środa, 15 stycznia 2014

Fuck you, Hipsters! podsumowują: najlepsze zagraniczne klipy 2013


Prezentujemy subiektywne podsumowanie najlepszych* klipów, jakie mogliśmy oglądać w 2013 roku. Autorem rankingu jest Jacek Wiaderny.


*Nie licząc Cyruski, bo nie jesteśmy serwisem promującym TAKIE rzeczy. Anatemą obłożyłem także „Blurred Lines”. Powód? Pokazywanie w teledysku obnażonych biustów to według mnie sprawa porównywalna z użyciem z bomb atomowych albo napalmu, gdy nie radzisz sobie na wojnie – niby efekt wygląda fajnie, ale to jest totalnie nie fair. Niestety Amerykanie nie do końca zdają sobie z tego sprawę.

Słowem wstępu. Brałem pod uwagę te klipy, które można przyjmować, że tak powiem, na hejnał: stracił na tym Pharrell Williams, ale za to tęgie baty upiekły się Lanie „Nakręcę lepszą Biblię sama” Del Rey. Ze zgoła innych powodów nie trafiło tutaj nic od Arcade Fire, nie załapał się mocny kwas od Discodeine czy aktorskie smaczki kręcone dla Bowiego, nie ma kadzidła Heckera, kwiecistego kolażu od Washed Out i wielu, wielu innych. Czemu? Mówiąc klasykiem: tym wszystkim niczego nie brakuje, ale te na liście – te są naprawdę wyjebane.

Zapraszam do oglądania klipów co najmniej w rozdzielczości 720p, nawet kosztem chwili oczekiwania – inaczej będziecie jak ci kolesie, którzy w środku weekendu kupują normalny bilet na hollywoodzki blockbuster w 3D, po czym mówią: „E, szkoda kasy na popcorn”.


1. Bob Dylan – "Like A Rolling Stone Interactive Video"

Oglądasz telewizję i nagle goście z talk show zaczynają śpiewać “Like A Rolling Stone”, zmieniasz kanał i znów to samo, wszyscy śpiewają Dylana. Śpiewa Danny Brown, śpiewa wąsaty telemarketer oferujący Pogromcę Kurzu, Dylana śpiewa nawet sam Dylan. Trochę konserwatywny wybór, ja wiem, ale co poradzić – dla takiej telewizji płaciłbym abonament patriotycznie jak Maria Peszek.


***

2. FKA twigs – "Water Me"

Jeśli pójdzie w świat plotka, że FKA twigs w rzeczywistości nie jest dwudziestopięciolatką, ale została narysowana w studiu graficznym, prawdopodobnie uwierzę. Artystka wygląda w najlepszym ze swoich klipów jak egzotyczna laleczka z przyszłości, trochę w stylu futurystycznej wersji tych figurek hawajskich tancerek do samochodów (uważni zauważą, że FKA twigs też kiwa się od początku do końca). I to stylizacja bohaterki bezczelnie robi tu cały materiał, zupełnie dosłownie. Idąc drogą (nad)interpretacji: jej postać skonstruowano za pomocą kosmetyki i grafiki komputerowej, a więc sztuk, które w minionym roku robiły zawrotną karierę na „zmianie” zwykłych ludzi w nadludzi, zarówno w świecie realnym, jak i wirtualnym. A jednak, pomimo całego odhumanizowania, gdy roni ona cyber-łzę, aż chcę się krzyknąć: „nie płacz, Efka!”. Dla zuchwałych wyzwaniem będzie pojedynek wzrokowy z tym osobliwym, hm, awatarem artystki.


***

3. Justin Timberlake – "Suit&Tie"

Wiem, wiem, w prestiżowym głosowaniu Pudelka palmę pierwszeństwa bezapelacyjnie przyznano „Mirrors”, ale co poradzić, gdy ja osobiście nieśmiało stawiałbym raczej na „S&T”.

Guilty Pleasure 2013. Tak jak istnieje sztuka dwuznaczna, a ponoć istnieje, tutaj mamy jaskrawy przykład sztuki otwarcie pozbawionej aspiracji do jakichkolwiek ukrytych znaczeń. Nie mam żadnych wątpliwości. Jej jedyny cel to sprawić oczom przyjemność. Gdy czytamy poprzednie zdanie pierwszy raz, zwykle nie wietrzymy jeszcze pułapki. Szybko okazuje się, że w piekielnie zdolnych rękach Davida Finchera powstał wizualny hedonizm w postaci krystalicznej. Landrynka dla wszystkich estetów, mniejszych i większych, szlachetne świecidełko, na którą połasi się każda sroczka. Tutaj w kancik jest nawet rękaw polówki Jaya-Z.


***

4. Tyler, The Creator – "Tamale"

Po tej premierze musiały rozdzwonić się telefony: panie Tyler, zagraj pan w reklamie samoopalacza, może rólka dla kociej karmy Sheba, dajemy Evę Longorię gratis, i tak dalej. Bo czego tu nie ma! Paleta barw, którą najprościej określić mianem: acid-donuts. Mnogość Tylerów: Tyler łysy, Tyler dzieciak, Tyler wujek kanapowy. Tyler na kocie. Tyler zmienia najprężniejszy mięsień plażowej czarnuszki w twerkową trampolinę (twerkolinę?). Pharrell ogarnia bębny ze stoickim spokojem ochroniarza z supermarketu. Brakuje tylko Tylera w golfie z napisem Golf, ale to i tak najlepszy klip Creatora – a to nieliche wyróżnienie.


***

5. Lapalux – "Without You" (ft. Kerry Leatham)

Kto by się spodziewał, że któregoś dnia dane będzie nam oglądać romans lateksowego bohatera Pulp Fiction – Gimpa i Oshy, dzikuski z Gry o Tron, romans co najmniej osobliwy, by nie powiedzieć kuriozalny, lecz zarazem jakże wysmakowany i intymny. Na pewno sporo osób uzna, że to jakieś pretensjonalne gówno wykradzione z roboczego pendrajva Xaviera Dolana. Reszcie szczerze polecam.


***

6. Boards of Canada – "Reach for the Dead"



***

7. A Place To Bury Strangers - "And I'm Up"

Też mieliście kiedyś pudła pełne plastikowych superbohaterów i chińskie pieski na pilota? A pamiętacie Sida z Toy Story? Wyobraźcie sobie, że Strangersi wręczają Sidowi wielkie pudło zabawek, klepią go po główce i mówią: baw się dobrze! O czymś zapomniałem? Ach tak, dają mu także drugie, większe pudło – fajerwerków. Sid! 


***

8. Franz Ferdinand – "Evil Eye"

Z początku myślałem, że Franz się jednak nie załapie – bo skoro nawet Bruno Marsa było stać na oldskulową stylizację, to co to za zasługa? Na szczęście dałem ich nagraniu drugą szansę i przejrzałem na oczy. Są tu smaczki, przy których niejeden koneser horrorów uroni łzę i westchnie czule. Seksowna pierwsza dama z Nekromantika, tubylczy smakosz żywcem wyjęty z Cannibal Holocaustu, są to przecież wszystko okazy muzealne. No i ten boski fituring Freddiego Mercury’ego!


***

9. Beach House – "Wishes"

Niewiele jest takich rzeczy na świecie, do których wszyscy podzielają te same uczucia, jak miłość do pizzy czy nienawiść wobec rudych (o rudych jeszcze w tym tekście będzie). Klip w reżyserii Erica Warenheima jest jedną z nich – trudno znaleźć podsumowanie roczne, w którym zostałby pominięty. Nie oznacza to jednak, że jest tak słaby, że podoba się każdemu. To raczej światełko nadziei mówiące, że w każdym z nas, recenzentów, tli się choć odrobina dobrego gustu.

Wspomniałem o gościnnym występie Raya Wise’a? TEGO Raya Wise’a?


***

10. Gesaffelstein - "Hate or Glory"

Jest to podręcznikowy wprost przykład zjawiska zwanego symbiozą: współpracy dwóch organizmów, na którym oba zyskują. Bez Gesaffelstein duet reżyserski Fleur&Manu nie uchwyciłby na taśmie tak apokaliptycznego, podmiejskiego klimatu, bez obrazów kawałek nie wwiercał tak głęboko w wyobraźnię. Historia opowiada o młodocianym przestępcy, który rabuje błyskotki na taką skalę, że wreszcie robi sobie z nich kąpiel w płynnym złocie. Ta odsłona historii Midasa kończy się mniej rubasznie niż grecka, a w roli pałacu królewskiego mamy hacjendę wyłożoną dywanami, ucztującymi homies i „przyjaciółkami gangu” wyznającymi radykalny patriarchat. Najznakomitsza wydała mi się ta scena, kiedy młody gangster zabija starszego (wiekiem i pozycją), po czym zabiera jego złote łańcuchy i wiesza na szyi razem z własnymi.


***

11. Vinyl Williams – "Stellarscope"

Poza fajną ksywką Vinyl Williams ma w arsenale jeszcze jeden poważny atut – nie będąc Pharrellem ani Dylanem, a kolesiem raczej z dalszych rzędów branży, na potrzeby promocji swojego kawałka strzelił sobie zamiast klipu grę (utworowi towarzyszy fragment z niej). Miał rozmach, skurwisyn.


***

12. The Can't Tells – "Insincere"

Sztos w sensie ścisłym. Modelowy przykład tego, jak wygląda tworzenie utworu w zgodności z filmem, by nie powiedzieć – pod film, tak jak w teatrze, gdzie fałszywa nuta rozbrzmiewa gdy bohater akurat skrada się po leciwych schodach. Palenie trawki w saksofonie zamiast bongosa w klipie Vampire Weekend było niezłe, ale jeśli chodzi wykorzystanie motywu gandzi, zwycięzca może być tylko jeden. Czarna komedia z niepokojącą, gatunkową pierwszą połową i pysznym finałem w drugiej. Bon appetit!


***

13. Ed Sheeran - "Lego House (LEGO Version)"

Rudy potrafi! Absolutny faworyt w kategorii: uroczy klip. Pomysł na podzielenie ekranu na dwie części: po jednej stronie historia chłopaka (Rupert Grint), a po drugiej jej odbicie w świecie klocków Lego, sam w sobie byłby już niezły. Jednak ostatecznie to wykonanie zasługuje tu na oklaski, bo obie strony współgrają ze sobą koncertowo. Uśmiech nie schodzi z ust widza, a sam mierny kawałek ma tę zaletę, że nie rozprasza: słabszy robi miejsce lepszemu.

P.S. Szkoda przegapić nieskalane myśleniem nastolaty, piszczące w komentarzach: „Wow Ed Sheeran looks like Ron!!!”


***

14. Fidlar – "Cocaine"

Wstyd, że nikt wcześniej nie wpadł na pomysł by upokorzyć chodnikową gwiazdę Nicolasa Cage’a, skoro jego samego już bardziej nie można. Na szczęście dzielny strażak Nick Offerman i jego sikawka biorą sprawy w swoje ręce i stają na wysokości zadania. W porównaniu z tym kawałkiem Majlij jest punkowa jak pociąg relacji Warszawa-Kostrzyn nad Odrą.


***

15. Django Django - "WOR"

Listę zamyka konkurent Place To Bury Strangers i Fidlara w kategorii: najtańszy teledysk. Ten kosztował prawdopodobnie tyle, ile samolot do Indii i z powrotem. Uprzedzam wątpliwości: nie, Django Django nie wybrali się tam kręcić hinduistycznego święta Holi, w Polsce szerzej znanego pod nazwą: odwołane Holi Open Air Warsaw. Co więc? Zobaczcie sami. Gdyby wybitni reporterzy kręcili klipy, gdyby w tej branży robił Tochman czy Hugo-Bader, pewnie mieliby podobną metodę.


***

Jacek Wiaderny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.