umiłowanie mroku, umartwiania się to gorzki rezonans przeinaczonych przez wieki miłujących pokój nauk Chrystusa. Krzyż narzucony na barki bardziej pokojowych ludów żelazem i ogniem. Hessian łączący w sobie dwa powstałe w Skandynawii gatunki, oba z założenia stojące w kontrofensywie w stosunku do nauk kościoła. Mam tu na myśli powstały w Szwecji d-beat i zrodzony z pogańskiego antyklerykalizmu norweski black metal. Po ich szybkim secie nie było wątpliwości co do ich intencji.

Gdy set rozpoczął Oathbreaker, poczułem podwójną dawkę adrenaliny. Ostatni raz widziałem ich w Londynie, w o wiele mniejszym klubie niż Proxima. Obawiałem się, że w takich warunkach mogę czuć się zawiedziony. Brak kameralnej atmosfery i innej akustyki zmienił wrażenia, ale nie na gorsze. Nawet stroboskop oślepiający przy zmianach tempa wydawał mi się całkiem na miejscu i sprawiał, że jeszcze bardziej wkręcałem się w widowisko. Stałem koło podwójnego stanowiska akustyków i powiem szczerze, że zrobili kawał dobrej roboty. Selektywność słyszalna w różnych punktach klubu, tu należy się spory props. Wokalistka Oathbreaker wyglądała jak irlandzka banshee. Znajoma zwróciła mi uwagę na kompletnie aseksualny ubiór. Ciuchy jak wory - powiedziała i oboje stwierdziliśmy, że to na maksa ok. Dziewczyna chce, żeby oceniano kapelę obiektywnie, poprzez pryzmat muzyki. Takie zachowanie to element alternatywny, stojący okoniem do założeń kultury popularnej. Gdzie stawia się na wizualne walory wokalistek, a nie muzykę, umiejętności i przekaz. Dobrze jest zostawić szczucie cycem za drzwiami i rozkoszować się muzyką, jej formą i treścią, bez wszędobylskich, nachalnych kruczków marketingowych. 

Treha Sektori ze swoim dark ambientowym transem przerywanym monumentalnymi uderzeniami było swoistym intrem dla setu Amenra. Nie napiszę więcej, bo takiej muzyki wolę słuchać w bardziej intymnych warunkach. Proxima ze swoim zbyt jasno oświetlonym barem nie pozwalała się skupić na niuansach tego występu. 

Amenra to apogeum tego, co opisałem na początku. Mozół  powstawania z kolan. W ten sposób przemawia do mnie ten ekstatyczny set. Piętno egzystencji w cieniu współcześnie dominującej kultury. 

Grzegorz Ćwieluch

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.