Antena Krzyku powoli się żegna z fanami,
ale przed wielkim "THE END" legendarna oficyna postanowiła uderzyć
kolejnym mocnym tytułem.
Mocnym i bardzo zróżnicowanym, na pewno ciężkim do zaszufladkowania i stworzonym przez dwie ciekawe osoby, ale w poszczególnych utworach wspomagane przez innych muzyków. Kubę Mitoraja kojarzyć się powinno i kojarzyć bez problemu ze względu na działalność w Bipolar Bears. Alicja Kalinowska występowała w jednym z zespołów X-Factora, razem nad debiutanckim albumem pracowali przez ostatnie trzy lata. Pobudzik to jednak więcej, niż można zakładać na starcie. To interesujące, niezmiernie pokręcone brzmienia, wykręcanie melodii na różne strony i odmienianie jej przez możliwe przypadki. To również fuzja ciepłego głosu Alicji, dostępnego zarówno w rodzimej wersji językowej, jak i tej eksportowej, z pomysłowymi aranżacjami. No bo czego my tu nie mamy, z czego nie składa się debiutancki album Poprzytuli? Jak najprościej sklasyfikować muzykę tego duetu? Elektronika z wieloma naleciałościami. Trzynaście utworów oscyluje między takimi gatunkami jak drum and bass, trip-hop, electropop, a znajdzie się też kapka po prostu indierockowego grania, ubranego, a jakże, w elektroniczny garnitur.
Odpuszczając otwierającą album
"Piosenkę o miłości", która raczej niż pełnoprawnym utworem jest
tylko wstępem, lekkim szkicem całości czy po prostu strojeniem przed większym
graniem, warto wyróżnić już pierwszą mocniejszą kompozycję. "Blus", w
którym już tytuł, choć nieco spolszczony, świadczy o charakterze nagrania.
Poprzytula przygotowali utwór bujający swoim "dryfującym", a przy tym
niezmiernie przystępnym refrenem, który w całości został ubrany w triphopową
katanę. Sprzęgające gdzieś w środku kawałka gitary, bogata i ciekawa
elektronika oraz słodko-smutny wokal Alicji Kalinowskiego to czynniki, które
obiecująco otwierają Pobudzik. Przy
"Blusie" nieco bladziej wypada "Spadek jabłka" - pierwsza
ballada oparta na eterycznym śpiewie, przydymionym podkładzie i z electropopowymi
naleciałościami. Niestety, mimo żywszego zakończenia, utworowi brakuje tego
"czegoś", co wyróżniałoby go na tle pozostałych.
Lekko orientalne klimaty przywodzi
"Nibylandia" z tribalowym bitem i w końcu Kubą Mitorajem za
mikrofonem, a wybranie tego kawałka na pierwszy singiel było dobrym pomysłem
ukazującym różnorodność kompozycyjną duetu. Szczególnej uwagi warte są jednak
te kawałki, w których na pierwszy plan wychodzą drum and bassowe fascynacje.
Tego nie słychać jeszcze na początku "CRK", który wybrzmiewa trochę
folkową, a trochę 2-stepową estetyką, by dopiero pod koniec przygrzać
liquidowymi drumami owiniętymi w folklorystyczne skrzypce. O ile jednak
"CRK" sprawdza się w całości w tej estetyce, tak "Can't
Bear", choć muzycznie jest bardzo mocne, wokalnie po prostu nie daje rady.
Śpiew Kalinowskiej nie współgra z połamanym i szybkim bitem, co wyraźnie można
wyłapać w końcówce utworu. Najmocniej jednak prezentuje się drugi z singli
promujacych Pobudzik. "Bath
Song", czyli słodka popowa ballada przy akompaniamencie delikatnych i
czułych wręcz dzwoneczków to coś, na co warto było czekać.
Ciekawych momentów na debiucie Poprzytuli
jest jednak jeszcze kilka. Klaustrofobiczne "Why Don't You" zamyka
słuchacza w czterech ścianach psychodelicznych odchyłów zespołu, masakrując
zmasowaną, siekającą uszy perkusją w dalszej części kawałka, a "Music
Therapy" zapędzi na parkiety każdego fana popu w elektronicznej postaci.
Za mało drum and bassu? Cóż, ostatnie dwa utwory to gratka dla miłośników
gatunku. Suche, proste i oparte głównie na perkusji i dziwnych wykrętach
(odgłos gwiżdżącego czajnika w końcówce "Ogona"?) brzmienie zamyka Pobudzik z przytupem.
Bardzo pokręconą i zróżnicowaną płytę
przygotowali Poprzytula. Jasne, to nie jest wydawnictwo dla każdego słuchacza,
a zdziwieni będą ci, którzy oczekiwali pozycji nawołujących do chociażby
"Bath Song". Ale właśnie w tej nieprzewidywalności tkwi siła Pobudzika. Albumu słucha się naprawdę
przyjemnie, choć momentami można mieć wrażenie, że duet Kalinowska-Mitoraj
trochę przekombinował w niektórych nagraniach ("Spadek jabłka",
""Can't Bear"), bądź nie miał po prostu pomysłu na kolejny dobry
numer (miałki wręcz "Dysfotografik").
Całościowo Pobudzik prezentuje się jednak jako materiał dość spójny i z pewnością wart uwagi. Co ciekawe, jakiś czas temu Kuba Mitoraj zdecydował się rozłożyć debiutancki album Poprzytuli na nasze czynniki pierwsze i wyszła z tego naprawdę interesująca analiza.
7
7
Piotr Strzemieczny
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.