sobota, 15 czerwca 2013

Recenzja: Capital Cities - "In A Tidal Wave Of Mystery" (2013, Lazy Hooks/ Capitol)

To nie jest płyta dla zgredów.












Na wstępie pozwolę sobie przeprowadzić TEST ZGREDA. Zgred to osoba, która w miejsce poczucia humoru posiada balonik nadęty mniemaniem o sobie. Zgred nie bawi się, ani nie słucha muzyki: on ją celebruje. Gatunek najczęściej spotykany bywa w filharmoniach i w tylnych rzędach na koncertach Swans i MBV, gdzie zgred chroni swoje uszy przed radioaktywnym oddechem prostaczków. W tej recenzji oddzielimy ziarna od zgredzich plew. No to uwaga, komu nie cieszy się gęba czytając:

Capital Cities ft. Tupac Shacur – Breathe (Pink Floyd cover)




Oczywiście jeśli się nie cieszy, być może macie po prostu bardziej wysublimowane poczucie humoru od recenzenta FYH!, ale prawdopodobnie jesteście jednak zgredami i nie dla was Capital Cities. Reszta ma szansę na zupełnie miłą niespodziankę. Na wstępnie klasycznie GARŚĆ DYNAMITU: Ryan Merchant i Sebu Simonian, panowie obaj z Kalifornii, od 2009 roku badali teren za pomocą zagrywek w rodzaju powyższej, a także dwóch epek. Teraz nadszedł czas na zapasy w lidze LP – właśnie nakładem Lazy Hooks, we współpracy z Capitol Records, ukazał się krążek In A Tidal Wave Of Mystery.

Debiutancki album Capital Cities chwali się tym, że singlowy „Safe and Sound” (to trochę taki mokry sen chłopców z Bastille) trafił na lukratywny indeks utworów przyjaznych reklamom: ot na przykład sfrustrowany pijarowiec HBO postanowił przy jego pomocy ocieplić wizerunek stacji po zbiorowym szlachtowaniu gardzieli w „Grze o Tron”. Na szczęście nam to póki co nie grozi, a czym grozi reklama w starciu z piosenką wiemy doskonale na przykładzie „Midnight City” M83, byczka, którego zajeździli na amen tacy kowboje jak Canon czy Lech.

Popularny singiel Capital Cities, który dochrapał się zresztą pierwszego miejsca na alternatywnej liście Billboardu, okazuje się jaskółką zaskakującej płyty i przedstawia w pigułce zawartość dalszych czterdziestu minut. Męski duet serwuje utwory o popowych harmoniach, choć o hookach raczej drugoligowych, za to z pierwszorzędnymi smaczkami, a momentami niepozbawione urokliwego poczucia humoru. Mimo że wokal mogłoby zastąpić tysiąc podobnych, mamy tu indietronikę w najlepszym wydaniu, co się nieczęsto przecież zdarza. Żadnej wymuskanej stylistyki, żadnych zbawiennych dla kondycji muzyki hiper-koceptów, uff! Dwanaście piosenek składających się na In A Tidal Wave Of Mystery jest jak dwanaście ciasteczek o różnych smakach: na pierwszy rzut oka podobne, w odsłuchu każda brzmi własnymi osobliwościami. A tych mamy bez liku! – i to właśnie one robią ten krążek. Garść tych bakalii: trąbki podbijające bit w „Safe and Sound” (i nie tylko tu, i nie tylko trąbki), tytuł w „I Sold My Bed But Not My Stereo”, pustynna, beduińska gitara w „Tell Me How To Live”, kocioł „Farrah Fawcett Hair”, gdzie niezniszczalny autotune, funkowy bas i gościnny występ Andre3000 przeplatane monologiem o Powrocie do Przyszłości II i Milesie Davisie tworzą nastrój, by rythmbluesowy chórek mógł zgnieść go monumentalnym: „Good shit!”; wątpię czy Andre może podesłać go na przeprosiny ojcu Amy Winehouse wściekłemu za cover „Back To Black”, ale zrobi furorę w wucetach świata. Jeśli chodzi o featuring, Capital Cities zaprosili również Shemika Secrest, Franka Tavaresa (oboje również do „Farrah…”) i Soseh, która doskonale bawi się w maniery wokalne Madonny, czyniąc z „Chasing You” kandydata do Retro Top 2013.

Ponieważ In A Tidal Wave Of Mystery to płyta rozrywkowa, a kradzież płyt z Internetów jest nie tylko nielegalna, ale co gorsza kompletnie już passe, zalecałbym zakup przez iTunes pojedynczych utworów do zapętlania. W ten sposób unikniecie jedynej poważnej wady albumu – na długograj nie dość tu dobrych kawałków. A, no i WIEŚCI Z PIERWSZEJ LINII FRONTU – już we wrześniu Capital Cities wystąpią na warszawskim Burn Selectorze.

6.5

Jacek Wiaderny


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.