Przedstawiamy relację z pierwszego dnia Heineken Open'er Festivalu. W środę zagrali między innymi Plum, Blur, Kendrick Lamar czy Crystal Castles. Nam najbardziej zależało na występie legendy brit-popu. I nie zawiedliśmy się!
Editors
Godzina
20:00
Open’er
Stage
Za
co, Panie, za co oni znowu przyjechali do Polski! Dlaczego, pytam się dlaczego
Editors jeszcze nie wyszli z mody. Ustalmy coś – debiutu można jeszcze, od
biedy, posłuchać, chociaż od tego 2005 roku chyba wydarzyło się kilka
ciekawszych formacji i powstało kilka ciekawszych płyt(?). W środę było tak,
jak można było zakładać. Nudy, Panie, nudy i jeszcze raz zero emocji. Nowy
album jest na tyle interesujący, że Editorsi powinni go grać w piwnicy, a że
Editorsi w ogóle nie powinni już koncertować, to i piwnicę mogliby sobie
odpuścić. Nic, zupełnie nic nie było warte uwagi podczas pierwszego gigu na –
uwaga, zmiana nazwy! – Open’er Stage. No, może poza
‘Munich”, „Smokers Outside the Hospital Doors” czy „Bullets”. Piotr Strzemieczny
Savages
Godzina 21:00
Tent Stage
Godzina 21:00
Tent Stage
Na
OFF Festivalu były nudy, więc i na Open’erze nie spodziewałem się fajerwerków. Mógłbym
napisać, że się pomyliłem, że dziewczyny zaskoczyły, że materiał tak
niesamowity jak na albumie, ale… No właśnie, jest pewne „ale”, za którym
ukrywają się całkiem prozaiczne czynniki. Silence
Yourself w żadnym wypadku nie zasługiwało na tak pozytywne opinie i
recenzje, Savages są płytowo niezmiernie wtórne, a ten żeński post-punk w ich
wykonaniu to naprawdę takie pitu-pitu. W namiocie ziewałem, nudziłem się, a
momentami byłem zażenowany. Serio, ciekawiej byłoby już chyba na Juliette and
the Licks, a występie Joan Jett (LOL). Kacper
Puchalski
Plum
godzina 21:30
godzina 21:30
Alter
Space
Oni
przyzwyczaili już fanów do wysokiej jakości koncertów. Nie inaczej było w Gdyni
w kameralnym namiocie Alter Space. Zespół braci Piekoszewskich zagrał to, co najlepsze.
Nie brakowało więc szlagierów z wydanego ostatnio Emergence, jak i wcześniejszych albumów. Publika szalała (nie było
jej nie wiadomo ile, ale jednak!), Plum grali w najlepsze, a światła uderzały
po oczach. Jeśli ten zespół gra w Waszym mieście – nie powinniście odpuścić, bo
płyty płytami, ale na koncertach te utwory zyskują jeszcze lepszego wydźwięku.
Znakomita rozgrzewka przed Blur. Kacper
Puchalski
Blur
Godzina
22:00
Open’er
Stage
"Kremdelakrem"
całego festiwalu. Z pewnością główny powód przybycia większości osób na HOF,
zespół-legenda, wykonawca, przy którym dorastaliśmy, którego przeboje znamy w
większości na pamięć. Problem z Blur, przynajmniej w Polsce ,ha!, jest taki, że
ci Anglicy jakoś zawsze byli mniej popularni od Oasis, czego nigdy nie
zrozumiem. A sam koncert? Setlistowo bez zaskoczeń, zwłaszcza dla tych, którzy
mieli szansę zobaczyć Blur w ubiegłym roku na którymś z koncertów lub po prostu
słuchali Parklive, koncertówki z Hyde
Parku. Dlatego rozpoczęcia w postaci „Girls & Boys” wszyscy mogli się
spodziewać, ale na każdym chyba ten utwór zrobił wrażenie. A potem? Potem już
było tylko lepiej, z rewelacyjnymi „Parklife”, „End of a Century”, „Country
House” i legendarnym (czytaj: najbardziej znanym, zaraz po „G&B” utworze) „Coffee
& TV, w którym klasę zaprezentował Graham Coxon. Podczas standardowej
części koncertu brakowało w szczególności „Song 2”, więc osoby, które nie
wierzyły w bisy i zdecydowały się odejść spod Open’er Stage, mogą o sobie mówić
„per porzeczka”, bo Blur czterema zamykającymi kawałkami dołożyli do pieca. „For
Tomorrow”, „The Universal”, słaby (niestety tak) „Under The Westway’ i w końcu znane
z reklam poprzez swoje „łu huuu” „Song 2”. Wow, to mogło robić wrażenie. Blur
są w niesamowitej formie, pozostaje wierzyć, że ten nowy album naprawdę się
kiedyś ukaże, a Anglicy wpadną jeszcze do nas. Bo na początku Damon Albarn,
swoją drogą na scenie jeszcze wczorajszy ze względu na intensywne zwiedzanie
sopockiego molo z resztą zespołu i cykanie fotek z przypadkowymi fan(k)ami,
pokajał się, że przez blisko dwadzieścia trzy lata działalności nigdy w Polsce
nie był. Było za to szaleństwo, lanie wody, wyścigi i inne takie, więc miejmy
nadzieję, że Blur jeszcze do nas wpadną. No i może lepiej wypadnie to „wspólne
odśpiewanie Tender”, bo w Gdyni fanom się chyba nie za bardzo chciało. To
jedyny mankament gigu. Piotr Strzemieczny
Alt-J
Godzina
23:30
Tent
Stage
Koncert Alt-J był jednym z moich obowiązkowych openerowych
punktów. Choć w Polsce ∆ zdobyli dużo mniejszą popularność niż na zachodzie
oraz ich występ nakładał się z jednymi z najważniejszych koncertów festiwalu
(Blur i Kendrick Lamar), to na ich gigu w scenie namiotowej stawiła się dość
pokaźna grupa fanów. Chłopaki nie zachwyciły kontaktem z publicznością ani
sceniczną charyzmą, ale to co zagrali mogło się podobać. Mogliśmy usłyszeć
wszystkie najważniejsze kawałki z debiutu, które zostały zagrane więcej niż
bardzo dobrze. Charakterystyczne chórki śpiewane przez zespół brzmiały jakby
były nagrywane w studio, mocna perkusja nadawała świetne tempo, a gitary
tworzyły tak dobry klimat, jak na płycie... a nawet identyczny. Komuś mogłoby
się to nie podobać, ale myślę, że fani byli całkowicie z tego koncertu
zadowoleni. Ja również cieszę się, że uciekłem trochę wcześniej z dość nudnego
i rozczarowującego koncertu Blur, aby zobaczyć chłopaków z Leeds. Bo kto wie,
kiedy do nas jeszcze zawitają. Wojciech Irzyk
Kendrick
Lamar
Godzina
00:00
Open’er
Stage
To
był jeden z lepszych koncertów tegorocznej edycji Open’er Festivalu. Ilość
swagu znacznie przekroczyła normy na Babich Dołach, na których, jak wiadomo,
hip-hopu jest zawsze jak na lekarstwo. Kendrick zagrał kawałki głównie ze swojej
ostatniej płyty Good Kid, M.A.A.D City, w co wplótł m.in. „Mercy”
Kanyego Westa, które rozpoczęło koncert, oraz „Fuckin' Problems” A$AP
Rocky’ego. Obawiam się jednak, że openerowa publiczność była jedną z najmniej
licznych na całej trasie Kendricka. Prawdopodobnie powodem był fakt, że
prawdziwi fani jego twórczości będą mogli go zobaczyć jeszcze na tegorocznej
edycji Hip Hop Kempu w Czechach, a Open’er najmniej skupia się na
festiwalowiczach lubiących rap. Ciężko zatem przyrównać ilość osób do tego, co
miało miejsce na Blur albo Kings Of Leon. Jednak mimo to Lamar rozgrzał i
rozbujał publiczność, która jeszcze jakiś czas po ostatnim utworze liczyła na
więcej. Agnieszka Strzemieczna
Crystal
Castles
Godzina
01:00
Tent
Stage
Najlepsze w tym duecie jest to, że w przeciwieństwie do
innych zespołów, które zdobyły dużą popularność pod koniec pierwszego
dziesięciolecia dwudziestego pierwszego wieku, a dzisiaj zostają trochę w tyle
(Editors), nie stracił na jakości (a nawet ją podwyższył). Chodzi mi przede
wszystkim o bardzo dobry ostatni album Crystal Castles oraz świetne koncerty,
które pomimo większego profesjonalizmu i bardziej rozbudowanych instrumentariów,
z których korzystają członkowie zespołu, dalej pozostają niesamowitą orgią
muzyki, świateł i krzyków. Taki właśnie był ich koncert na tegorocznym Open’erze,
na którym mogliśmy usłyszeć ich najważniejsze kawałki, w tym kilka z
debiutanckiego albumu. Mimo że widziałem występy dwójki Kanadyjczyków (plus
perkusista) już wiele razy, oglądając ich show dalej czuję ciarki na plecach. Wojciech Irzyk
Crystal Castles było beznadziejne, najgorszy koncert zaraz po Rihannie. Za to Blur magiczne, oczywiście dla osob, ktore słuchają ich nie od dziś.
OdpowiedzUsuńdlaczego blur nie może koncertować w PL co tydzień, nawet nie muszą zmieniać setlisty i mogę słuchać milionowy raz tego samego, i Song 2 może być ostatnie... blur tęsknie [*]
OdpowiedzUsuńdo szybkiego w berlinie!