sobota, 10 sierpnia 2013

Recenzja: Annie – "The A&R EP" (2013, Pleasure Masters)

Norweżka zdecydowanie jest w świetnej formie.















Do wielkiego, tegorocznego korowodu z powrotami dołącza norweska księżniczka popu Annie. Długo by opowiadać o tym, co działo się u niej od czasu wydania Don’t Stop. Didżejowała, wraz z DJ-em Fett Burgerem wypuszczała mixy, udzielała się w nagraniach innych (m.in. u K-X-P, Designer Drugs czy The Toxic Avenger), żeby wreszcie napisać muzykę i zagrać (!) w krótkometrażowym filmie The Night Within (w planach była lub nadal jest epka o tym samym tytule, o czym dowodzi wyprodukowany przez Skatebarda singiel. Niestety do dziś znamy zaledwie 15 sekund utworu, który pojawił się w trailerze). Wreszcie, po niemal czterech latach blondwłosa songwriterka przygotowała nowe, autorskie piosenki.

Od czasu do czasu Annie wspominała coś o nowej epce, potem mówiła nawet o wydaniu serii epek na modłę Body Talk Robyn. Jeszcze rok czy dwa lata temu ciężko było w to uwierzyć z powodu konsekwentnej ciszy ze strony panny Bergen Strand. Dziś jednak ten scenariusz staje się bardzo prawdopodobny. Najpierw otrzymaliśmy piosenkę „Tube Stops And Lonely Heart”, która ostatecznie na mini-albumie się nie znalazła, a miała chyba pełnić rolę zwiastuna epki oraz oddawać hołd rave’owej scenie Bergen lat dziewięćdziesiątych. Ale słowa o trzech wydawnictwach zyskały mocy przede wszystkim dlatego, że otrzymaliśmy pierwszą część trylogii, czyli epkę The A&R. Tytuł nawiązuje do dwóch postaci: do Annie i do Richarda X, jednego ze stałych współpracowników Norweżki. Spoglądając na artwork będący mimikrą starych winylowych klasyków disco z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, możemy prawie domyślać się, jak może brzmieć muzyka. Jesteście gotowi na Annie w pięciu smakach?

Na Soundcloudzie Richarda co jakiś czas pojawiały się kolejne piosenki z epki. Pierwszą była „Back Together” , która również na A&R znajduje się pod pierwszym indeksem. Nieco smutny wstęp ze słowami Annie: „Don’t give up when you feel you are far away / you can lose yourself in the sound like it’s yesterday” za chwilę zmienia się w radosny, skoczny song. Kryształowo-pastelowe łańcuszki syntezatorów przypominają o starych płytach Saint Etienne, a sentymentalny klip dodaje całości czaru. Drugi utwór jest najbardziej melancholijnym fragmentem epki. Produkcyjne błyskotki, pochodzące jakby z nieistniejącej muzycznej windy, perłowa masa błyszczących pierścieni i czuwająca nad wszystkim Annie, przy której czuję się tak bezpieczny i uspokojony – to między innymi dlatego „Hold On” jest moim ulubionym momentem w zestawie.

Trzecim track natomiast porusza się w diametralnie innym klimacie. Annie przybiera tu chyba postać nieśmiertelnej atomówki Bubbles i na uroczym podkładzie wykonuje szlagier „Ralph Macchio”. Ujawnia się słabość skandynawskiej divy do lat chłopaków z lat osiemdziesiątych (wystarczy wspomnieć, że jej kot nazywał się Joey, co miało być nawiązaniem m.in. do Joeya McIntyre’a z New Kids On The Blocks. Niestety, zwierzak w 2010 przeniósł się do lepszego świata) w końcu to najprawdziwszy hołd dla gwiazdora Karate Kid, brzmiący przy tym jak zwolniony kawałek Aquy!

Przedostatni fragment „Invisible” wreszcie pokazuje zapowiadane rave’owe wpływy. Rzeczywiście słychać tu echa klasyków techno czy house’u sprzed dwóch dekad. Mi ten masywny, junglowy beat z technicznym podkładem i acidowymi synthami kojarzy się z 808 State i podobnymi. No i duży plus za Manniego. Zamykający epkę „Mixed Emotions” również mknie na drum’and’bassowym podkładzie, z tym że tu rytm jest synkopowy, a całość faktycznie brzmi nieco jak przeboje w stylu „You’re Not Alone” Olive. Innymi słowy – Annie trafia po raz piąty. Żeby recenzja nie kipiała od fanatyzmu (pozdrowienia dla Magdy – największej fanki Annie na świecie!) – to może nie są tak porażające i unikalne numery, jak te na znakomitym debiucie Anniemal, niemniej jednak Norweżka zdecydowanie jest w świetnej formie. Dlatego mam nadzieję, że kolejne epki utrzymają poziom The A&R, a może nawet go podwyższą. Czekam niecierpliwie.


8

Tomasz Skowyra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.