A Blink Of An Eye zdecydowanie
satysfakcjonuje swoim poziomem i jakością.
Maurice Fulton to niezwykle wrażliwy kolorysta, który konstruuje odznaczające się niebywałą precyzją, lśniące całą paletą mikro-ornamentów i wymyślnych wzorów, digitalne impresje. Celowo unikam słowa „taneczne”, bo choć są to numer iście nadające się na podgrzewanie parkietu, to jednak największej radości dostarcza śledzenie powoli w warunkach klinicznych rozkwitającego strukturalnego kwiecia, badanie jego stadiów i odkrywanie jego najmniejszych dysonansów.
A
jest się czemu przyglądać. Wygenerowane przez Fultona dźwięki kumulują w sobie
niesamowicie wiele muzycznych światów. Spoglądając tylko na projekt Syclops
(Fulton ma wiele twarzy, wystarczy przypomnieć o takim Mu, gdzie to jednak
producent pociąga za sznurki, a jest jeszcze Boof, Eddie And The Eggs, Ladyvipb
itd.) można wyłowić wiele ciekawych zestawień. Poważkowe pasaże fortepianu
humanizują motorykę w duchu Todda Edwardsa, kwaśny post-rave styka się z
łagodnym klawiszowym krajobrazem, dbałość o detale przywołująca Vocalcity współgra z poetyckimi mirażami
Autechre, subtelny jazz-house Herberta zazębia się odrealnionym rockowym
sztafażem, kaskady jazzowych akordów dryfują nad abstrakcyjnym gąszczem
połamanych techno-beatów, a galaktyczne strumienie kosmische musik koegzystują
z tubylczą tundrowską destrukcją. Tych kilka sprzężeń zdecydowanie zapewnia
Fultonowi swoistą artystyczną syngularność.
A Blink Of An Eye to dość logiczna kontynuacja debiutanckiego I've Got My Eye On You. Zarówno architektura, jak i faktura
kompozycji, a nawet tytuł sofomora czy tytuły poszczególnych utworów, wyraźnie
wskazują na taką prawidłowość. Nie trzeba chyba dodawać, że różnice są
odczuwalne, ale jednak Fulton jest wierny swojej filozofii twórczej, co oczywiście
cieszy. Dostajemy w swoje ręce dzieło dopieszczone i pełne. Wachlarz estetyczny
ponownie zachwyca w całej rozciągłości. Otwierający „Unmatched” to jeszcze
stonowane zaproszenie do dalszej podróży w głąb odjechanej Fultonowskiej
świadomości. Dopiero od odzianego w afrykańskie perkusjonalia i pluskające
motywy „Jamp Bugs” zaczyna się jazda. Co
więcej, z kolejnymi przystankami temperatura rośnie. „Karo’s B” wychodzi od
schematów przypominających industrialną woltę Einstürzende Neubauten, aby wjechać
w tunel im. Maxa Tundry, a następnie złożyć kwiaty przy synthowym pomniku Dj-a
Shadowa. Zaraz potem rusza „5 In” (w trackliście debiutu chował się track „5
Out”, taka mała analogia), drążący pyszne rave’owe rejony, w odpowiednim
momencie podlane pełnym gracji jazzem. A np. „Michele's H With C” to kolejna
rozwibrowana mozaika, którą w ryzach utrzymuje techno wespół z całym
avant-jazzowym aparatem. Cała peregrynacja kończy się w zamykającym całość
tytułowym tracku. To skupiająca wszystkie horyzonty pigułka, surrealistyczna
projekcja czy psychodeliczny strumień świadomości, który mógł się zrodzić tylko
w głowie masterminda Syclops. Mindblowing fucked-up shit? Indeed.
A Blink Of An Eye zdecydowanie
satysfakcjonuje swoim poziomem i jakością. Kto wie, czy w tej dekadzie
powstanie coś równie mocnego w podobnej stylistyce (a może powinienem użyć
słowa „powstało”, bo takie pozycje jak R.I.P.,
Splazsh, Room(s) czy Cosmogramma nowe
Syclops przebija na luzie. Może tylko Galaxy
Garden czy Eye Contact są w
stanie nawiązać walkę)? Cóż, nigdy nic nie wiadomo. A może doczekamy się
trzeciej części, domykającej tę osobliwą trylogię „oka”? Nie wiadomo.
8
Tomasz Skowyra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.