czwartek, 16 maja 2013

Relacja: Major Lazer w Palladium


Krew, pot, łzy i całe mnóstwo dobrej, nieskrępowanej zabawy.















Koncertowy tydzień trwa. Wczoraj był dzień szalonej zabawy przy eklektycznej, ale nastawionej na szalone tańce muzyce Major Lazer. No dobra... może nie było krwi, a łzy to tylko szczęścia. Bo idąc na ich show musisz liczyć się z tym, że wyjdziesz po nim zmęczony, spocony i brudny...ale jakoś dziwnie zadowolony i rozluźniony. Było podobnie jak na zeszłorocznym Openerze, czyli: potężne basy, wygimnastykowane i świetnie tańczące dziewczyny (również te z Polski), tyłki, gołe torsy, konfetti, gwizdki, trąby, crowd surfing w wielkiej gumowej kuli, tańce fanek na scenie i jeden naprawdę szczęśliwy chłopak wyciągnięty na scenę przez koleżanki Dipla. Bawili się wszyscy, nawet ci zgromadzeni na balkonie, który często ma to do siebie, że niesie na swoich barkach tych przysypiających imprezowiczów. 



Diplo i The Jillionaire zaprezentowali nam set złożony z w większości utworów ze swojego ostatniego albumu Free The Universe, miksując go na różne sposoby, puszczając po kilka razy fragmenty takich hitów jak chociażby singlowe „Get Free”. Podobny los spotkał wcześniejszy singiel ze składanki Lazer Strikes Back „Original Don” czy „Pon de Floor” z albumu Guns Don't Kill People... Lazers Do. Poza nimi mogliśmy usłyszeć kawałki takie jak: „Jah No Partial”, „Jessica” czy Bubble But”. W secie duet wykorzystał również utwory innych wykonawców. Cała sala przy zachęcie zespołu zrobiła słynne „Harlem Shake” przy hicie Baauera oraz szalała przy klasykach, jak „Sound Of Da Police” KRS One. Krótko mówiąc, Major Lazer zaprezentowali nam świetne przedstawienie, z którego wszyscy wyszliśmy zlani potem i jakoś specjalnie to nikomu nie przeszkadzało... Nieważne ile miałeś lat - 16 czy 50. Bo publiczność w takim właśnie w takim przedziale wiekowym mogliśmy spotkać na środowym koncercie. Dodatkowym zaskoczeniem była dla mnie liczba osób, które przyszły na oficjalne after party na Barce, gdzie swoje rozgrzewające zety zaprezentowali Dreadsquad i nasz ulubiony Uncle Ben. Tam było niemniej ciekawie niż w Palladium, ale za to mieliśmy do dyspozycji o wiele więcej świeżego powietrza.
Wojtek Irzyk 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.