Nowy album Marnie Stern? Nie jest to płyta zła albo pozbawiona pewnego specyficznego uroku.
"Tapping (ang. pukanie) – technika
gry na instrumentach strunowych, rozpowszechniona głównie w grze na gitarze
elektrycznej. Polega na wydobyciu dźwięku legato poprzez naciśnięcie lub
oderwanie od struny palca ręki standardowo szarpiącej struny".
Tyle sucha teoria - czym tapping jest w
praktyce na pewno słyszeliście wiele razy - chcąc czy nie. [przykład]. Technika gry najczęściej kojarzona z efekciarskimi solówkami granymi przez
facetów w rajtuzach i tapirowanymi włosami na stadionowych koncertach. Mokry
sen każdego czternastoletniego chłopca z gitarą. Ogólnie rzecz biorąc -
zazwyczaj coś strasznego.
Na szczęście trafiła się Marnie Stern.
Marnie gra doskonale na gitarze i wykorzystuje wspomnianą technikę w inny
sposób. Zamiast grać długie popisowe solówki, wykorzystała tapping do
konstruowania regularnych motywów. Pierwsza płyta In Advance of the Broken Arm nagrana w 2007 roku okazała się sporym
sukcesem - o Marnie pisał nawet New York Times. Po drodze nagrała jeszcze dwie
płyty. Dziś mowa będzie o najnowszym albumie The Chronicles Of Marnia.
Cóż, początek płyty wypada ciekawie i
apetycznie - od razu zdradzę, że pierwsze dwa numery są tymi najlepszymi. Singlowe
"Year of the Glad" brzmi świeżo, radośnie i intrygująco - nie tylko
za sprawą charakterystycznej gitary, ale również bardzo chwytliwych wokali.
Kolejny "You Don't Turn Down" jest też bardzo dobry - szczególnie ze
względu na liczne zwroty akcji wewnątrz krótkiej trzyminutowej struktury. W tym
krótkim czasie pobrzmiewają echa takich projektów jak Hella [intro], The
Breeders [0:41] czy Deerhoof [2:24]. Ostatni ze wspomnianych fragmentów uderza
mnie najmocniej ponieważ brzmi tak jakby muzyka zawisła w bezruchu na dłuższą
chwilę w powietrzu.
Dalej niestety nie jest tak ciekawie.
Bajeczna technika Marnie nie jest w stanie zakryć braku świeżych pomysłów.
Niektóre utwory zdają się brzmieć jakby były pisane na kolanie. Niektóre
fragmenty dziwią monotonią i ciągłym używaniem tych samych rozwiązań.
Z trudem dosłuchiwałem te płytę do końca,
chociaż na papierze wszystko wygląda naprawdę zachęcająco. Z jednej strony
eksperymentatorskie zacięcie, z drugiej ambicja nagrania zwyczajnie
przebojowych piosenek. Niestety efekt końcowy nie jest ani wystarczająco
przebojowy, ani wystarczająco poplątany. Marnie zapętla się w sprawdzonych
zagrywkach i w czasie słuchania płyty nie dzieje się nic szczególnie
odkrywczego. Niemniej jestem pewien, że znajdą się tacy, którym The Chronicles Of Marnia się spodoba -
nie jest to płyta zła albo pozbawiona pewnego specyficznego uroku.
5.5
Jakub Lemiszewski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.