Blask przemijania.
Kiedy większość wykonawców z półki z napisem "chillwave" powoli zaczęła odchodzić od tegoż gatunku, Ernest Greene zanurzył się głębiej w odmęty retro czasoumilaczy. Czy wyszło mu to na dobre? No cóż, niekoniecznie. Spadek formy jest łatwo dostrzegalny.
Kiedy w 2011 roku Washed Out podbijał serca słuchaczy
nagraniami z Within and Without,
zachwytów nad płytą nie było końca. Przecież w końcu znalazł się konkurent dla
Toro y Moi, Small Black i Neon Indian, który akurat notował spadek formy.
"Eyes Be Closed", "Far Away" i "Amor Fati", nie
wspominając już o rewelacyjnym "Echoes", jawiły się wówczas jako
sztandary chillwave'u. Kto przypuszczał, że Greene, w ciągu zaledwie dwóch lat,
zaliczy taki spadek jakości? Że jego nagrania będą nużyć, ciągnąć się w
nieskończoność, a o samej płycie spokojnie będzie można powiedzieć "taka
se"?
- Panie, a czegoż
pan wymagasz od dreampopu? To ma być leniwe i ciągnąć się w nieskończoność -
pierwszy podniósł głos zdrowy rozsądek.
Leniwe, prawda, ale ciągnące się jak mordoklejki? No już
nie do końca. Sęk w tym, że Paracosm
jest albumem po prostu bezpłciowym. Włączasz, leci, czasem zwrócisz uwagę, ale
w końcu zdasz sobie sprawę, że płyta wybrzmiała po raz ostatni ładnych kilka
minut temu.
- Gadanie, są na tym
albumie mocne momenty. Chociażby
takie "It All Feel Right"...
Jedno "It All Feel Right" wiosny nie czyni, a na
gwiazdkę i zwierzę przemówi ludzkim głosem. Już otwierające całość
"Entrance", choć trwające zaledwie półtorej minuty, usypia. Zaczyna
się głębokimi, niemal drone'owymi syntezatorami, ale dochodzące odgłosy ptaków
i przebijające się na pierwszy plan dzwoneczki psują całą aurę. Dlatego warto
podkreślić jakość utworu numer dwa, który zdrowy rozsądek słusznie zaliczył do
czołówki Paracosm. Zresztą Greene nie
bez powodu wybrał właśnie ten utwór na singiel promujący sofomora. Wycofane i
rozmyte niczym poranne słońce wokale Ernesta całkiem zgrabnie współgrają z
kalejdoskopowym brzmieniem bogato zaaranżowanych melodii. No bo czego my tu nie
znajdziemy? Są zreverbowane syntezatory, jest akustyczna gitara, jest i dużo
muzycznej radości, tak odległej w stosunku do tego, co Washed Out przygotował
na swoim Within and Without.
Ale żeby nie było, że "It All Feel Right" to
jedyna perełka Paracosm, należy
wspomnieć też o następującym po niej "Don't Give Up", który rozmytymi
klawiszami kontempluje brzmieniowy przełom "cudownych
lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych".
-yyy, co proszę?
No, tak to brzmi. Greene tekstowo szaleje w sposób i
romantyczny, i optymistyczny, a dobrym tego przykładem niech będzie "Even
though that we’re far apart we’ve come so close and it feels so right/ Don’t
give up”. Melodyjnie "Don't Give
Up" również daje radę, a tym kawałkiem Washed Out oddala się od estetyki
kojarzonej z Within and Without na
rzecz tych żywszych brzmień Toro y Moi czy Kindness. I to by było na tyle,
jeśli chodzi o nagrania warte uwagi. Pozostałe kompozycje z Paracosm, czyli "Weightless" i "Great
Escape" nie prezentują nic ciekawego, a "Falling Back" i
tytułowe "Paracosm" dłużą się niemiłosiernie, wysysając ze słuchacza
jakiekolwiek zainteresowanie płytą.
-
Jest jeszcze "All I Know", to też ciekawy kawałek!
To prawda, i najbliższy temu, co Ernest
robił na debiutanckim albumie. Słuchając "All I Know" ma się przed
oczami te chwile w życiu, którym towarzyszyły "Eyes Be Closed" i
"Amor Fati", czyli kadry dość ładne. Tutaj rodzi się jednak pytanie -
czy po dwóch latach od wydania Within and
Without tego oczekiwaliśmy od nowych utworów?
-
Marudzisz!
Być może, ale blask "All I
Know" nie zakryje szarości wymieniony przeze mnie pozostałych utworów.
Przepych kompozycyjny nie zastąpi niesmaku, jaki pozostaje po minimalizmie i nudzie
płynącej z "Paracosm". Pozostaje niedosyt, którego łatwo się nie
pozbędziemy, a zachwyty płynące z niektórych stron wydają się nieuzasadnione.
Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę zamykające płytę "All Over Now", które
brzmi jak zachodzące, późnojesienne blade słońce. Leniwa melodia, eteryczny
wokal, akustyczna gitara i spokojna perkusja udanie gaszą Paracosm, ale to tylko jeden z momentów albumu. Moment smutny i
ładny, ale jednak tylko cząstka płyty dość przeciętnej.
5
Piotr Strzemieczny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.