wtorek, 11 czerwca 2013

Recenzja: Still Corners – "Strange Pleasures" (2013, Sub Pop)

Patent dawno opatentowany.













Wytwórnia Sub Pop przez niezalowych słuchaczy kojarzona jest przede wszystkim z szerokim spectrum muzyki gitarowej: czego tu nie mamy, wyjadaczy z Sonic Youth, powód łez i zgrzytania zębów tegorocznych openerowiczów Modest Mouse czy magiczne Shearwater. W 2011 roku decydenci tej kultowej stajni zdecydowali się przygarnąć pod swoje skrzydła również, skrojony ostatecznie do postaci duetu, zespół Still Corners. Można nie bez podstaw podejrzewać, że była to odpowiedź na zapotrzebowanie rosnącej dream popowej publiki, podbechtanej sukcesami senno-sentymentalnej fali, z której najbardziej godnym uwagi ansamblem z perspektywy czasu wydaje się dziś Dream House.
Epigonów jednak ci u nas dostatek, czy warto więc zapętlić sobie do snu cocteausanki akurat ze Strange Pleasures?
Mówiąc klasykiem – a komu to potrzebne?
W świecie pędzącym z prędkością tysiąca i jednego gatunku muzycznego na minutę widzę dwa sposoby pozytywnego zaistnienia na scenie: stworzyć własny, fajniejszy od innych (zdarza się, choć najczęściej są to po prostu jednorazowe mariaże różnych stylistyk – wspomnijmy słynnych Elvisów z Japonii czy retro-covery z soundtracku do „Wielkiego Gatsby’ego”) lub eksploatować/odkurzać już powstałe: na ramionach gigantów wznosi się choćby popularność Tame Impali. W obu przypadkach wypada wprowadzić coś, co w małym biznesie i nie tylko nazywa się „wkładem własnym”. U Still Corners jest to głównie spora rola gitar akustycznych na sztampowym szarpnięciu. Mało.
Podsłuchałem kiedyś u znajomego niezwykle użyteczną frazę, a brzmi ona: „odcinać kupony od cudzego sukcesu” – choć w przypadku Still Corners użycie jej byłoby hejterską przesadą, wykłada brutalnie co jest na rzeczy i co w trawie piszczy. Tu cierpi się na brak oryginalności, niedomiar wyrazu. Cała magia, bez której w dream popie ani rusz, ulatnia się po pierwszym odsłuchu.
Strange Pleasures to drugi krążek w twórczości duetu, a większość ciekawych pomysłów nie chce wyjść poza debiut, gdzie talenty zwietrzone przez Sub Pop ujawniły się choćby w singlowym „Cuckoo” – szczypta banału z dziewczęcym udawaniem ptaszka, barwa głosu Triss z zupełnie innej chmurki, momentami grane jakby gitary były tylko gadżetem dodawanym do pedałów reverb, słowem: urok umiejętnie rzucony. Z kolei na Strange Pleasures „Fireflies” może sobie paradować z orderem Best New Music, ale nie umywa się ani do poprzedników, ani tym bardziej do konkurencji. „Berlin Lovers” jest określane mianem hołdu dla Berlina lat minionych, ale Berlin miewał już w tym roku ciekawsze hołdy niż ta laurka (jeśli chodzi o kraj za Odrą można za to zerknąć na stary hit The Passions ”I'm in Love with a German Film Star”, wokalistki The Passions i Still Corners mają co nieco wspólnego).
Umówiliśmy się już dawno temu, że w odgrzewaniu kotletów nie ma nic złego, nie każdy gotuje jak Nigela, ale są subtelniejsze sposoby niż odgrzewanie kotleta a la Pink FLoyd w The Trip i The Cure za każdym nieomal razem gdy muzycy trącają struny. I cóż z tego, że mamy tu kilka udanych zabiegów w „Beatcity” czy Triss śpiewającą w „I Can’t Sleep” cieplej niż na pozostałych utworach, skoro jej czytelna maniera zaciągania jest na albumie permanentna niczym marker i wtórują jej w tym pozostałe rozwiązania muzyczne; niby wspomniane „Fireflies” Still Corners oparli na azjatyckiej melodyjce, ale gdy równolegle możemy puścić sobie nowe kawałki Cliffa Martineza, rozstrzał jest widoczny jak między ząbkami Vanessy Paradis z reklam H&M.
Moim zdaniem Sub Pop spudłował inwestując w kapelę, która w myśl powiedzenia „z kim przestajesz takim się stajesz” koncertuje ostatnio głównie z Chvches, chwali się fascynacją Davidem Lynchem (+100 do niepowtarzalności) i zastanawia się, czy nie korzystać z wywoływacza duchów Ghost Box podczas koncertów. Gdy gitarzysta Still Corners Leon Dufficy mówi: „Dodamy odrobinę delaya i zobaczymy co z tego wyjdzie”, stężenie pretensjonalności w powietrzu staje się cokolwiek nieznośne.
Gospodarka zwalnia, nie stać nas na kupowanie wszystkiego, a właśnie wyszła składanka After Dark 2, bądźmy poważni.

5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.