Islandzki zespół już niedługo odwiedzi nasz kraj,
promując swój nowy album Tracing Echoes. W związku z tym porozmawialiśmy z Hallurem Jónssonem.
Po raz kolejny wracacie do Polski. Z jakimi tym razem nadziejami i oczekiwaniami?
Hallur Jónsson: W ciągu ostatnich paru lat
graliśmy już w Polsce wiele razy i za każdym razem wynosiliśmy z tego same
pozytywne wrażenia. Naprawdę już nie możemy się doczekać, żeby zagrać naszą
nową muzykę i, rzecz jasna, trochę starych hitów dla polskich fanów. Mamy
nadzieję, że podoba wam się nasz nowy album i przyjdziecie nas zobaczyć!
Na rozpoczynającym trasę
koncercie w Reykjaviku wystąpiliście w mocno poszerzonym składzie, z bogatszym
instrumentarium, w tym z sekcją smyczkową. Czy kolejne wasze występy będą wyglądać
podobnie?
To była tylko krótkotrwała
przygoda – planujemy grać w naszym regularnym zestawieniu. Z kwartetem
smyczkowym występowaliśmy już wiele razy, ale nigdy z perkusją i chórkami.
Występy z chórkami zaczęły nabierać sensu od kiedy wiele z naszych piosenek ma
sporo nakładających się na siebie wokali, które w trakcie koncertu bywają za
trudne do odtworzenia bez pomocy z zewnątrz. Poza tym na Tracing Echoes
pojawia się bardzo dużo perkusji, więc czymś zupełnie naturalnym było
pozyskanie perkusisty do występów live. Do tego zadania mamy chyba najlepszego
z możliwych pałkerów – Doddiego, który dodał do naszej muzyki trochę swojego
indywidualnego stylu, co zgrywa się idealnie! Rozmawialiśmy już z nim o
możliwości zagrania razem większej liczby koncertów, nie tylko w Islandii, ale
też za granicą i tak – zrobi to ponownie. Mamy nadzieję że również w Polsce
później tego roku.
Tracing Echoes jest
dostępne w polskich sklepach muzycznych. Można by rzec: nareszcie! Dlaczego nie
udało się to z poprzednimi płytami? Przecież na koncertach do waszego stoiska
ustawiały się długie kolejki...
Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że
nasz album ukazał się na całym świecie! Nigdy wcześniej tego nie robiliśmy...
Naprawdę nie wiem dlaczego z naszymi poprzednimi nagraniami się tak nie
stało... Nasz pierwszy album – Sticky Situation - wydaliśmy własnym
sumptem i nie był on dostępny poza Islandią. Naszą kolejną płytę – Dry Land
- nagraliśmy dzięki islandzkiemu wydawnictwu w 2009 roku, a w 2011 doczekała
się ona wydania także w niemieckiej wytwórni. Obecnie mamy naprawdę niezły
zespół menadżerski, który świetnie sobie z tym wszystkim radzi, więc naprawdę
cieszymy się, że Tracing Echoes można dostać praktycznie wszędzie!
Premiera płyty w Polsce
spotkała się z wyjątkową otoczką. W jednym z warszawskich barów (Beirut) odbyło
się klimatyczne przedpremierowe odsłuchanie całego albumu. Jak określilibyście
rolę naszego kraju w waszej karierze? Tylko szczerze... Pomogliśmy wam chociaż
trochę?
Dałbym wszystko, żeby tam wtedy
być! Polska jest dla nas tak ekstremalnie miła! Zawsze czujemy się tu dobrze i
czujemy, że polscy fani doskonale łapią sens naszej pracy. Wszyscy bardzo
dobrze pamiętamy, kiedy przyjechaliśmy do was pierwszy raz w 2011. To był
występ w Poznaniu. Nie mieliśmy zupełnie żadnych konkretnych oczekiwań, ale też
i wyjaśnienia, dlaczego później wszystko tak fajnie się potoczyło. To był
naprawdę najlepszy punkt całej naszej trasy! Fani nie dość, że wypełnili
miejsce, w którym graliśmy, to jeszcze znali nasze piosenki. Naprawdę nigdy nie
czuliśmy się tak wspaniale grając!
Polska ma szczególne miejsce w
naszych sercach. To kraj, na który zawsze czekamy z największą
niecierpliwością, by ponownie zawitać tu w trakcie każdej kolejnej trasy.
Ludzie są tu tak mili! Kiedy jesteś komponującym i koncertującym muzykiem,
najlepszą rzeczą, jaka może ci się przytrafić, jest zainteresowanie ludzi tym,
co robisz. I to właśnie dzieje się w Polsce. Wszystkie koncerty, które tu
graliśmy, były dla nas wielkim doświadczeniem i powodowały, że chcemy tu
wracać!
Słyszeliśmy, że ty i Raggi w
trakcie nagrań złapaliście za bas i perkusję. Czy to zapowiedź nowej jakości
Bloodgroup w przyszłości?
Zawsze graliśmy z Raggim na wielu
instrumentach: perkusji, gitarach, basie, wiolonczeli, pianinie... Na nowym
albumie trochę bardziej, niż na poprzednich, wysuwa się to na czoło. Jeśli się
nie mylę, używaliśmy gitary na Sticky Situation. Przez ostatnie dwa lata
zagraliśmy na Islandii kilka akustycznych koncertów, na których ja siadałem za
perkusją, Raggi grał na basie, a Janus na gitarze. Mieliśmy też Oli Arnaldsa na
pianinie oraz kwartet smyczkowy. Nie możemy powiedzieć, że nigdy nie sięgniemy
po te instrumenty w trakcie regularnych występów, ale na dziś dzień nadal
będziemy korzystać z syntezatorów, samplerów i automatów perkusyjnych.
To pierwsza płyta z udziałem
Sunny, chociaż jest w zespole już od dawna. Jak odnalazła się w nowej roli? W
studio była równie dobra, co na scenie?
Sunna dołączyła do zespołu w 2010
roku, zaraz po wydaniu Dry Land. Więc w sumie jest już z nami od ponad
trzech lat. Po tym, jak do nas dołączyła, dużo koncertowaliśmy i właściwie
nigdy nie próbowaliśmy tworzyć razem muzyki aż do niedawna, kiedy zaczęliśmy
prace nad Tracing Echoes. Od zawsze wiedzieliśmy, że Sunna jest dobrym
muzykiem, ale nie mieliśmy żadnych doświadczeń ze wspólnej pracy.
Przez pierwsze dwa miesiące,
kiedy zaczynaliśmy gromadzić pomysły na album, ja, Raggi i Janus spędzaliśmy
mnóstwo czasu w studio, a Sunna została trochę na uboczu. Dopiero kiedy
zaczęliśmy naprawdę koncentrować się na pisaniu i nagrywaniu kawałków, Sunna
dołączyła do nas i wniosła naprawdę wiele świetnych pomysłów! To było naprawdę
wspaniałe doświadczenie móc pracować z nią w studio. Czuliśmy, jakby zajmowała
się tym przez całe swoje życie! Nigdy nie wyobrażałem sobie, że ten projekt
pójdzie tak zgrabnie i szybko, jak jeszcze nigdy dotąd. Tworzenie Tracing
Echoes sprawiło nam naprawdę niezłą frajdę!
Rozmawiał Miłosz Karbowski
Zobacz naszą gigową polecajkę!
Przypominamy, że Bloodgroup
pojawi się w Polsce na czterech koncertach:
07.04 – Poznań – Pod Minogą
08.04 – Sopot – Sfinks
09.04 – Warszawa - BASEN
10.04 – Kraków – Forty Kleparz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.