niedziela, 19 maja 2013

Recenzja: Łagodna Pianka - "Najmniejsze przeboje" (2013, Wytwórnia Krajowa)


Najmniejsze przeboje to pocztówka z czasów dziecięcych, historie młodości i dorastania.













Działalność Wytwórni Krajowej można przedstawić za pomocą sinusoidy - głośne tytuły, które spotykają się z, jeśli nie komercyjnym, to na pewno medialnym sukcesem przeplatają się z tymi wydawnictwami natrafiającymi na ścianę oporności odbiorców, a już na pewno krytyków muzycznych. Debiut oficyny mógł wzbudzić podziw - o Nerwowych Wakacjach mówiło się wszędzie, zespól odwiedził najważniejsze festiwale i koncertował w najlepsze. O Organizmie było już niestety cicho, a już na pewno sama percepcja była nie taka, na jaką autorzy Końca Początku Powidoku swoim materiałem zasłużyli. Niechęć? Chyba największy komercyjny sukces, ale już o Hotelu Kosmos tego powiedzieć chyba nie można. Braty z Rakemna i ich Krew, Sex, Popyt, Podaż, choć według mnie najlepsza pozycja z katalogu Krajowej, również nie wypalili i obecnie znowu zawiesili działalność, więc ten powrót po ośmiu latach taki spektakularny niestety nie był.

No i przyszła pora na bodajże kolejną dużą nazwę. Bo chociaż Łagodna Pianka to debiutanci, to o tym zespole mogliśmy usłyszeć już od dłuższego czasu. Dobry pijar, rekomendacje Grabaża i wspólna trasa ze Strachami Na Lachy przysporzyły zespołowi z Podkarpacia rzeszę fanów. I odłóżmy na bok fakt, że SNL są cienkie jak trąba słonia, że występy z nimi nie powinny być jakimkolwiek wyznacznikiem. Między innymi one sprawiły, że autorom Najmniejszych przebojów już w tym momencie wróżę pozytywną przyszłość. A jakie są te przeboje? Czy naprawdę mamy styczność z jedną z lepszych płyt w bieżącym roku i warto było czekać tyle czasu na ten album?


Z miejsca odpowiem na pytania dwa i trzy: nie i nie. A jak się prezentuje cała płyta? Bardzo...krzywo. Bo Najmniejsze przeboje to nic innego, jak proste gitarowe granie, w których kawałki ciekawe przeplatają się z tymi po prostu irytującymi, do których nie ma się ochoty więcej wracać. I to wina zarówno melodii, jak i tekstów, które nie zawsze błyszczą literackim kunsztem. Ale tak chyba miało być.

Tak miało być, bo Najmniejsze przeboje to pocztówka z czasów dziecięcych, historie młodości i dorastania. Wątki już w większości nieaktualne, ale sentymentalne. Łagodna Pianka przygotowała album konceptualny, który ma być bliski sercom osób pamiętających lata, gdy chociażby wieczorynka trwała jakieś pół godziny ("30 minut wieczorynki"), a latem wieczory spędzało się na nocnej zabawie w podchody ("O latarce"). Problem w tym, że pozostałe zagadnienia to nie moja bajka. Do dzieciństwa bliżej mam oglądając memy z typowym Sebą. Godziny spędzone na piaszczystym boisku, gdzie linie wyznaczał dziwnie wmurowany krawężnik (w piasku!!), a od strony ulicy rosły kasztany, które pomagały przy wykonywaniu zwodów, na przerwach gra w karty "European Championship Star" z Euro 96, wojny na mirabelki i patyki. Tego historiom Łagodnej Pianki brakuje.

Drugi zarzut?  Innowacja. Najmniejszym przebojom tego po prostu brakuje. Otwierający album "O kobietach" i zamykający całość "O latarce" to z całym szacunkiem za mało, żeby rozbujać indierockową publikę. Jasne, zaczyna się energicznie, perkusja wpada w ucho, gitary porywają słuchacza, a klawisze dodają kompozycją melodyjnego wydźwięku, ale... to nadal za mało. Nawet jeśli wokal Piotrka Jabłońskiego jest w "O kobietach" stosunkowo agresywny i zachęcający do dalszych podróży przez przeboje, to "Łagodną pianką" stanowi odmienny biegun energii. Rozmyte i rozmarzone melodie Pianki kojarzą się z nagraniami Andrzeja Smolika i temperament openera zanika w funkowo-chillizetowej aurze. Zbytnim patetyzmem bije "Słoń" (już od wejścia "A możeeeeeee, może chciałbym być"), "Akwarium" to wykapane Muchy i nie jest to komplement, a "Chłopczyk i ulubiona piłeczka" wieje nudą spod znaku Myslovitz ("Oka w rosole" także). Na tle wcześniejszych, przeciętnych kawałków wybijają się "Pogromcy smoków" z niesamowicie prostą perkusją i bardzo letnim syntezatorem. Gdyby natomiast z "Superbohatera" wywalić trochę tych klawiszy, mielibyśmy Kumkę Olik 2.0.

Najmniejsze przeboje, mimo swojego średniego poziomu, mają szansę się sprzedać. Nie jest to album innowacyjny, nagrany w spektakularny i wkręcający sposób, a same teksty mogą pozostawiać wiele do życzenia, ale przygotowywana przez dłuższy czas otoczka, nakręcanie boomu oraz wspomniane wcześniej rekomendacje zrobią to, co mają zrobić. Wytwórni Krajowej pozostaje tylko pogratulować, zespołowi zaś życzyć, by nie brnęli w tę nieszczęsną stronę. Poczekajmy na drugą płytę, bo na razie Pianka to ciekawostka, a nie must have na półce.  

4.5

Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.