niedziela, 17 lutego 2013

Recenzja: The History of Apple Pie - "Out of View" (2013, Marshall Teller)


The History of Apple Pie, poza chwytliwą, ciekawą i nawet całkiem długą nazwą posiadają także jedną istotną cechę, która zachęca do bliższego zapoznania się z Out of View. Co to takiego? Przebojowość.








Nie jest to jednak tania przebojowość nastawiona na "trzy akordy, darcie mordy", tudzież nad wyraz komercyjna odmiana indie popu/rocka (patrz: Editors; patrz: Interpol; patrz: Marina i diamenty; patrz: Florence z maszynami; wreszcie patrz: Mumford and Sons i wiele, wiele innych rewelacji propsowanych na Wyspach). To chwytliwość płynąca z serca i zamiłowań muzycznych, brzmień, na których THOAP się wychowali. Dlatego debiutancki album londyńskiej formacji to kolejny powrót do Wielkich lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Takie coś już przerabialiśmy przy okazji chociażby Yuck. Ouf of View to ładny powrót do melodii kojarzonych z klasykami post-punkowej sceny i shoegaze'owego świata XX wieku. Są gitarowe odchyły spod znaku Dinosaur Jr, jest chwytliwość Television, prawie-wgniatajace-w-ziemię ściany dźwięku My Bloody Valentine i eteryczność Deerhoof, a niektóre kawałki spokojnie można porównywać do bardziej ożywionych nagrań Galaxie 500.
W przypadku Yuck popełniłem poważny błąd. Jeszcze dwa lata temu te zrzynki, nazbyt słyszalne inspiracje i cała otoczka ("Moje serce od zawsze biło do Dinosaur Jr") zaburzyły to, co Yuck udało sie zrobić idealnie - nagrać płytę "nuta w nutę" odwołującą się do ninetiesów. Czy to źle? Chyba nie, bo dobrych zespołów nagrywających dobre kawałki w stylu tribute to the 80's and the 90's to obecnie, może nie ze świecą szukać, ale znaleźć ciężko. W 2013, kiedy co jakiś czas zdarza mi się włączyć te największe hity składu Daniela Blumberga, ze swoim debiutanckim długograjem wyskoczyli The History of Apple Pie. No i mamy historię z rozrywki.

Out of View to płyta w żadnym wypadku innowacyjna, zaskakująca, odkrywająca cokolwiek nowego. Wszystko, co ten kwintet z Londynu zawarł na swoim albumie, słyszeliśmy lata temu i słyszeć będziemy jeszcze przez długi czas. Z tych starszych inspiracji już nazwami poleciałem. Z nowszych kapel również można kilka wypisać. Wspomniani Yuck, The Pains of Being Pure at Heart, Toy, Vivian Girls czy Best Coast, jako przedstawiciele tej sceny lo-fi. Z tych średnich zespołów na myśl od razu rzucą się dokonania The Horrors (nie może dziwić, zwłaszcza, że Joshua Hayward z Horrorsów odpowiadał za mix albumu) czy A Place to Bury Strangers w bardziej ugładzonej formie. Ot, nic nowego. Ale The History of Apple Pie, mimo tych zrzynek, mimo pobranych i wbitych w siebie motywów i wyuczonych, najpewniej słuchanych od małego melodii, cieszą. Po prostu cieszą swoją muzyką. Nie męczą, nie irytują wtórnością, a takimi kawałkami jak "Mallory" (jęcząca gitara na początku i na wysokościach refrenów to wykapane Dinozaury) i "The Warrior" (ta psychodeliczna, bałaganiąca końcówka!) naprawdę wciągają .

Już pierwszy utwór pokazuje, że Out of View powinno się traktować nie jak płytę "kolejną z wielu", ale pozycję wartą pochylenia. Noise'owe, ujadające jak w nagraniach Kitchens Of Distinction wejścia gitary dobrze łączą się z delikatnym i eterycznym wokalem Stephanie Min, który, co tu ukrywać, jest jednym z mocniejszych punktów albumu. "See You", chociaż idealnie pasowałoby do jakiegoś młodzieżowego filmu o sercowych rozterkach nastolatków i prezentuje tę bardziej popową stronę zespołu, w pewien naiwny sposób urzeka. Nie jest to kwintesencja kreatywności, bo cały utwór balansuje na schemacie "mocny, jazgoczący początek - dreampopowa wstawka oparta na łagodnym śpiewie - przyśpieszenie i znowu rwące gitary - spokój - kolejny raz noise", ale suma sumarum nie wypada to źle. "The Warrior" to prawdziwy wojownik, rakieta i kolejne połączenie mocnych indie-rockowych riffów z shoegaze'owym rozmarzeniem. No i ta wspomniana wcześniej końcówka - przyspieszenie tempa, nagromadzenie gitar, szorstka ściana dźwięku. "Glitch" kłania się dokonaniom Television (ile to już zespołów z nich w ostatnim czasie czerpie?), a reszta materiału to wymieszanie przesterów z eterycznym wokalem (skojarzenia z Kazu Makino znajdują tu swoją podstawę) i garage popu z shoegaze'em. "Before You Reach the End" wgniata w ziemię swoją długością i konceptem kompozycyjnym. Jest ciekawie, hałaśliwie  czyli tak, jak powinno wyglądać każde m a j e s t a t y c z n e  zakończenie dobrego albumu. Płyty, w której nie ma się praktycznie do czego przyczepić.  

Out of View prezentuje naprawdę ładne piosenki. Nie ma w nich innowacyjności, za bardzo pachnie ejtisami i latami dziewięćdziesiątymi, ale wokal Stephanie Min sprawia, że na płycie jest rzeczywiście uroczo. Pewnie, można zakładać, że "jeśli mam ochotę na ninetiesy, to włączę coś, co w tamtych czasach nagrywał", można i tak. Ale The History of Apple Pie, mimo braku większych niespodzianek, sprawiają, że chyba można o nich myśleć, jako jednym z ciekawszych zespołów prezentujących powrót do indie-rocka ubiegłego wieku.

7

Piotr Strzemieczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.