Od czego można zacząć? Od punktualności. Około w pół do dwudziestej pierwszej na scenie pojawiła się warszawska formacja Sailor's Grave. Chociaż frekwencja była niewielka, chłopaki zagrały bardzo dynamicznie i emocjonalnie.
Po otwierającym wieczór zespole na scenie zaczęli rozstawiać się Hierophant. Włochom nie pomagało nagłośnienie, które w poniedziałek nie było najlepsze, ale to nie przeszkodziło chłopakom zagrać mocno, dynamicznie i przede wszystkim mrocznie. W skrócie - po prostu świetny koncert. Pierwszy raz mogłem usłyszeć ich na żywo w powiększonym składzie (do zespołu dołączył drugi gitarzysta) i to samo miało miejsce z utworami z nowego albumu, Great Mother: Holy Monster. Organizatorzy wydarzenia, Post-Rock PL, dali szansę przekonania się, że Hierophant to nie tylko dobre nagrania, ale też świetne występy na żywo.
Kiedy wieczór zbliżał się ku końcowi, na scenie pojawili się Kalifornijczycy z Xibalby. I rozpoczął się kocioł. Brudne nuty gitary, groźne darcie wokalisty, moshowanie publiki, latające krzesła. Klimat odpowiadał muzyce, i to było w tym najlepsze. Amerykanie zagrali wszystkie hity z Hasta La Muerte, wszyscy byli zadowoleni, ja chyba najbardziej.
Można śmiało powiedzieć, że poniedziałkowe wydarzenie było jednym z lepszych hardcore'owych koncertów tej jesieni. Niestety - tego nie można powiedzieć o frekwencji, która była po prostu słaba. Kto jednak się pojawił, nie powinien mieć wyrzutów sumienia. A kto nie przyszedł, powinien żałować.
Demian Kotula
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.