środa, 16 października 2013

Recenzja: London Grammar – "If You Wait" (2013, Metal & Dust/Columbia)

Historia jednej znajomości w wydaniu brytyjskim.














London Grammar to jeden z tych zespołów, które raczej nie męczą się, spędzając razem kilka tygodni w trasie czy zamykając się na parę dni w studio. Paczka znajomych z uczelni postanowiła przeżyć muzyczną przygodę, a efekt przerósł chyba najśmielsze oczekiwania. Pewnie gdyby kilka lata temu ktoś powiedział Danowi Rothmanowi, że razem ze znalezioną na fejsie dziewczyną i kumplem, poznanym przez wspólnych znajomych, zdobędą szczyty list przebojów, pewnie głośno zaśmiałby się w twarz. Podobno są drugim The xx, a sama Hannah Reid (ach Hannah....) to kolejna Florence Welch. Nigdy nie lubiłem tego typu porównań, bo zazwyczaj robią muzykowi ogromne kuku, wrzucając mu na barki cały bagaż zwolenników i przeciwników (mimo że ci drudzy często nawet go nie słyszeli). Podobnie nigdy nie byłem fanem zespołów, których męski skład uzupełnia wokalistka i to była chyba największa bariera przed sięgnięciem po debiutancki album brytyjskiego trio. Żeby nie wyjść na szowinistę – drogie panie, łapcie za gitary i basy – absolutnie nie mam nic przeciwko!

Płyta, zdaje się, idealna na leniwe przedpołudnie, niewymagająca zbyt wiele, rozpoczyna się od  „Hey Now” z wokalem sypiącym tynk z sufitów. Właściwie podobnie wygląda cały album. Muzyka chowa się gdzieś w tle. W zamyśle błyszczeć ma tu perlisty wokal Hannah. Wokalistka gimnastykuje się, unosi, opada, faluje – czasem nazbyt dramatycznie, ale z niezmienną pasją. Najbardziej w ucho wpada singlowe „Strong” predestynowane do bycia radiowym hitem, który budzi połowę kraju do pracy w ramach porannej audycji. Duża siła tkwi też w nadzwyczaj energicznym, w porównaniu do reszty kawałków, „Metal & Dust” - i myślę, że w tym kierunku powinni uderzyć przyjaciele z Nottingham. Niestety zdecydowana większość materiału z If You Wait jest strasznie wtórna. Nie ma żadnych niespodzianek, zaskoczeń. Płyty słucha się, jakby była kolejnym rimejkiem filmu, który znamy od dzieciństwa. Ta sama historia, to samo zakończenie, tylko aktorzy inni. Z tak ogromnym potencjałem zespół zdecydowanie stać na więcej, niż powielanie utartych kanonów. Swoistym urozmaiceniem, za które na pewno należy docenić młode trio, jest „Interlude” w wersji live. Właściwie gdyby nie wpatrywać się w tracklistę, trudno byłoby stwierdzić, że to koncertówka, co pokazuje, jak dobrym zespołem na żywo jest London Grammar. Dla miłośników pościelowych historii godne polecenia są na pewno „Stay Awake” i fortepianowe „Nightcall”, które rozwija się w towarzystwie trip–hopowego podbicia. Kończące płytę „If You Wait”, jako tytułowy kawałek, powinno zwalić na kolana, ale niestety zostawia niesmak, bo najzwyczajniej w świecie jest przekombinowane. 


Album If You Wait, przez wielu wychwalany pod niebiosa, na pewno nie jest pełnią możliwości tria z Nottingham. Brakuje w nim odbicia osobowości Hannah, Dana i Dota – zniknęło gdzieś pośród wokalnych meandrów serwowanych z uporem maniaka w każdej sekundzie materiału. Niemniej jednak bardzo chciałbym usłyszeć chociaż jeden równie dobry debiut polskiego zespołu.

6

Miłosz Karbowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.