Emika w Basenie.
Preludium do nastroju weekendowej
imprezy okazało się już wejście do Basenu – tuż obok trwał raut w
nieśmiertelnym stylu korpo, na którą to okazję rozstawiono namiotowy korytarz
niczym balon do gry w tenisa ziemnego, w wyniku czego spragnieni artystowskiego
dubstepu musieli przesmyknąć tajemną ścieżką w ciemności. Taki to w 2013 roku
mamy smak undergroundu.
W ramach swojego mini-tourne po
Polsce zagorzała fanka zupy ogórkowej weszła na warszawską scenę w momencie,
gdy mógłby schodzić z niej drugi support – nie tyle narzekam na spóźnialstwa
gwiazd, bo to już urocza/frustrująca tradycja, ale jeśli stężenie ludzi
ciekawych muzyki na metr kwadratowy przybiera sobotnie rozmiary (klub był
„luźno zapełniony”), szkoda marnować takie bogate predyspozycje na półtorej
godziny zapętlonego bitu-bitu.
Tymczasem wróćmy do pani
wieczoru: Emika zjawiła się samotnie, w kostiumie, który odpowiadał na pytanie:
jak wyglądałby Batman gdyby była blondynką? Wyglądałby całkiem świetnie –
przynajmniej bez maski. Obeszła się też bez zespołu, bez naświetlanych kłębów
dymu, bardzo ascetycznie. Ode mnie piona, zgadzam się, że albo robić show
niczym Flaming Lips, albo skupiamy się na muzyce.
Zaczęło się nieco ospale, Emika
powoli dostrajała się do miejsca, ale zaraz potem wyczarowała „She Beats”.
Rozciągnięte intro wypełzło z głośników tak orientalnie wykręcone, że nawet
zblazowani redaktorzy nadstawili ucha; motyw pojawiał się zresztą co i rusz w
trakcie utworu. W kolejnych dał się nieco we znaki brak składu koncertowego:
stukot perkusji z komputera to trochę jak oglądanie Indian w filmie – niby
fajnie, ale bani nie skalpuje. Znacznie lepiej zabrzmiały ambientowe szumy; z
kolei sam wokal artystki wypadał miejscami bardzo delikatnie, by nie powiedzieć
cicho – w wielu numerach robiło to świetny nastrój („Young Minds”), ale
zdarzało mu się topić pod gęstą warstwą elektroniki. Oprócz przewagi materiału
z DVA, pojawiły się też ukłony w
stronę debiutu; oczekiwany „Double Edge”, najbardziej rozpoznawalny utwór
Emiki, w potężnej wersji koncertowej wypadł wzorowo: na widowni miazga i
ekstaza.
Ostatecznie Emika uwinęła się w
nieco ponad godzinę. Plusy: bez przynudzania, minusy: bisy?
Jacek Wiaderny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.