niedziela, 21 kwietnia 2013

Recenzja: James Blake – "Overgrown" (2013, Polydor)


Nowe dziecko, którym zachwyci się cała rodzina, czy obiekt westchnień wyłącznie rodziców?










Naprawdę nie wiem, kto wymyślił Jamesowi Blake'owi etykietkę post – dubstep. Nie dociekam też, co kierowało artystą, kiedy wydawał epkę Enough Thunder, która później całkiem zasłużenie znalazła się w naszym zestawieniu szrotów roku 2011. Jedno jest pewne – przystojny (według niektórych pań) Brytyjczyk od zawsze budził skrajne emocje. Jedni go uwielbiają, inni nienawidzą. Mnie totalnie oczarował na openerowym koncercie, a redaktor Strzemieczny uciął sobie wtedy niedaleko sceny krótką drzemkę. Czy album Overgrown będzie w stanie coś zmienić, wnieść do muzyki Blake'a świeże tchnienie, które przyciągnie tych nieprzekonanych?

Album rozpoczyna się nieodbiegającym zbyt daleko od debiutanckiego materiału sprzed dwóch lat utworem „Overgrown”. Cieniutki wokal z lekkim wibrato meandruje między dźwiękami pianina i automatu perkusyjnego. Ot, przyjemna pościelówa, jakich na tym albumie dostatek. James Blake sprawia jednak wrażenie bardziej uwrażliwionego na detale. Materiał jest zdecydowanie bardziej dopracowany niż jego długogrający poprzednik. Pojawia się na nim parę niespodzianek, jak „Take A Fall For Me” nagrane razem z RZA z Wu Tang Clan. W moim odczuciu to chyba jednak zbyt wiele, by zrozumieć fenomen kawałka. Zupełnie inaczej jest z „Retrograde” - dla mnie zdecydowanym numerem jeden. To właśnie ten utwór chciałbym usłyszeć na koncercie, gdyby artysta musiał wybrać coś na bis. Z drugiej strony wiele brakuje mu do highlightów z poprzedniego albumu. W „Digital Lion” też jest to „coś”, jednak „nie do końca”. Podobne wrażenie wywołuje chyba każdy kawałek z Overgrown. Senną, pościelową passę przerywa „Voyeur”. Przy nim można byłoby nawet poskakać. Tak naprawdę dopiero w tym momencie na płycie zaczyna się dziać. I wcale nie chodzi o wiksiarskie podbicie, ale o jakość, na którą James otworzył perspektywy występami live. To jeden z nielicznych albumów, który ma o wiele lepsze zakończenie, niż początek. Myślę, że gdyby posłuchać albumu od tyłu, kolejność kawałków bardziej by się zgadzała. Oczekiwaniom zadość czyni świetne „To The Last”. To chyba ta estetyka, której oczekiwałem od drugiego LP Brytyjczyka.

Nowy album Jamesa Blake'a wzbudza zupełnie mieszane uczucia. Nie da się go naprawdę polubić, nie da się znienawidzić. Może włączę go za parę dni i przesłucham jeszcze raz, a może  nie. Overgrown zostawia po sobie zdecydowanie za dużo wątpliwości. Ostatnie cztery utwory ocierają się o ideał, reszta (poza „Retrograde”) zawodzi i jest zwyczajnie bezpłciowa. Szkoda...

 5.5

Miłosz Karbowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.