Muzycy ...And You Will Know
Us by the Trail Of Dead to nie tylko twórcy jednej z najbardziej upierdliwych
dla pismaków nazw w historii niezalu (bo skracanie do AYWKUBTTOD dziwnie
wygląda, a Trail Of Dead brzmi jakoś niepełnie), ale przede wszystkim autorzy
historycznej Source Tags and Codes.
To goście, o koncertach których krążą legendy, ale też twórcy dla wielu
rozczarowującej Words apart, którym
zajął parę ładnych lat powrót do dawnej formy.
Formacja z Austin pod przewodnictwem Conrada Kelly'ego i Jasona Reece'a
zadebiutowała w 1998 roku albumem bez tytułu. Młodych gniewnych przygarnął
Trance Syndicate, label Kinga Coffey'a, perkusisty Butthole Surfers. Płyta
ociekała post-hardcore'ową energią, ale też eksperymentatorskimi zapędami z
okolic Sonic Youth i świetnymi melodiami.
Obrany kurs kontynuowali na Madonnie,
albumie wydanym przez większą Merge Records (obok folkowców swoje płyty
wypuszczało tam między innymi Polvo i Dinosaur Jr.). Sukces artystyczny płyty
(wysokie noty w „All Music” i „Melody Makerze”) przyczynił się do wylądowania w
Interscope, gdzie zadebiutowali epką Relative
Ways zapowiadającą ich kolejnego, jak się miało okazać, klasycznego
długograja. Source Tags and Codes.
Jeśli używanie terminu „art punk” ma jakikolwiek sens, to w tym przypadku pasuje
całkiem nieźle. Sprzęgi, wrzaski, krzyki, sprytnie budowana ściana dźwięku,
kontrolowany chaos skonfrontowano z brzmieniami orkiestry i tekstami młodych,
sfrustrowanych inteligentów (jeden z numerów zainspirowany poezją Baudelaire'a,
inny filmem Won Kar-waia). Wciskające w ziemię, często śmigające na MTV2 utwory,
jak i cała reszta nie pozostawiała pytań, co do wartości płyty. Krytycy byli na
kolanach i kiedy chłopaki, zdawać by się mogło, złapali muzycznego pana Boga za
nogi, zastosowali niespodziewany zwrot akcji.
Ten zwrot akcji nazywał się Words apart, nastąpił w 2005 roku i przez długi czas strącił chłopaków z nieba na ziemię. "Pichfork" wyróżniający wcześniej Source Tags & Codes maksymalną notą, dał tym razem czwórkę. Przyjęcie płyty nie pozostało bez wpływu na kondycję psychiczną muzyków, jeden z dwóch ojców-założycieli, Conrad Kelly, rozważał wtedy odejście z zespołu. Ostatecznie jednak muzycy wrócili do studia, żeby zarejestrować So Divided (pierwotnie materiał miał być epką, ostatecznie rozrósł się do pełnoprawnego LP). To wydawnictwo, jak i następne The Century Of Self (2009), gdzie po dwóch piosenkowych płytach zespół wrócił do epickich, pełnych rozmachu kompozycji, nie przyniosło powrotu do dawnej glorii. Zwyżkę formy przyniósł natomiast Tao of dead (2011), jedna z niewielu płyt wychodzących z punk rocka, a zainspirowanych prog-rockiem (Kelly powoływał się na Close to the edge Yes i The Dark Side Of The Moon Pink Floyd), która nie jest śmieszna.
Dyskografię grupy zamyka zeszłoroczny Lost Songs, zaskakujący jeszcze głębszym niż w przypadku poprzedniej płyty powrotem do korzeni. Furą i największą w przypadku tego zespołu prostotą kompozycji. Taki zwrot sprowokował też jeszcze mocniejsze, wielce zaangażowane politycznie teksty.
Niezależnie od wszystkich, mniej czy bardziej udanych, stylistycznych rewolt,
ten AYWKUBTTOD to przede wszystkim konkretni niszczyciele, jeśli chodzi o
koncerty. Trail of Dead w wersji live to, jak można usłyszeć z relacji wielu
naocznych świadków, Trail of Dead w wersji deluxe.
Mateusz Romanoski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw wiadomość.