niedziela, 27 stycznia 2013

Recenzja: Nosaj Thing - "Home" (2013, Innovative Leisure)

Nosaj Thing po ponad trzech latach przerwy wydał swój drugi długogrający krążek. Album Home bardzo różni się od swojego poprzednika, będąc jego bardziej romantycznym i dużo spokojniejszym następcą.





Nosaj Thing długo kazał nam czekać na swój drugi studyjny album, bo od wydania Drift upłynęły już ponad trzy lata, co, w porównaniu do kolegów po fachu, jest wynikiem dość przeciętnym (Flying Lotus - album na rok). Na szczęście w końcu dostaliśmy to, na co czekaliśmy tak długo. Jedyne co nam teraz pozostało, to rozpłynąć się słuchając tych pięknych, syntetycznych dźwięków stworzonych przez Jasona Chunga. Pomimo niewielkiej różnicy pod względem produkcyjnym, jaka dzieli Home od swojego poprzednika, te dwa albumy są od siebie bardzo odległe, jeśli chodzi o klimat.

Utwory na Drift, pomimo bardzo ascetycznej struktury, miały w sobie taneczną energię, co zawdzięczały dobremu hip-hopowemu rytmowi, który stanowił trzon albumu. Home natomiast, poza jednym czy dwoma przykładami, jest krążkiem zawierającym bardzo spokojne, melancholijne produkcje, w których mocny bas jest rzeczą drugorzędną. Sam Chung w jednym z wywiadów podkreślał, że jego nowe produkcje będą bardziej osobiste niż poprzednie. Takie też są. Wszystkie (z malutkimi wyjątkami) stanowią niezwykłą podróż przez świat, w którym pośpiech, strach czy niepewność są rzeczami drugorzędnymi. Wystarczy posłuchać jednej z lepszych piosenek na płycie – „Try” - lub niezwykle spokojnego, przypominającego produkcje Duńczyka Trentemøllera kawałka „Safe”, aby przekonać się, co mam na myśli. Pomimo zastosowania przez Jasona surowych i zimnych dźwięków syntezatora, całość sprawia bardzo pozytywne i kojące wrażenie.

Słuchając utworów zgromadzonych na tym krążku jesteśmy w stanie zrozumieć czemu Jason nadał jemu tytuł Home, choć z drugiej strony wydaje się to trochę zbyt oczywiste. Odstępstwem od ogólnego zamysłu albumu wydaje się być utwór "Light #3", ale i on pomimo szybszego tempa również jest bardzo nastrojową produkcją. Spośród wszystkich pozycji na pierwszy plan wybijają się te wokalne, na których gościnny udział wzięli Toto Y Moi oraz Kazu Makino z Blonde Redhead. Jednak ani "Try", ani "Eclipse/Blue" nie są moimi ulubionymi utworami z płyty. Są nimi "Snap", który obok "Light #3" jest najżywszym elementem całego LP oraz "Tell", którego trzon stanowi świetny rytmiczny podkład. W całości album ten jest propozycją dość problematyczną, ponieważ aby go całkowicie docenić, należy poświęcić trochę czasu, żeby usiąść i w spokoju go przesłuchać. Oczywiście, płyta może stanowić tło do naszych codziennych zajęć, jednak wtedy szybko nas znudzi i będziemy zmuszeni włączyć coś żywszego i wymagającego mniej zaangażowania.

6



Wojtek Irzyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw wiadomość.